sobota, 23 lutego 2013

Część 11


Szedł za Gotką, aż do damskiej łazienki. Zatrzymał się na chwilę przed drzwiami. Rozejrzał się gwałtownie i chwycił mopa na długim kiju, który stał w wiadrze wypełnionym brudną wodą. Nacisną na klamkę i wszedł do "strefy zakazanej dla chłopców". Z łatwością wygiął na kolanie plastikową rurkę, na której końcu wisiały mokre sznurki. Przełożył ją przez klamkę, a drugim końcem zahaczył o wiszącą obok gaśnicę. Skyler stała oparta o jedną z umywalek, patrząc się tępo w lustro.

-Ogarnij się. – rzucił nagle chłopak. Sky obruszyła się i spojrzała Willa.

-Słucham? – zawołała, opierając dłoń na biodrze. Jej eyeliner delikatnie rozmazał się na lewym oku. Nastolatek podszedł do niej pewnym krokiem, dudniąc ciężkimi butami o płytki na podłodze. Dziewczyna cofnęła się, jednak Will zbliżył się do niej i chwycił ją gwałtownie za podbródek.

-Trzymaj fason. – niemal ryknął. Puścił ją i odwrócił się. Zrzucił pogiętego mopa i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Skyler stała chwilę jak wryta. Poprawiła spodniczkę i wytarła czarny ślad na powiece. Pociągnęła nosem, uniosła dumnie głowę. "Trzymaj fason." Powtórzyła. Założyła włosy za ucho. Przyjrzała się sobie. Miała lekko podkrążone oczy. Łzy zmyły starannie nałożony podkład. Na prawym policzku ukazał się pieprzyk, którego nie tolerowała. Spuściła kilka kruczoczarnych pasemek na twarz. Wyszła z łazienki w momencie, w którym zadzwonił dzwonek.

-Po lekcjach umawiamy się z Charlesem i w nocy schodzimy do piwnicy. Wszyscy razem. – powiedziała do przyjaciółek, gdy weszła do sali od matematyki. Dziewczyny lekko zdziwione, uśmiechnęły się na tą miłą zmianę. Godziny ciągnęły się leniwie, a kiedy w końcu wyszły poza próg szkoły, wybiła godzina piętnasta.

Radośnie weszły do salonu, unosił się tu zapach pieczeni wołowej, tradycyjnego, angielskiego obiadu. Sylvia właśnie skończyła ubijać ziemniaki. Wręczyła fartuszek Margaret i wyszła ze zmiotką do kurzu i talerzem dla dozorcy. Na kanapie w pasy siedział Nathaniel. Jego brązowe, średniej długości włosy idealnie komponowały się ze skórzaną okładką książki, którą z zaciekawieniem czytał. Jeździł niebieskimi oczami wers po wersie. Luci od razu poznała grube obicie i zżółkłe kartki. Stuknęła biodrem o bok Sky, by zwrócić jej uwagę.

-Tu jest nasze słoneczko. – odpowiedziała szeptem z uniesioną głową. Machnęła ręką. "Ważne, że jest w domu Clio." Zdawały się mówić jej oczy. Każdy zajął swoje miejsce. Margo odłożyła fartuszek do szuflady i usiadła obok Jagody. Rozpoczęła się uczta. Wśród gwaru i rozmów, Ray niespodziewanie objął bladą dłoń Lucreci. Nastolatka odwróciła głowę. W jej źrenicach zapłonęły małe ogniki. Jednak w tym momencie zauważył to Logan, który o mało co nie zadławił się kawałkiem mięsa. Śmiał się ze starań przyjaciela, podczas gdy on sam nie był w stanie normalnie porozmawiać z dziewczyną. Ray odsunął rękę i spiął ramiona. Luci oparła łokieć o stół i nadziała sałatę na widelec. Miała wyraźnie zawiedzioną minę. Nath zanim usiadł do obiadu, położył książkę na stoliku, stojącym przed kanapą. Skyler postanowiła to wykorzystać. Pierwsza skończyła jedzenie i dyskretnie chwytając księgę, wyszła na korytarz. Zawędrowała po schodach do pokoju, który dzieliła z przyjaciółkami i zanim się zjawiły, zdążyła przeczytać kilka stron.

Z rozczarowaniem rzuciła książkę na materac.

-Nie ma tu nic przydatnego. – jęknęła do koleżanek.

-To samo mówiłaś o rysunku słońca. – powiedziała z przekąsem Britney i spojrzała wymownie na Luci. Przytaknęła jej subtelnie. Sky przewróciła oczami, podniosła książkę i wręczyła ją Jagodzie. Dziewczyna usiadła w swoim ulubionym fotelu, obsypanym kwiatuszkami i zanurzyła się w lekturze. Brit na nowo spakowała wszystkie potrzebne rzeczy do niebieskiej torby Nike. Charles przygotowywał się u siebie. Schował latarkę za pas i udał, że idzie już spać. Ray, Logan i Colin tylko spojrzeli po sobie zdziwieni.

Nastolatki założyły piżamy, a kiedy nadszedł czas sprawdzania i do pokoju wszedł Augustus, leżały już z zamkniętymi oczami w łóżkach. Wszystko się zgadza. Zszedł po skrzypiących schodach z małym, srebrnym kluczykiem w dłoni. Już miał zamiar włożyć go w zamek, kiedy drwi otworzyły się gwałtownie, uderzając go w czoło.

-Augustusie, przepraszam Cię bardzo! Nie zauważyłam... – dozorca przerwał Sylvii gestem ręki.

-Co robiłaś w piwnicy? – warknął, trzymając się za bolące skronie.

-Sprzątałam. Nawet byś nie uwierzył ile kurzu było tam na dole. – dodała z uśmiechem, wskazując na zmiotkę w ręku i czarny worek. Mężczyzna uniósł brwi i zmarszczył nos. Przepchnął Sylvię i zbiegł na dół. Piwnica była starannie wysprzątana. Nawet wieczka słoików zostały przetarte. Augustus włączył światło. Pojedyncza żarówka wisząca na kablu zaświszczała i rzuciła słabe światło na pomieszczenie. Sylvia, lekko oburzona zachowaniem dozorcy, podwinęła rękawy i poszła wyrzucić śmieci.

-Na co było mi dorabiać ten piekielny klucz. – mruczał sam siebie Augustus, ubolewając nad wytarciem śladów. Nie miał już dowodów, że krnąbrne nastolatki włóczyły się tu po nocy. Zawarczał jeszcze raz. Wszedł na parter głośno tupiąc, zamknął drzwi i udał się do biura. Minęły jeszcze trzy godziny zanim poszedł spać. Przyjaciółki o mało co, same nie zasnęły. O trzeciej trzydzieści wyszły z pokoju i spotkały się z Charlesem. Za pomocą agrafek udało mu się otworzyć zamek, dziewczyny po raz drugi wykradły kluczyk. Jednak tym razem wszystko poszło sprawniej.


Zeszli w milczeniu po betonowych schodów. Od razu zauważyli brak kurzu i pyłu. Przyjemna zmiana. Ponownie Britney nacisnęła środek słońca jako, że była najwyższa z przyjaciółek. Charles przyglądał się temu z uwagą, poprzednio widział tylko odsuwającą się, z niewiadomych przyczyn, ścianę. Przesunęła się, wydając odgłos trących się o siebie cegieł, jednak był on bardzo cichy. Grupa przeszła przez próg, poczym przejście zamknęło się za nimi. Tutaj niestety bród utrzymywał się jak dawniej. W powietrzu unosił się zapach starości. Uczniowie rozejrzeli się po pomieszczeniu. Zeszli w milczeniu po betonowych schodów. Od razu zauważyli brak kurzu i pyłu. Przyjemna zmiana. Ponownie Britney nacisnęła środek słońca jako, że była najwyższa z przyjaciółek. Charles przyglądał się temu z uwagą, poprzednio widział tylko odsuwającą się, z niewiadomych przyczyn, ścianę. Przesunęła się, wydając odgłos trących się o siebie cegieł, jednak był on bardzo cichy. Grupa przeszła przez próg, poczym przejście zamknęło się za nimi. Tutaj niestety brud utrzymywał się jak dawniej. Unosił się tu zapach starości. Nastolatkowie rozejrzeli się po pomieszczeniu. Skyler podeszła pewnym krokiem do stołu. Nabrała powietrza i zdmuchnęła cały kurz zalegający na blacie. Uniósł się pod sam sufit, szczypiąc w oczy i drapiąc gardła. Przyjaciele zaczęli kasłać. Oczy Sky zabłysnęły. Zobaczyła wyryte na drewnianym stole litery.

-"Niech światło Cię prowadzi." – odczytała na głos. Odwróciła się do kolegów.

-Pewnie chodzi o obrazek słońca. – powiedziała Britney.

-A może należy to interpretować bardziej dosłownie? – Jagoda wskazała na żyrandol, wiszący nad wydzierganym zdaniem. W jednej chwili Charles wyjął małą zapalniczkę z kieszeni na piersi. Dziewczyny spojrzały na niego podejrzliwie. Przewrócił oczami, podszedł bliżej.

Lont zapalił się od jednej iskry. Nagle tysiące ogników padło na wszystkie ściany, migocąc odbiciami kryształów. Pokój wyglądał jak najpiękniejszy kryształ. Wosk trochę stopniał, żyrandol obsunął się o jedno oczko na łańcuchu. Mechanizm zaczął działać. Nagle pod nogami Luci uruchomiła się zapadnia.

-Aaaaaaaaaaaa... – zabrzmiał piskliwy głos dziewczyny.

-Lucrecia! Luci! Słyszysz mnie!? – wrzasnęła Skyler przypadając do wąskiej, okrągłej dziury. Jasnowłosa uniosła wachlarz czarnych rzęs. Leżała, oparta o ceglaną ścianę. Uniosła głowę do góry. Zobaczyła niewyraźne, migocące światło i czarny zarys postaci. Spróbowała się podnieść. Pisnęła i złapała się za kostkę. Stanęła na jednej nodze i obróciła się, podskakując kilka razy. Dotykała zimnych ścian wokół siebie drżącymi dłońmi. Macała cegły od góry do dołu. Wyczuła metalową konstrukcję powyżej czoła.

-Lucreciaaaa! – głos Gotki niósł się echem. Luci uniosła podbródek.

-Jestem cała! – odparła drgającym jeszcze głosem. Nagle zauważyła słaby płomień schodzący w dół w ślad za nią. Zajęła się od niego świeczka umocowana na stelażu. Jasny płomień oświetlił bladą twarz blondynki i rozerwane pajęczyny. Dziewczyna jęknęła głośno. Sky otworzyła szerzej oczy. Kiedy słaby promień rzucił światło na tunel od razu rozpoznała pomieszczenie ze snu. Świeczka ruszyła, zaczęła krążyć dookoła jasnowłosej. Niczym umocowana do ciuchci na okrągłych szynach. Luci wodziła oczami za nią. Skakała na jednej nodze wokół własnej osi. Na ścianie za nią wędrował spory cień. "Dlaczego otworzyłam wtedy oczy?" Dręczyła się w myślach Sky. "Wiedziałabym co robić!" Zrzucała na siebie całą winę.

-Pokonać cień, pokonać cień... – powtarzała bez końca, chodząc w koło.

-Luci! Musisz zdmuchnąć tą świeczkę! – krzyknęła po chwili namysłu.

-Zwariowałaś? – odparła jasnowłosa, stając nagle w miejscu.

-Zaufaj mi! Będzie jak podczas zaćmienia, nie będzie cieni. – Gotka spojrzała pytająco na Jagodę. Przyjaciółka przytaknęła, dumna, że dziewczyna pamięta jej słowa. Luci zacisnęła powieki. Stanęła na palcach, zignorowała ból w kostce i z całej siły wypuściła powietrze z ust. Zapanował zupełny mrok.

 
Otworzyła oczy, jednak nie było potrzeby, by przyzwyczaiły się do ciemności. Niektóre z cegieł zaświeciły nagle, jakby obsypane proszkiem fluorescencyjnym. Instynktownie położyła dłoń na jednej z nich. Ruszyła się pod naciskiem. Wsunęła się w ścianę, a pozostałe wykonały taki sam ruch. W tym samym momencie, w pomieszczeniu, w którym przebywali pozostali poszukiwacze przygód, regał z książkami przesunął się niczym drzwi obrotowe.

-Luci! Udało się! Zrzucimy ci linę! – krzyknęła Skyler, spojrzała wymownie na torbę Bri. Dziewczyna chwyciła za suwak i wyjęła grubą linę do wspinaczki. Zrzuciła jeden koniec do dziury w podłodze.

-Obwiąż się nią w pasie! – wydała komendę alpinistka. Lucrecia zawiązała porządny supeł wokół swoich bioder i pociągnęła za linę dwa razy, dając znak, że mogą ją wciągnąć. W jednej chwili poczuła ucisk na brzuchu, a jej stopy uniosły się nad ziemią. Wyszła z otchłani opierając się na łokciach. Przyjaciółki przypadły do blond piękności, niczym po długiej rozłące. Z boku stał Charles i uśmiechał się pod nosem. Lucrecia spojrzała błękitnymi zwierciadłami na półkę z książkami. Uniosła kąciki ust, była z siebie bardzo dumna. Nagle poczuła pieczenie na policzku. Z zadrapania spłynęła niewielka strużka krwi. Dotknęła bladą dłonią bolącego miejsca. Spojrzała na palce i po chwili zemdlała. Charles podbiegł i ukląkł obok niej. Delikatnie uniósł jej głowę i położył na swoim ramieniu.

-Wracajmy już. – polecił, gdy dźwignął dziewczynę na rękach. Przyjaciółki pokiwały zgodnie głowami. Obejrzały się ostatni raz za siebie, by przypatrzeć się nowemu wejściu do dalszej części zagadki. Skyler objęła przez materiał klucz, leżący głęboko w jej kieszeni. Nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła go użyć. Britney nacisnęła wypukłe koło otoczone narysowanymi promieniami i wszyscy znaleźli się w piwnicy. Ruchoma ściana zasunęła się, nie wydając najcichszego dźwięku. Charlie zaniósł Lucrecie na piętro i położył ją na łóżku. Wrócił do siebie zanim ktokolwiek zauważył jego zniknięcie. Dziewczęta również ułożyły się wygodnie i zapadły w sen. Jagoda przedtem wytarła krew na twarzyczce Luci, przyłożyła wilgotny materiał i nałożyła specjalną maść. Spały spokojnie.

piątek, 15 lutego 2013

Część 10



-Poszedł? – rozległ się delikatny głos Jagody. Britney na nowo włączyła latarkę i skierowała jej promień na towarzyszy. Charlie postawił Lucrecie na ziemi.

-Co to było? – burknęła, szturchając chłopaka w bark. Nastolatek zmierzwił wilgotne i zlepione od kurzu włosy. Wsadził dłonie do kieszeni w spodniach od dresu.

-Mam młodszą siostrę i tak po prostu zareagowałem. Zawsze musiałem ją chronić. chłopak zaczął się jąkać. To było bardzo nietypowe dla szkolnego luzaka, flirciarza o uwodzicielskim głosie. Luci złapała go za rękę i splotła swoje palce z jego. Sky widząc to, poczuła niesamowity ucisk w żołądku. Jakby ktoś wbił jej sztylet w samo serce. Dlaczego? Nienawidziła Charlesa. Otwarcie go nie tolerowała. Jednak teraz jej dłonie zaczęły drgać, a do oczu napłynęły łzy.

-Doceniam to. – powiedziała Luci, z charakterystycznym dla siebie, pięknym uśmiechem. Chłopak odwzajemnił uścisk.

-Gdzie my jesteśmy? – przerwała Bri, kierując snop światła na tajemne pomieszczenie. Skyler wykorzystała chwilę nieuwagi znajomych i przetarła oczy rąbkiem koszuli w czarne i szare pasy. Pokój był trzy razy większy od piwnicy. Ściany pokryte brązową tapetą w żółte lilie nadawały mu wyjątkowo dostojny charakter. Większość z nich była zakryta przez wysokie regały, zapełnione księgami w twardych oprawach. Drewniana podłoga, zapewne hebanowa, pokryta była warstwą kurzu, który osiadał na niej przez wiele lat. Po środku sali stał stół, na którego gładkim blacie, również zalegała gruba warstwa pyłu. Pomieszczenie wyglądało jak dawno nie odwiedzana biblioteka lub gabinet. Z sufitu zwisał kryształowy żyrandol, w którego centrum, było miejsce na świecę.

-Chodźmy stąd. – zaproponowała Lucrecia ze strachem w głosie. Wodziła wzrokiem za małym pająkiem tkającym tysięczną sieć w tym pomieszczeniu.

-Mamy jeszcze klucz! – zaprotestowała Skyler. Jednak koleżanki były już zmęczone. "Chodź, Sky" rzuciła Bri oświetlając jedyny fragment ściany, nie pokryty kwiatową tapetą. "Tak. Pora wracać." Przyznała jej rację, ale wyłącznie w myślach, nie śmiałyby tego zrobić w rzeczywistości. Na szczęście po drugiej stronie znajdował się taki sam przycisk. Charles, nawet nie swatając na palcach, dosięgną wypukłego słońca i z mniejszym już hałasem, przejście otworzyło się. Z każdym nowym otwarciem mechanizm miał działać coraz sprawniej, gdyż musiał się jedynie rozćwiczyć i przypomnieć sobie dawne funkcje. Zamknęło się za nastolatkami już prawie bezgłośnie. Na szczęście, Augustus zdążył w porę zasnąć. Uczniowie weszli po betonowych schodach, zostawiając za sobą nową porcję odcisków. Nikt, niestety, nie zwrócił na to uwagi. Sky wsunęła mały kluczyk w dziurkę i przekręciła nim kilka razy. Nacisnęła na klamkę, jednak drzwi wciąż pozostawały zamknięte. Wszyscy wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami. Czarnowłosa jeszcze raz spróbowała obrócić kluczyk, na nic. Zamek był już otwarty. Przez moment jej umysł ogarnęła fala paniki. Nie mogła sobie pozwolić na słabość. Naparła na drzwi z całej siły, tak by się odchyliło. Zobaczyła w ten sposób, w którym miejscu, coś je blokuje. Wyjęła z małej kieszeni złoty, zdobiony klucz i podważyła nim przez szparę zasuwkę. W momencie, gdy uniosła ją wystarczająco, drzwi otworzyły się niespodziewanie, a lokatorzy domu Clio niemal nie wypadli na korytarz. "Nie wolno panikować. Nigdy." Chwaliła się w myślach Skyler za zachowanie powagi. Charles puścił oczko do Luci, a Sky znów ukuło serce. Rozstali się. Chłopak przemknął do swojego pokoju, koledzy nawet nie zauważyli jego nieobecności. Spali smacznie i nawet na minutę nie podnieśli powiek. Dziewczęta wbiegły na paluszkach po schodach, odwiesiły mały, srebrny kluczyk na prawowite miejsce w szafeczce, zamknęły drzwi do gabinetu, tak by znowu gałka zacinała się w pewnym miejscu i nie dała się otworzyć. Nie zostawiły żadnych śladów, a przynajmniej tak im się zdawało. Odciski w piwnicy, które do rana pokryje nowa, cieniutka warstwa kurzu, i tak będą doskonale widoczne. Nastolatki skierowały ubrudzone podeszwy do swojego pokoju. Sky nacisnęła na klamkę i drzwi otworzyły się bezszelestnie. W tej jednak chwili, dziewczęta, zatrzymały się jak sparaliżowane. Po drugiej stronie korytarza dostrzegły ciemny kontur postaci.

Zbliżał się do nich leniwie. "Nie ma już sensu uciekać..." tłumaczyły się w myślach. Należy z powagą przyjąć karę. Bri uniosła drgającą rękę, w której trzymała latarkę. Jej słaby promień rzucił delikatne światełko na hol. Dziewczyny wstrzymały oddech. Cień kładł się za postacią na wyłożonej dywanem podłodze. Na przeciwko współlokatorek stanęła, ubrana w ciemny, kaszmirowy szlafrok Nastia. Dziewczyna, której nikt nie widział od rana, której nikt nie chciał widzieć. Stała przed nimi zmieszana, trzymając w jednej dłoni niebieską kredę. Nie spodziewała się, że ktoś, o czwartej nad ranem, będzie na nogach. Była równie zdziwiona. Założyła ciemnobrązowe włosy, rozjaśniane na końcach za ucho i podniosła schowane za cieniowaną grzywką, czarne oczy. Rosjanka była równie drobna jak Lucrecia, niewiele wyższa. Jednak nastolatkom napędziła niemałego stracha. Wpatrywały się w siebie zmieszane, nie wiedzą, co powiedzieć. Wymieniły się zakłopotanymi spojrzeniami, Nastia minęła je ostrożnie i jadąc kredą po poręczy zeszła na parter. Nie oglądała się za siebie, więc nie mogła ujrzeć zaszokowania na twarzach czterech przyjaciółek.

-Czy wy też widziałyście Anastasie, czy tylko ja mam omamy? – pisnęła przerażona Luci. Dziewczyny zgodnie pokręciły głowami i weszły do znajomo pachnącego pokoju. Tu czuły się najbezpieczniej. Do śniadania pozostały trzy godziny, postanowiły jak najlepiej wykorzystać ten czas i jednogłośnie poszły spać. Wszystkim śniło się to samo. Pomieszczenie z zakurzonymi regałami, pełnymi ksiąg w twardych oprawach, stół po środku i brązowa tapeta w żółte lilie. Czas minął niespodziewanie szybko. Nastolatki uniosły grafitowe rzęsy z nową energią i nadzieją. Oficjalnie rozpoczął się nowy dzień, który w praktyce rozpoczęły, oczekując aż dozorca zaśnie.

 

ROZDZIAŁ V

 

             Nowy dzień, pełen nowych wyzwań i nowych tajemnic. Jagoda otworzyło okno, błękitne firanki uniosły się raźnie w powietrze. Skyler poprawiła wiązanie krawata, Lucrecia podciągnęła zakolanówki zakończone niebieskim i żółtym paskiem, Britney zapięła suwak bluzy z logo szkoły, literami "A" i "H". Wspólnie zeszły na czas do salonu. Tym razem Nastia siedziała na swoim miejscu przy długim stole. Wpatrywała się przed siebie nie reagując na dźwięki dochodzące z kuchni. Margaret, która upięła miedziane loki w zgrabny kok, podawała talerze kolegom, którzy nie wybrzydzając pożerali co nowe porcje. Sylvia właśnie smażyła jajecznice, a na oddzielnej patelni plasterki boczku. W pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach. W kominku dogasał ogień, kremowe zasłony były jak najszerzej odsłonięte, tak by wpuścić jak najwięcej naturalnego światła, na stole stał wazon ze świeżymi kwiatami. Zaczął się nowy dzień, lepszy dzień. Kiedy Margo usiadła, gospodyni wciąż krzątała się w kuchni.

-Nie zanosisz śniadania Augustusowi? – rzuciła miedzianowłosa, kierując słowa do Sylvii. Rozwiązała kokardę i zdjęła czerwony fartuszek opinający się na jej biodrach. Wrzuciła skorupki do kosza.

-Prosił, by dziś mu nie przeszkadzać. – odparła, wycierając dłonie w ściereczkę. Nastolatki wymieniły zakłopotane spojrzenia. "Co on kombinuje?" Zdawały się pytać ich oczy. Skyler spoglądała ukradkiem na ciemnoskórą Phyllis, która nie przestawała rozmawiać z Ann. Czy coś jeszcze je dziś zaskoczy? Wszyscy uczniowie wyszli razem zostawiając gospodynię ze stosem brudnych naczyń. Z tyłu szły cztery przyjaciółki.

-Musimy znowu zejść do piwnicy. Dzisiaj w nocy. – powiedziała krótko Sky poprawiając mankiety koszuli.

-Nie uważasz, że nocą narobimy najwięcej hałasu? – odparowała Jagoda.

-To zaproponuj inny termin. W domu przecież cały czas ktoś jest. To jedyny sposób. – zawołała czarnowłosa.

-Musimy znowu wykraść kluczyk. – przypomniała koleżance Britney. Skyler poczuła ucisk w żołądku. Podobny ból czuła również podczas śniadania, kiedy Charles spoglądał na Luci. Znowu będą musiały go prosić o pomoc. Znowu poczuje upokorzenie. Tym razem nie będzie chciał ich zostawić i od razu zejdzie z nimi. Dlaczego tak się przejmuje? Strzepnęła pyłek z szarej, obcisłej spódniczki.

-To jedyny sposób. – powtórzyła już nieco innym tonem.

-Możemy się z nim od razu umówić. – zaćwierkotała Lucrecia. Skyler rzuciła jej potępiające spojrzenie. Dalej szły już bez słowa. Dwunasty dzień maja był wyjątkowo słoneczny. Ptaki, siedzące na gałęziach, radośnie śpiewały swoje trele. Wiosenny wietrzyk przemierzał wydeptane ścieżki w lesie wokół internatu. Kwiaty rosnące w klombach na dziedzińcu przyjemnie pachniały. Zapowiadał się cudowny dzień. Luci przypomniała sobie, że podłoga wydała głuchy odgłos, gdy zeskoczyła z ostatniego stopnia. Uśmiechnęła się szeroko.

Zapowiadał się cudowny dzień. Przyjaciółki szły żwawo, zabrały odpowiednie podręczniki z szafek i udały się prosto do sali lekcyjnej. Nauczyciel historii, Pan Hassen, miał w zwyczaju spóźniać się na pierwszą lekcję. Był to mężczyzna koło trzydziestki, niedoświadczony i nie stargany trudem życia. Fanatyczny miłośnik architektury gotyckiej i malarstwa barokowego. Uwielbiał wymieniać uczniom ulubionych artystów tamtych lat. Otwarcie krytykował sztukę nowoczesną, twierdząc, że jest wyłącznie obrazą, dla osiągnięć przodków. W ławce w skraju sali, pod oknem, siedziała Nastia. Zawsze siedziała sama. Jej ciemne oczy o lekkich fioletowawym odcieniu wydawały się być wyjątkowo przygaszone. Dziewczyna pisała w swoim prywatnym dzienniku, w grafitowej oprawie. Na środku okładki nastolatka narysowała sierpowaty księżyc. Wodziła wzrokiem za zapisywanymi literami i wyglądała na pochłoniętą swoim zajęciem.

-Ciekawe, po co jej była kreda. – szepnęła Bri nachylając się nad swoją ławką, tak by zbliżyć się do Skyler.

-Ciekawe, co robiła tak późno. – odparła Gotka, nawet się nie odwracając.

Pan Hassen wparował zdyszany do klasy, niosąc stertę książek. Niemal rzucił je na swoje biurko, poczym poprawił bujną, brązową czuprynę.

-Druga wojna światowa, druga wojna światowa... – szeptał sam do siebie, wertując setki kartek. Zatrzymał palec na jednym z wersów.

-Kto mi przypomni, co wydarzyło się 1 września 1939 roku? – padło w przestrzeń pytanie. Do góry podniosło się kilka ramion. Nauczyciel policzył zgłaszających się uczniów, spuścił głowę i schował dłonie do kieszeni.

-Powiedzcie mi, jak ja mam zrobić wam kartkówkę z ostatniej lekcji, jeśli tylko garstka, byłaby w stanie ją napisać. – podrapał się w skroń, jego zegarek puścił niewielkiego zajączka na ścianę. "My wiemy, proszę Pana. Nam się nie chciało rąk podnosić." Sala rozbrzmiewała od wyjaśnień. Pan Hassen uciszył tłumaczenia gestem ręki.

-Jeremy, proszę, podejdź do tablicy. – mężczyzna wskazał na jasnego blondyna siedzącego z Colinem. Chłopak wstał, obciągnął szary sweter i wolnym krokiem dotarł na proszone miejsce.

-Proszę, uratuj honor klasy. – powiedział błagalnym tonem nauczyciel.

-Jest to data przyjmowana za oficjalne rozpoczęcie drugiej wojny światowej. – wyrecytował wyraźnym, grubym głosem.

-W taki razie, kiedy się skończyła? – dodał Pan Hassen widząc bystrość ucznia.

-Drugi września 1945. – odpowiedział krótko ścięty nastolatek. Nauczyciel uniósł czy do góry i złączył obie dłonie w geście modlitewnym.

-Na następnej lekcji kartkówka. – dodał śpiesznie rozmasowując palcem czoło. Nikt nie śmiał zaprotestować. Jaga wyjęła z torby notesik i zanotowała słowa nauczyciela. "Kolejny sprawdzian." Westchnęła w myślach. Zamknęła zeszycik. Hassen zaczął nowy temat. Kiedy dzwonek oznajmił przerwę, przyjaciółki udały się do biblioteki, by przyjrzeć się jeszcze raz słońcu, które znalazła Luci.

Dziewczyny przez chwilę szukały książki o starożytnym Egipcie, w grubym, skórzanym obiciu. Jednak zniknęła bez śladu.

-Przydałoby się przeczytać kilka rozdziałów, może dowiedziałybyśmy się czegoś nowego? – westchnęła Britney, gdy przyjaciółki skierowały kroki do pokoju dla uczniów.

-Na pewno Bri, gdybyśmy ją tylko znalazły, byśmy ją wzięły. – powiedziała łopatologicznie Skyler. Bezsensowne zdanie koleżanki tylko ją zirytowała. To przecież oczywiste, że dowiedziałyby się czegoś nowego, po co o tym mówić głośno? Chyba tylko po to, by podkreślić porażkę.
Rozsiadły się na narożnikowej, czerwonej kanapie, zapełnionej poduszkami. Skyler założyła nogę na nogę. W dwóch fotelach na przeciwko nich, siedziały Phyllis i Annie. Bursztynowe oczy nastolatki zajaśniały nowym blaskiem.

-Phyll... – dziewczyna wstała, zdejmując z ramienia czarną torebkę Tommy' ego Hilfigera. Zrobiła krok w przód.

-Na śmierć zapomniałam... – powiedziała drgającym głosem. Dobrze wiedziała, jak Phyllis poczuła się poprzedniego wieczora. Sama byłaby wielce urażona, gdyby ktoś śmiał o niej nie pamiętać.

-Na prawdę mi przykro. – zakończyła stojąc niemal kilka stóp od przyjaciółki. Mulatka odwróciła głowę, jej czarne loczki opadły jej na twarz. Łzy napłynęły do brązowych oczu. Złapała Fox pod ramię, wyprostowała opalone nogi.

-Mnie też. – pociągnęła nosem i wyszła z bordowowłosą na korytarz. Skyler stała z opuszczonymi ramionami. Pierwszy raz od kiedy pojawiła się w internacie, nie wstydziła się publicznie płakać. Britney podeszła do niej i położyła czule dłoń na jej ramieniu. Nastolatka wyprostowała plecy i zlekceważyła przyjacielski gest. Uniosła głowę i zamrugała parę razy, by łzy wyschły i nie rozmazały jej tuszu. Zabrała torbę z siedziska i poszła przed siebie nie zważając na koleżanki.

Nie wiedzieć czemu, w tym samym momencie wstał chłopak o kruczoczarnych włosach i ruszył za nią. Miał wypuszczoną ze spodni koszulę i rozwiązany krawat. Gęsta grzywka nachodziła mu na lewe oko. Cud, że nie przewracał się o wiecznie rozwiązane sznurówki.

Bohaterki jak modelki

 
Co powiecie na takie przedstawienie naszych przyjaciółek?
Chętnie zobaczę wasze propozycje :D
 
 
 
Jaga bez okularów
Skyler, gdy się nie dąsa
Bri w rozpuszczonych
Słodka Lucrecia

sobota, 9 lutego 2013

Część 9


ROZDZIAŁ IV


             Czas minął szybko, a kiedy dziewczyny zatrzepotały rzęsami, została wyłącznie godzina. Założyły piżamy, spakowały latarki. Bri, na wszelki wypadek, wrzuciła do torby Nike czterometrową linę, której używała do wspinaczki. Jaga wzięła ulubione, żółte rękawiczki. Były gotowe stawić czoła niebezpieczeństwu. Oczywiście, zdawały sobie sprawę, że jedynym zagrożeniem, jakie może ich spotkać, jest przyłapanie przez dozorcę. Konsekwencjami byłyby, zapewne, dodatkowe dni zmywania w kuchni lub czyszczenie toalet. Jednak głęboko wierzyły i nawet same sobie wmawiały, że jest to podróż ich życia, że mogą nie wrócić. Śmiały się, rozmawiając o tym. Nawet nie zdawały sobie sprawy, jak mało się mylą. Kiedy wybiła dziesiąta, Augustus wyszedł z gabinetu i zaczął krążyć po korytarzach i zaglądać do pokoi. Sprawdzał, jak to miał w obowiązku, czy wszyscy uczniowie są w łóżkach oraz czy nikogo nie brakuje. Gdy otworzył i zamknął już wszystkie drzwi, rozpoczął swą conocną wędrówkę po domu Clio. Chodził wolnym, dostojnym krokiem, oglądając od nowa każdy obraz, stare figurki, kanapę w pasy stojącą w Saloni. Podłożył kawałek drewna do kominka. Wrócił do gabinetu, przeszukał stertę dokumentów, aż wreszcie, kwadrans po północy wyszedł i udał się na parter do swojego pokoju. Dziewczyny przeklinały w myślach mijające leniwie minuty czekania.

-Nie dziwię się, że jest taki siwy, skoro tak mało sypia. – wyszeptała zniecierpliwiona Lucrecia.

-Okej, mamy już przyczynę tego, że jest siwy. Teraz musimy się zastanowić, dlaczego nigdy nie zmienia tego ohydnego płaszcza? – rzuciła cicho Sky. Nastolatki zachichotały. Odczekały pół godziny po tym, jak Augustus trzasnął drzwiami.
Nareszcie.
Framuga delikatnie skrzypnęła. Wychyliło się kilka głów. Rozejrzały się niepewnie.

-Doga wolna. – szepnęła czarnowłosa i zamachała ręką na znak, by towarzyszki poszły za nią. Dziewczęta traktowały sprawę bardzo profesjonalnie. Na lekko ugiętych kolanach, z pochylonymi plecami, przemknęły niezauważone, aż pod biuro. Britney zajrzała do środa przez matowa szybę w drzwiach. Mrugnęła porozumiewawczo i złapała za okrągłą, miedzianą gałkę. Przekręciła ją jak najwolniej umiała. Zatrzymała się nagle w pewnym punkcie, jakby na blokadzie i dalej nie chciała ruszyć.

-Zamknął. – stwierdziła bezszelestnie. Zaświeciła w ciemności zmartwionymi, szarymi oczami.

-Charles by umiał je otworzyć. – rzekła po chwili namysłu Luci. Sky złapała ją gwałtownie za nadgarstek i zmarszczyła brwi. Jej mina zdawała się krzyczeć „Nie! Nie ma mowy! Ten zarozumialec? Miałabym go dopuścić do mojej przygody?!”. Tymczasem powiedziała tylko:

-To zbyt ryzykowne. – jej ściszony głos zadrgał w powietrzu.

-W sumie racja. Pokój chłopaków jest naprzeciwko Augustusa. – poparła ją Jagoda. Skyler uśmiechnęła się do koleżanki i mimowolnie uniosła podbródek. Jednak nie stać ich było na marnowanie czasu. Sky uznała, że ostateczna decyzja musi należeć do niej.

-Idź po niego. – zwróciła się do Lucreci. Perłowe ząbki złotowłosej zajaśniały w mroku. Zrzuciła z nóg różowe balerinki, by stąpać jeszcze ciszej i bezszelestnie zeszła po schodach. Wahała się przez moment, czy powinna zapukać, ale zaraz przypomniała sobie wyższość celu nad manierami. Nacisnęła na klamkę i wyszła do środka. Zobaczyła Charlesa, leżącego pod aksamitną kołdrą. Podeszła na palcach, po czym ostrożnie puknęła go w odsłonięte ramię.

-Pssst! – próbowała zbudzić nastolatka. W tej sekundzie Charlie otworzył zaspane oczy, patrzył przez chwilę na jasnowłosą, aż w końcu zrozumiał, że już nie śni. Przetarł powieki dłonią i usiadł na grubym materacu.

-Co jest? – zapytał charakterystycznym, uwodzicielskim tonem. Nawet w takiej sytuacji starał się być czarujący. Luci uśmiechnęła się jeszcze raz.

-Jesteś nam potrzebny. – powiedziała półgłosem. Myślała, że zgrywając tajemniczą bardziej zainteresuje chłopaka. Zadziałało. Jego źrenice, ledwo dostrzegalnie, rozszerzyły się, a gęste brwi lekko uniosły. Niemal zrzucił pierzynę na podłogę i stanął na równe nogi. W porównaniu z Lucrecią, był naprawdę wysoki.

-Umiesz otwierać zamki, prawda? – dodała dziewczyna, dla upewnienia. Blondyn skinął głową, po czym wziął z szafki nocnej dwie agrafki. Wyszli razem z pomieszczenia, weszli po stopniach, a kiedy Charles zobaczył trzy koleżanki, kucające pod biurem dozorcy, ledwo powstrzymał się od głośnego śmiechu. Luci wskazała mistrzowi miejsce, przez zaledwie kilka sekund dziewczyny przyglądały się, jak fachowiec rozprawia się z zamkiem w drzwiach.

-Dziękuje, to tyle. – rzuciła krótko Skyler z miną urażonej księżniczki.

-Już wam nie jestem potrzebny? – zapytał dla upewnienia i puścił jej oczko.

-Zdecydowanie nie! – parsknęła odrobinę głośniej niż zamierzała. Charlie posmutniał. Oparł dłonie o uda i wyprostował kręgosłup.

-Jak chcesz. – odparł, jednak jego urzekający ton zniknął. Wrócił do siebie, już nie dodając żadnego słowa. Wszystkie dziewczyny patrzyły na Sky z rozczarowaniem. Francuzka zlekceważyła to. Pchnęła jednym, zdecydowanym ruchem już uchylone drzwi. Wkradły się do środka nie podnosząc się z kolan. Poczuły woń papieru, kurzu i starości. Luci otworzyła usta i wystawiła język na znak obrzydzenia. Na szczęście nie musiały przeszukiwać gabinetu. Od razu skierowały swoje kroki do szafki wiszącej na kremowej ścianie. Otworzyły ją bez większego trudu i zabrały mały, srebrny kluczyk. „Tyle zachodu o taki drobiazg.” Pomyślała Skyler, obracając go w palcach. Zamknęły szafkę, drzwi, bez zostawienie jakiegokolwiek śladu po swojej wizycie. Z wyjątkiem pustego haczyka pod napisem „Piwnica”. W komplecie zeszły po schodach. Pod nimi, w trójkątny kawałku ściany, znajdowały się drzwi prowadzące do najniższego pomieszczenia w domu Clio. Zaskrzypiały dość hałaśliwie. Dziewczyny na moment zatrzymały się i zastygły, jak zamrożone. Czekały na jakąkolwiek reakcję z otoczenia. Na szczęście nic nie usłyszały. W przeciwieństwie do Charlesa, który leżał rozbudzony, wpatrując się w sufit. Wyjrzał przez małą w drzwiach i zobaczył kontury postaci znikające pod schodami. Uśmiechnął się sam do siebie i poszedł w ślad za nimi. Zdążył wślizgnąć się w jeszcze ciemniejszy mrok zanim drzwi zamknęły się z równym piskiem. Tym razem nastolatki szły przed siebie. Nawet jeśli hałas kogoś zbudził, nie było już odwrotu. Nie miały już możliwości, by zawrócić do ciepłych łóżek. Gdyby tylko wiedziały, że tym razem Augustus podniósł powieki.

 Stąpały po betonowych stopniach, by wreszcie znaleźć się w ciemnej, zimnej i starej piwnicy. Unosił się tu zapach stęchlizny. Dziewczyny omiotły małe pomieszczenie spojrzeniem. Na betonowej podłodze leżał niewielki, brudny dywan. Luci od razu rozpoznała trójkątne promienie wyhaftowane na nim. Jeden był dłuższy od pozostałych, wskazywał jedyną, niczym nie zastawioną, obdartą ścianę. Dziewczyna podbiegła do niej, by przyjrzeć się z bliska. Skyler spojrzała na półki zapełnione słoikami z konfiturami, regały i skrzynie. W myślach powtarzała tekst zagadki. Britney skierowała mały snop światła na wskazane przez Lucrecie miejsce. Na górnej listwie, tuż pod szarym sufitem zauważyła, niewiększy od pięści, znak. Obrazek z książki pokazał się jej przed oczami.

-Skyler! - zawołała półgłosem, mając nadzieję, że tym razem dostanie pochwałę. Dziewczyna podeszła i stanęła na palcach, w głębi duszy żałowała, że nie ma na sobie ulubionych szpilek. Sięgnęła dłonią do rysunku i położyła palce na kole. W jednym momencie poczuła, że jest wypukłe, w przeciwieństwie do trójkątnych promieni. Włożyła trochę siły, środek słońca zadrgał. Szybko zabrała dłoń. Poczuła bolącą zadrę tkwiącą wciąż w jej ręku.

-To przycisk. - zwróciła się do koleżanek, rozmasowując piekący punkt. Odsunęła się i skinęła głową na brązowowłosą. Britney zrobiła krok do przodu. Przytrzymując jedną ręką latarkę, drugą wcisnęła do końca okrągły guzik. Wytarła brudne palce o czerwoną koszulkę. Przyjaciółki rozejrzały się niepewnie. Charlie stał na trzecim stopniu, schowany za ścianą. Wyglądał co jakiś czas, oglądając poczynania dziewcząt. Nie rozumiał czego szukają, ani co tu robią. W tej sekundzie wszystkie linki i zardzewiałe już sprężyny przypomniały sobie, do czego zostały stworzone. Rozległ się donośny dźwięk, przypominający tarcie się o siebie kilku cegieł. Dziewczyny zakryły uszy. Betonowa podłoga zaczęła drgać, a zbierający się na niej od wieku kurz, wzbił się w powietrze i zapełnił całe pomieszczenie. Charlie zasłonił usta szeroką dłonią i zacisną oczy. Nagle coś zaskrzypiało, stare przekładnie i zawiasy wznowiły swoją pracę. Ściana przed którą stała oszołomiona Bri zaczęła impulsywnie wibrować. Hałas ucichł. Wszystko się uspokoiło.

-Co to było? - pisnęła Lucrecia możliwie cicho. Jednak szeptanie nie miało już większego sensu. Niespodziewanie odgłos tarcia nasilił się, a ściana, na której znajdował się znak słońca, zaczęła odsuwać się w prawo. Dziurę, która powstała w ten sposób, wypełniały porwane pajęczyny. Dziewczyny nie dbały już o to, czy przez uchylone wargi, wedrze im się do gardeł drażniący pył. Stały jak wryte patrząc się w niezbadaną przestrzeń. Ich oczy lśniły w ciemności niczym pary świetlików, szeroko otwarte. Intruz wychylił się zza ściany i zastygł, jak sparaliżowany. Nie obchodziło go już, czy się zdemaskuje. Zszedł do końca ze schodów i oniemiały oglądał rozczłonkowany mur.

-O cholera... - wyrwało mu się, a nastolatki obróciły się gwałtownie. Na ich twarzach można było zauważyć napływającą złość i strach. Chłopak nie dbał o to. wykonał kilka niepewnych kroków przed siebie. Upadająca na betonową podłogę, latarka wydała głuchy dźwięk. Mdłe światełko oświetliło tajemniczą ciemność.

-Czy ktoś tam jest?! - wszyscy obecni usłyszeli wołanie dozorcy, który w tym momencie otworzył na oścież drzwi prowadzące do piwnicy. Zajrzał zmrużonymi oczami w głąb korytarza wypełnionego schodami. Dostrzegł jedynie regał znajdujący się na przeciwko nich. Usłyszeli zbliżające się kroki.

-Szybko! -szepnęła Skyler i kierując się instynktem, zanim nawet zdążyli pomyśleć, przebiegli przez próg ruchomych drzwi. Bri w pośpiechu chwyciła upuszczoną latarkę. Charles instynktownie chwycił Luci pod ramię i jednym, sprawnym ruchem uniósł ją nad ziemią i objął. Dziewczyna nie wiedząc, o co chodzi, zaczęła wymachiwać nogami. W tym momencie, cały mechanizm znów został wprawiony w ruch i przejście zaczęło się zmniejszać, by odciąć nastolatkom drogę powrotną. Luci pisnęła cicho i oparła głowę o klatkę piersiową chłopaka. Augustus zszedł z ostatniego stopnia, trzymając w ręku naładowaną strzelbę, którą zawsze trzymał koło łóżka. W pomieszczeniu unosił się kurz, jednak dozorca wyczuł niewyraźny zapach lawendy. Jednak nie było tu żywej duszy, prócz kierownika. Mierzył on z broni do szklanych słoików podpisanych nazwami owoców, starych, zapomnianych pudeł. Opuścił lufę, wyprostował się, odchrząknął. Nastolatkowie za ścianą nie śmieli nawet drgnąć, w obawie przed niespodziewanym otwarciem przejścia. Słuchali w skupieniu cichych szmerów dochodzących z pokoju obok. Augustus włączył światła. Wnet, wisząca po środku sufitu, żarówka zaświergotała, brzękła i wypełniła piwnicy bladym światłem. Starszy mężczyzna rozejrzał się jeszcze raz i już miał wychodzić, gdyby nie zobaczył śladów butów, na pokrytej kurzem podłodze. Lekko rozmazane, jednak dobrze widoczne. Spora kolekcja odcisków, o różnych rozmiarach. Dozorca podciągnął spodnie, kucając, jak zwykle czynią ludzie, by nie zagnieść ubrania. Przypatrzył się tropowi z bliska. Krążyły w różnych kierunkach i może nawet dałby sobie spokój i nie ukarał uczniów, gdyby jeden ze śladów nie urywał się do połowy w jednej ze ścian. Druga część odcisku musiała być za nią. Podniósł się i obejrzał dokładnie mur. Zapukał w niego pięścią. Charles zakrył dłonią gładkie usta Luci i objął ją nieco mocniej. Dziewczyna wbiła paznokcie w jego ramie. Rozległ się głuchy odgłos, a następnie nieme echo. Augustus wyjął z kieszeni, za złoty łańcuszek, pęk kluczy i chwycił je mocno. Odwrócił się i wszedł na parter zamykając drzwi na zamek i dodatkowo na blokadę, z której właściwie nigdy się nie korzystało, a która polegała na opuszczeniu drewnianej zasuwy na uchwyt znajdujący się na framudze. Z pewnym trudem udało mu się ją przesunąć. Poczłapał do swojego pokoju rozczarowany i zły. Odłożył strzelbę na miejsce, przepraszając ją w myślach, że nie było mu dane jej użyć.

niedziela, 3 lutego 2013

Część 8


 
Drugi dzwonek oznajmił czas na prawdziwe spotkanie.  Tym razem już wszystkie dziewczyny wyszły wspólnie i dotarły na wyznaczone miejsce. Luci z radością pokazała trzem przyjaciółkom swoje znalezisko.

-„…Starożytnych Egipcjan…!” – podkreśliła usatysfakcjonowana.

-Jaki to ma związek z naszą zagadką? – odparowała rozczarowana Sky.

-Myślałam, że ten znak, który przeczytała Jaga i to ma jakiś związek… - dodała zawiedziona blondynka.

-Pomyliłaś się. – urwała ponuro czarnowłosa. Do jasnych oczu Lucreci napłynęły łzy. Chciała tylko pomóc. Britney położyła delikatnie dłoń na ramieniu przyjaciółki subtelnie uniosła kąciki ust.

-Po co to zebranie? – zwróciła się do Gotki.

-Myślałam nad tym całym rebusem. Sądzę, że „bardzo nisko zejść” może dotyczyć piwnicy. Nie ma chybi niższego punktu, chyba, że studnia. – zakończyła z drwiącym uśmieszkiem.

-To może być dobry pomysł. Warto od tego zacząć. – podsumowała Jagoda.

-Jak masz zamiar zdobyć klucze? – spytała Bri.

-Wszystkie klucze wiszą w gabinecie dozorcy domu na parterze. Weźmiemy je, gdy wszyscy pójdą już spać. – plan Sky wydawał się być przemyślany i łatwy. Nastolatki wymieniły się zadowolonymi spojrzeniami. Czuły się jak detektywi bądź szpiedzy na tropie wielkiej afery. Tylko Luci otarła rękawem swetra spływającą po policzku krople, miała zamiar zaprotestować. Całe życie uczyła się o zbawiennym właściwościach snu oraz otwarcie bała się dozorcy, ale nie chciała się narażać, więc tylko schyliła głowę i udała, że przytakuje. Po jeszcze pięciu dłużących się godzinach przyjaciółki wróciły do domu Clio. Przywitał je uśmiechnięty od ucha do ucha Charles Finlay. Ubrany był w czerwoną koszulę w kratę, jeansowe rurki i timberlandy. Jedną ręką oparty był o framugę drzwi, a w drugiej trzymał zielone, do połowy zjedzone jabłko. Blond, uniesione do góry włosy przyciągały wzrok do przystojnej twarzy.

-Co tam, dziewczyny? – zapytał gryząc owoc. Sky wystąpiła na przód i stanęła na wprost chłopaka. Podeszła do niego tak blisko, że patrząc mu prosto w oczy, mogła z łatwością poczuć jego jabłkowy oddech. Zmarszczyła brwi.

-Zejdź nam z drogi z łaski swojej. – wycedziła przez zęby. Charles podniósł obie dłonie do góry na znak, że się poddaje, po czym odsunął się w lewo. Dziewczyna ogarnęła kruczoczarny kosmyk z czoła i żwawo pomaszerowała przed siebie prowadząc za sobą koleżanki. Chichoczące i zarumienione zaczęły wchodzić po schodach.

-Rawr. – dodał chłopak za nimi. Sky obróciła się przez ramię z piątego stopnia z miną zabójcy. Jednak Charlie uśmiechnął się figlarnie, wziął kolejnego gryza i wyszedł na zewnątrz puszczając jej oko. Nastolatka poczerwieniała, ale zaraz wypuściła powietrze, obróciła się i poszła dalej, nie dając po sobie znaku urażonej dumy. Wszystkie cztery weszły do pokoju i przekręciły za sobą klucz.

-Światła są gaszone o dziesiątej, ale nie mam pojęcia, o której zasypia Augustus. – powiedziała nagle Bri rozważając w myślach plan Gotki.

-Sprawdzimy to. Jak wyjdzie z gabinetu i pójdzie do siebie, to odczekamy jeszcze pół godziny i idziemy. – na nowo, pomysł Sky zabłysnął inteligencją. Dziewczyny jak zawsze, po powrocie ze szkoły zrzuciły z siebie z ulgą mundurki, po czym ubrały się w coś, co je uosabiało. Każda na powrót poczuła się wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Strój sprawiający, że uczniowie wyglądali niemal jednakowo nie należał do ulubionych. Po dziesięciu minutach przygotowań Sylvia zawołała na obiad. Miedzianowłosa Margaret krzątała się po kuchni koło gospodyni, krojąc pomidory na sałatkę. Miała na sobie brązową sukienkę za kolano i skórzane kowbojki. Złote charmsy na jej nadgarstku brzęczały przy gwałtownych ruchach jej ręki.

-Nasz aniołek. – zawołała ciemnoskóra Phyllis na jej widok.

-Żebyś wiedziała. – odparła Sylvia wsypując plasterki ogórka do szklanej miski. Puściła dyskretnie oko do pomocnicy. Do salonu wbiegli Ray z Loganem, zawzięcie rozmawiając o sztucznych robakach, które zamierzali podłożyć Pani Mouver. Zaraz za nimi wolnym krokiem wszedł Charles z dłońmi w kieszeniach. Obok niego szedł Colin, szkła jego okularów wyczyszczone na połysk, odbijały małe ogniki tlące się w kominku. Cztery przyjaciółki zeszły ochoczo na parter, ze świadomością, że każda mijająca minuta przybliża je do przygody. Parę kroków z tyłu, schodziła z piętra długonoga Annie. Przez bordowe włosy znajomi nazywali ją Foxy. Ciemna spódnica za kostki ciągnęła się za nią po schodach. Stąpała z lekko podniesionym podbródkiem. Z oliwkowych oczu niemal tryskała duma. Mieszkańcy domu Clio, niemal wszyscy, mieli ze sobą dobre relacje. Można by się łatwo domyślić, że wyjątek stanowiły Ann i Sky. Obie pragnące władzy, mistrzynie gry aktorskiej, stylistki, próbujące się pobić w każdej dziedzinie, by zaprezentować swoją wyższość. Fox schodziła wolno, nie usiłując przegonić rywalki. Jednak na jej przecudnej twarzy malował się nieodłączny, złośliwy uśmieszek. Dziewczęta weszły do pomieszczenia pachnącego klopsikami. Margo postawiła na stole misę z mięsem, surówką oraz świeżo ubite ziemniaki. Sylvia uśmiechnęła się do siebie widząc jak nastolatkowie wdychają aromat. Jedynie na talerzu Jagody leżał już specjalnie przygotowany kotlet z tofu. Gospodyni jeszcze nigdy nie zdarzyło się zapomnieć o poglądach hipiski. Wszyscy obecni zajęli swoje miejsca. Margaret dołączyła do kolegów, po czym Sylvia życzyła „Smacznego!” i zaniosła danie dozorcy. Britney odchyliła się w lewo, tak, by jej usta były o parę centymetrów od ucha Skyler.

-Można, by poprosić Sylvię, żeby wzięła klucz od Augustusa. Powiedziałaby, że chce posprzątać, a my byśmy ją przekonały, że mamy pracę z obrony i musimy spędzić jakiś w piwnicy. – wyszeptała szatynka. Sky zastanawiała się chwilę przeżuwając warzywa. Przełknęła głośno i odwróciła głowę w kierunku koleżanki.

-Myślisz, że powiedziałaby wtedy dozorcy, że będzie sprzątać? Skoro, by uwierzyła, że to praca domowa, to dlaczego miałaby podać inny powód Augustusowi? – rozmyślała czarnowłosa. Nabrała do ust większą porcję piure.

-Poprosiłybyśmy. Przecież ona dobrze wie, że ten durny kierownik wszystko musi kontrolować i co chwila, by nam przeszkadzał i sprawdzał, czy aby na pewno, nie szperamy mu w narzędziach. – wydukała półgłosem szarooka. Była dumna ze swojego pomysłu i cieszyła się w środku, że jest aktywną uczestniczką akcji. W przeciwieństwie do niej, Sky wolała wszystko osiągnąć sama. Miała ochotę zawołać, że nie potrzebują pomocy Sylvii. Przecież to ona obmyśliła plan z zakradnięciem się do biura, przechwyceniem klucza i zejściem do piwnicy, tak, by nikt ich nie zauważył. Wydawało jej się to bardziej ekscytujące i niebezpieczne niż odebranie klucza za pozwoleniem gospodyni i spokojne przesiedzenie w „najniższym punkcie” tyle czasu, ile potrzebują. Nie widziała w pomyśle Bri nawet małego dreszczyku emocji. Co prawda, był prosty, osiągnęłyby cel, ale zabiłoby to przygodę. I przede wszystkim, to nie ona była by w rezultacie chwalona. Po cichu błagała, żeby Sylvia jechała dziś na cotygodniowe zakupy, by nie mogła powiedzieć Augustusowi, że będzie sprzątać. Gdyby tak po prostu odtrąciła łatwy zamiar Britney, wiedząc, że gospodyni bez wątpliwości, by im pomogła, nie zyskałaby wiele poparcia.

-Zobaczymy. – szepnęła szybko, rozwiewając podejrzenia koleżanki. Luci dźgnęła widelcem mięsną kulkę, a następnie nałożyła sobie dużą dawkę sałaty. Ray udawał, że turla klopsika nosem w jej kierunku, jak w filmie „Zakochamy kundel”. Logan widząc to, wybuchł śmiechem i potargał ciemnobrązową czuprynę przyjaciela. Oboje rechotali radośnie. Lucrecia dyskretnie uniosła kąciki ust i lekko się zarumieniła. Oczy jej śmiały się razem z chłopcami. Po obfitym posiłku, Margaret zaczęła zbierać puste naczynia, zanim nawet wróciła Sylvia.

-Pomogę Ci. – podszedł do niej Colin, a dziewczyna niemal dostrzegła swoje odbicie jego błyszczących szkłach.

-Dziękuję. – odparła z uśmiechem.

-Dziś moja zmiana. – zaraz dodał chłopak wskazując na grafik powieszony na jednej z szafek. Podobne zapiski wisiały również w korytarzu na piętrze i wewnętrznej stronie drzwi wejściowych. Miedzianowłosa posmutniała.

-No, tak. – rzekła wpatrując się w dłonie pokryte pianą. Trzymała w nich talerz, który nagle zachciało się jej roztrzaskać o kafelkową podłogę. Stłumiła to uczucie i wróciła do zajęcia. Phyllis siedziała na kanapie w pokoju oddzielonym od kuchni jedynie drewnianym łukiem. Machała swobodnie nogą założona na drugą. Czytała magazyn Vogue ‘a. Jej krótkie, gęste loczki, okalały jej piękną, opaloną twarz niczym etola. Wyglądała na Skyler, już się nie mogła doczekać zakupowego szału za pieniądze rodziców. Zaplanowała sobie kupić kremowy sweter, ciasne, jeansowe rurki, krótkie spodenki, niezliczoną ilość dodatków i butów. Uwielbiała te wypady z przyjaciółką, kiedy chwaliła jej szczupłe nogi i ciemną karnację, której jako rdzenna Francuzka nie miała po kim odziedziczyć. Phyllis przewróciła kolejną kartkę i szybciej zaczęła kiwać obutą stopą. Sky nigdy się nie spóźniała, tymczasem mulatka widziała ją wbiegającą do pokoju po obiedzie. Myślała, że idzie wyłącznie po torebkę. Jednak Skyler  nie wychodziła już ponad piętnaście minut.


Phyll zdawała sobie sprawę, jak trudne może być dobranie odpowiedniej torby do całego stroju, jednak tym razem wyprostowała się i rzuciła zdenerwowana miesięcznik na stolik. Poszła w ślad za koleżanką, złapała za klamkę i mocno nacisnęła. Jednak drzwi nie drgnęły. Phyllis zapukała zaciśniętą pięścią.

-Sky! Idziesz, czy nie? Co jest? Coś się stało? – krzyknęła z twarzą zwróconą w kierunku pomieszczenia. Ku jej rozczarowaniu, odpowiedziała jej głucha cisza. Otworzyła szerzej oczy i zmarszczyła czoło. Przyjaciółka nigdy jej nie wystawiła. Tupnęła urażona, a jej podwinięte na kostkę, we wzór panterki spodnie, opadły nieco. Odwróciła się i odeszła do swojego pokoju na drugim końcu korytarza. Weszła rozzłoszczona i upadła na łóżko. Annie odgarnęła bordowe, cieniowane włosy z ramienia i spojrzała z politowaniem na współlokatorkę.

-Nie powinnaś być w Centrum? – zadała ironiczne pytanie, znając już odpowiedź. Ciemnoskóra rzuciła jej złowieszcze spojrzenie.

-Szkoda, żeby przepustki się zmarnowały… – dodała Foxy, stukając paznokciami, jeden po drugim, o drewniane, białe biurko. Phyllis podniosła się i wyjęła z plecaka Jeansport dwa małe bileciki. „Pewnie następnym razem już nam ich nie wydadzą.” Przemknęło jej przez myśl.

-Kiedy tracą ważność? – zapytała z troską w głosie czerwonowłosa, widząc zamyślenie współlokatorki. Mulatka zerkała na przepustki jeszcze raz. Westchnęła głośno.

-Dziś wieczorem. – wydukała i odwróciła głowę w stronę okna. Zobaczyła za nim budynek szkoły. Internat znajdował się na terenie zamkniętym, otaczał go gęsty las. Uczniowie mieli prawo chodzić wszędzie, póki znajdowali się wewnątrz ogrodzenia. Bez problemu można było również wyjść poza obszar szkoły, jednak nie miałoby to większego sensu, jeśli nie  wliczać wypraw w ramach zajęć z biologii. Żeby dotrzeć do głównej części miasta, niezbędne było wezwanie taksówki, a na takowe potrzebne było właśnie pozwolenie. Każdy student Amptohigh miał możliwość ku temu zawsze, kiedy rodzic wykonał odpowiedni telefon, a poza tym każdemu przypadały trzy przejściówki miesięcznie. „Szkoda, żeby się zmarnowały…” powtórzyła w myśli ciemnoskóra. Po co prosiły razem ze Sky o wydanie ich tydzień przez czasem? To nie miało teraz znaczenia.

-Pójdziesz ze mną? – zapytała błagalnym tonem. Annie tylko na to czekała. Kiwnęła głową. Dziewczyny zmyły imię oraz nazwisko Skyler, na co uczniowie wpadli już dawno temu. Przepustki były tutaj najcenniejsze. Następnie wpisały w puste pole „Ann Lestrade”. Jedynym problemem w całkowitym podrobieniu cennego biletu była pieczątka szkoły. Jeszcze nikomu nie udało się opracować identycznej kopii. Dlatego pozostawało uczniom jedynie zmieniać napisaną godność. Phyllis rozejrzała się nagle po pokoju.

-Widziałaś dziś Nastię? – zapytała niespodziewanie. Nikt nie zauważył jednego pustego krzesła przy śniadaniu, ani obiedzie. Piętnaście miejsc, na szesnaście było zajętych. Również podczas lekcji nikomu nie rzuciła się w oczy pusta ławka przy oknie, w której zawsze siedziała dziewczyna. Mogło wydawać się to przykre, że żaden ze znajomych nie zanotował braku koleżanki, jednak Foxy tylko wzruszyła ramionami. Dziewczyny wyszły bez słowa i zatrzasnęły za sobą drzwi. Gdyby Phyll wiedziała, że Sky jej nie usłyszała, nie byłaby pewnie taka zła. Tymczasem schodziła smutna, ze sztucznym uśmiechem na twarzy. „A kto wie? Może Ann nie jest taka wredna, jak wszyscy mówią?” starała się pocieszyć w myślach. W tym momencie Jagoda wyjęła słuchawki z uszu i przetarła ściereczką szkła okularów. Szturchnęła Luci, leżącą na łóżku obok niej, w ramię. Blond piękność zsunęła opaskę do spania i uniosła lekko prawą powiekę.

-Co? – powiedziała ledwo słyszalnym głosem.

-Nie myślisz, że ta akcja ze spaniem, żebyśmy mogły działać w nocy, nie jest głupia? – zapytała szczerze sfrustrowana. Luci otworzyła oboje oczu.

-Zdecydowanie, nie. – zaprotestowała, po czym nasunęła opaskę z powrotem. Jaga już się nie odezwała. Słuchała w milczeniu muzyki.