Jagoda jeździła opuszkiem po dobrze widocznych,
wypukłych liniach, tworzących kształty, wyglądające jak tysiące tuneli mrowiska.
Kontury rozgałęziały się niczym nieskończone korzenie ogromnego drzewa. Jasnoczerwone
ślady zajmowały cały obszar łopatek, schodziły się na środku kręgosłupa w
grubszy pień i zwężając się schodziły w dół, by zakończyć się zawijasami i
spiralami.
-Ej koleś, ty masz tatuaż? Czemu nic nie mówiłeś?
– powiedział Logan z pretensją w głosie.
-Nie, nie, co ty.. starzy, by mnie zabili. Kiedyś
we mnie piorun walnął i tyle. Żyły wychodzą na wierzch pod wpływem uderzenia i gorąca. Jakoś tak mi to ojciec tłumaczył. Cud, że przeżyłem. – wyprostował się, nie zważając na dotyk Jagi i
wyciągnął rękę po koszulkę, którą zgrabnie trzymała Brit.
-Mogę? – zapytał zadziornie, uśmiechając się.
Nastolatka zamrugała nerwowo i zwróciła ubranie właścicielowi. Bluzka na nowo
zasłoniła wąskie, zakręcone niteczki.
-Figura Lichtenberga… stąd widziałam już te
wzory! – zawołała zachwycona Jaga.
-Kogo? – powiedzieli niemal jednocześnie wszyscy
z wyjątkiem Ray ’a.
-„Znaki
te zostały po raz pierwszy odkryte przez niemieckiego fizyka Georga
Christopha Lichtenberga, który badał je już pod koniec XVIII wieku.
Lichtenberg zbudował wielki elektrofor, aby generować elektryczność statyczną o
wysokim napięciu. Po wyładowaniu jej na powierzchni materiału nieprzewodzącego
odkrył on dziwne wzory.” – wyrecytowała niemalże podręcznikowo rudowłosa.
Zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na chłopaka jak na ósmy cud świata. Logan
wykonał dwa obroty na ruchomym krześle.
-Nigdy
jakoś o tym nie wspominałeś, a mieszkamy w tym samym pokoju już trzeci rok. –
stwierdził bez emocji i spojrzał wymownie na przyjaciela.
-Zapomniałem
o tym, nie chciałem pamiętać, nie ważne, te „wzory” ponoć miały zniknąć lub
zostawić tylko ledwo widoczne blizny, nie widzę na co dzień swojego tyłu. –
przy czym wyciągnął całe ramię za siebie i skierował swój kciuk na plecy, by
zaprezentować co ma na myśli. Czarne jak węgiel, lekkie loki zawirowały wraz w
ruchem na obrotowym krześle. Chłopak o krystalicznie niebieskich oczach był
wyraźnie urażony tym niedoinformowaniem.
-Są
naprawdę niesamowite. – rzekła Lucrecia najsłodszym głosem, na jaki było ją
stać. Dorzuciła również swój przeuroczy, śnieżnobiały uśmiech. Ray odwzajemnił
jej tym samym. Jaga się nie poddawała, zrobiła krok do przodu i podniosła rąbek
koszulki „wybrańca”, by jeszcze raz móc się przyjrzeć temu naukowemu zjawisku.
Chłopak jedynie zerknął na nią przez ramię i wymownie przewrócił oczami. W tym
momencie, oczy rudej dziewczyny delikatnie się zwęziły, zmarszczyły, przy czym
jej okrągłe okulary w cienkich oprawkach nieco się obsunęły, a następnie
rozszerzyły z wyrazem zaszokowania.
-Bryt –
powiedziała niemal drżącym głosem.
-Widzicie te znaczki, tutaj? To staroegipskie
słowo, ten język jest wymarły. Niezwykły przypadek… –
dokończyła przykładając wyprostowany palec wskazujący oraz kciuk ułożone w
kształt pistoletu do brody jak typowy myśliciel.
-Powiesz w końcu, co to znaczy? – zawołała Sky z
nieukrywaną niecierpliwością.
-Heban. – rzuciła niedbale Jaga, jakby to było
oczywiste. Spojrzeli po sobie niepewnie. Heban? Co za głupota. Britney zatrzepotała
rzęsami jeszcze raz i podeszła do Jagi.
-Słońce, to tylko jakieś znaczki, jak z resztą
cały ten ślad. – powiedziała twierdząco szatynka.
-Po za tym, skoro to wymarły język, to niby jak
mogłaś to przeczytać? – zauważyła Luci, ściskając coraz mocniej swoją ulubioną
przytulankę.
-To pewnie tylko przypadek, nieważne. – odrzekła
zrezygnowana okularnica i usiadła niedbale na najbliższym z łóżek. Wyglądała na
zawiedzioną brakiem zainteresowania u swoich znajomych. Z drugiej strony,
przywykła do tego. Jagoda była niemal maniaczką zjawisk przyrodniczych, zmian w
organizmach, nowościach na rynku mikro i makro biologii oraz fanatyczką natury.
Zdradzał ją już nawet wygląd. Bujne, naturalnie rude, kręcone włosy, w których
bardzo często wpinała różne kwiaty, luźne ubrania, w których czuła się, jak to
zwykła mawiać „wolna” i niezliczona liczba pacyfek i znaków pokoju, które można
było znaleźć w jej garderobie i akcesoriach, mogły świadczyć wyłącznie o
„hipistycznych” poglądach. Sky zauważyła smutną minę koleżanki.
-Aaa… jak wygląda ten heban? – zerknęła kątem oka na
hipiskę, która z nowo odzyskaną nadzieją podniosła głowę, a jej okrągłe szkła,
aż zabłyszczały. Rozejrzała się badawczo po pokoju, a po chwili zatrzymała
wzrok na pewnym punkcie na podłodze. Wstała, zrobiła kilka pewnych kroków i z
rozmachem wskazała jedną z desek. Sky przez chwilę pożałowała, że chciała
poprawić humor przyjaciółce. Poczuła delikatny ucisk w gardle.
-To jest zdecydowanie heban. – dziewczyna wskazała na, delikatnie różniący
się od pozostałych, kawałek drewna. Ray od razu zbliżył się do wskazanego
miejsca. Zastukał w parkiet dwoma złączonymi palcami, z precyzją prawdziwego
konesera.
-Hej! Ona jest poluzowana! – Uniósł czuprynę i zbadał
wszystkich zielonymi oczami, z typowym dla siebie zadziornym i pełnym
fascynacji uśmiechem. Skyler położyła instynktownie dłoń na brzuchu, w miejscu
gdzie cienka tasiemka przyciskała skarb do jej ciała. Jednym, zamaszystym
ruchem wyciągnął hebanową deseczkę z wnęki. Wszystkie twarze w pomieszczeniu
nadstawiły się nad dziurą. Była jednak pusta. Ray wyraźnie westchnął
rozczarowany, odłożył fragment podłogi na miejsce.
-Może następnym razem, znajdziemy jakiś skarb. –
powiedział pełen nadziei i uśmiechnął się do Sky. Ona jednak zacisnęła palce w
swobodnie zwisającej dłoni, drugą przycisnęła jeszcze mocniej do tasiemki. Logan
zerknął na swój zegarek Ingersoll, a zaraz potem leniwie się przeciągnął.
Zeskoczył z obrotowego fotela i wolnym krokiem zaczął iść w kierunku drzwi. Po
drodze złapał przyjaciela za rękaw koszulki i pociągnął go za sobą.
-Zbieramy się. – rzucił niedbale, nie zważając na to, czy
ktoś poza nim to usłyszy. Dziewczyny poczuły jedynie delikatną woń jego perfum,
a chłopcy już zdążyli wyjść. Sky szybko podbiegła do zamka w drzwiach, złapała
za mały kluczyk, który zawsze wisiał na specjalnych haku koło framugi, włożyła
go w dziurkę i przekręciła dwa razy. Żadna ze współlokatorek nie wyraziła
sprzeciwu. Odwróciła się na pięcie, oparła plecami i zsunęła, aż na mały
dywanik, z nieukrywaną ulgą. „W końcu wyszli!” zdawały się krzyczeć jej oczy.
akcja się rozkręca... podoba mi się =D
OdpowiedzUsuńaż jestem ciekawa o co chodzi z tymi znakami u Raya :D
OdpowiedzUsuń