sobota, 19 stycznia 2013

Część 5


Jagoda jeździła opuszkiem po dobrze widocznych, wypukłych liniach, tworzących kształty, wyglądające jak tysiące tuneli mrowiska. Kontury rozgałęziały się niczym nieskończone korzenie ogromnego drzewa. Jasnoczerwone ślady zajmowały cały obszar łopatek, schodziły się na środku kręgosłupa w grubszy pień i zwężając się schodziły w dół, by zakończyć się zawijasami i spiralami.

-Ej koleś, ty masz tatuaż? Czemu nic nie mówiłeś? – powiedział Logan z pretensją w głosie.

-Nie, nie, co ty.. starzy, by mnie zabili. Kiedyś we mnie piorun walnął i tyle. Żyły wychodzą na wierzch pod wpływem uderzenia i gorąca. Jakoś tak mi to ojciec tłumaczył. Cud, że przeżyłem. – wyprostował się, nie zważając na dotyk Jagi i wyciągnął rękę po koszulkę, którą zgrabnie trzymała Brit. 

-Mogę? – zapytał zadziornie, uśmiechając się. Nastolatka zamrugała nerwowo i zwróciła ubranie właścicielowi. Bluzka na nowo zasłoniła wąskie, zakręcone niteczki.

-Figura Lichtenberga… stąd widziałam już te wzory! – zawołała zachwycona Jaga.

-Kogo? – powiedzieli niemal jednocześnie wszyscy z wyjątkiem Ray ’a.

-„Znaki te zostały po raz pierwszy odkryte przez niemieckiego fizyka Georga Christopha Lichtenberga, który badał je już pod koniec XVIII wieku. Lichtenberg zbudował wielki elektrofor, aby generować elektryczność statyczną o wysokim napięciu. Po wyładowaniu jej na powierzchni materiału nieprzewodzącego odkrył on dziwne wzory.” – wyrecytowała niemalże podręcznikowo rudowłosa. Zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na chłopaka jak na ósmy cud świata. Logan wykonał dwa obroty na ruchomym krześle.

-Nigdy jakoś o tym nie wspominałeś, a mieszkamy w tym samym pokoju już trzeci rok. – stwierdził bez emocji i spojrzał wymownie na przyjaciela.

-Zapomniałem o tym, nie chciałem pamiętać, nie ważne, te „wzory” ponoć miały zniknąć lub zostawić tylko ledwo widoczne blizny, nie widzę na co dzień swojego tyłu. – przy czym wyciągnął całe ramię za siebie i skierował swój kciuk na plecy, by zaprezentować co ma na myśli. Czarne jak węgiel, lekkie loki zawirowały wraz w ruchem na obrotowym krześle. Chłopak o krystalicznie niebieskich oczach był wyraźnie urażony tym niedoinformowaniem.

-Są naprawdę niesamowite. – rzekła Lucrecia najsłodszym głosem, na jaki było ją stać. Dorzuciła również swój przeuroczy, śnieżnobiały uśmiech. Ray odwzajemnił jej tym samym. Jaga się nie poddawała, zrobiła krok do przodu i podniosła rąbek koszulki „wybrańca”, by jeszcze raz móc się przyjrzeć temu naukowemu zjawisku. Chłopak jedynie zerknął na nią przez ramię i wymownie przewrócił oczami. W tym momencie, oczy rudej dziewczyny delikatnie się zwęziły, zmarszczyły, przy czym jej okrągłe okulary w cienkich oprawkach nieco się obsunęły, a następnie rozszerzyły z wyrazem zaszokowania.

-Bryt – powiedziała niemal drżącym głosem.

-Widzicie te znaczki, tutaj? To staroegipskie słowo, ten język jest wymarły. Niezwykły przypadek… dokończyła przykładając wyprostowany palec wskazujący oraz kciuk ułożone w kształt pistoletu do brody jak typowy myśliciel.

-Powiesz w końcu, co to znaczy? – zawołała Sky z nieukrywaną niecierpliwością.

-Heban. – rzuciła niedbale Jaga, jakby to było oczywiste. Spojrzeli po sobie niepewnie. Heban? Co za głupota. Britney zatrzepotała rzęsami jeszcze raz i podeszła do Jagi.

-Słońce, to tylko jakieś znaczki, jak z resztą cały ten ślad. – powiedziała twierdząco szatynka.

-Po za tym, skoro to wymarły język, to niby jak mogłaś to przeczytać? – zauważyła Luci, ściskając coraz mocniej swoją ulubioną przytulankę.

-To pewnie tylko przypadek, nieważne. – odrzekła zrezygnowana okularnica i usiadła niedbale na najbliższym z łóżek. Wyglądała na zawiedzioną brakiem zainteresowania u swoich znajomych. Z drugiej strony, przywykła do tego. Jagoda była niemal maniaczką zjawisk przyrodniczych, zmian w organizmach, nowościach na rynku mikro i makro biologii oraz fanatyczką natury. Zdradzał ją już nawet wygląd. Bujne, naturalnie rude, kręcone włosy, w których bardzo często wpinała różne kwiaty, luźne ubrania, w których czuła się, jak to zwykła mawiać „wolna” i niezliczona liczba pacyfek i znaków pokoju, które można było znaleźć w jej garderobie i akcesoriach, mogły świadczyć wyłącznie o „hipistycznych” poglądach. Sky zauważyła smutną minę koleżanki.

-Aaa… jak wygląda ten heban? – zerknęła kątem oka na hipiskę, która z nowo odzyskaną nadzieją podniosła głowę, a jej okrągłe szkła, aż zabłyszczały. Rozejrzała się badawczo po pokoju, a po chwili zatrzymała wzrok na pewnym punkcie na podłodze. Wstała, zrobiła kilka pewnych kroków i z rozmachem wskazała jedną z desek. Sky przez chwilę pożałowała, że chciała poprawić humor przyjaciółce. Poczuła delikatny ucisk w gardle.

-To jest zdecydowanie heban.  – dziewczyna wskazała na, delikatnie różniący się od pozostałych, kawałek drewna. Ray od razu zbliżył się do wskazanego miejsca. Zastukał w parkiet dwoma złączonymi palcami, z precyzją prawdziwego konesera.

-Hej! Ona jest poluzowana! – Uniósł czuprynę i zbadał wszystkich zielonymi oczami, z typowym dla siebie zadziornym i pełnym fascynacji uśmiechem. Skyler położyła instynktownie dłoń na brzuchu, w miejscu gdzie cienka tasiemka przyciskała skarb do jej ciała. Jednym, zamaszystym ruchem wyciągnął hebanową deseczkę z wnęki. Wszystkie twarze w pomieszczeniu nadstawiły się nad dziurą. Była jednak pusta. Ray wyraźnie westchnął rozczarowany, odłożył fragment podłogi na miejsce.

-Może następnym razem, znajdziemy jakiś skarb. – powiedział pełen nadziei i uśmiechnął się do Sky. Ona jednak zacisnęła palce w swobodnie zwisającej dłoni, drugą przycisnęła jeszcze mocniej do tasiemki. Logan zerknął na swój zegarek Ingersoll, a zaraz potem leniwie się przeciągnął. Zeskoczył z obrotowego fotela i wolnym krokiem zaczął iść w kierunku drzwi. Po drodze złapał przyjaciela za rękaw koszulki i pociągnął go za sobą.

-Zbieramy się. – rzucił niedbale, nie zważając na to, czy ktoś poza nim to usłyszy. Dziewczyny poczuły jedynie delikatną woń jego perfum, a chłopcy już zdążyli wyjść. Sky szybko podbiegła do zamka w drzwiach, złapała za mały kluczyk, który zawsze wisiał na specjalnych haku koło framugi, włożyła go w dziurkę i przekręciła dwa razy. Żadna ze współlokatorek nie wyraziła sprzeciwu. Odwróciła się na pięcie, oparła plecami i zsunęła, aż na mały dywanik, z nieukrywaną ulgą. „W końcu wyszli!” zdawały się krzyczeć jej oczy.

2 komentarze:

  1. akcja się rozkręca... podoba mi się =D

    OdpowiedzUsuń
  2. aż jestem ciekawa o co chodzi z tymi znakami u Raya :D

    OdpowiedzUsuń