Szedł za
Gotką, aż do damskiej łazienki. Zatrzymał się na chwilę przed drzwiami.
Rozejrzał się gwałtownie i chwycił mopa na długim kiju, który stał w wiadrze
wypełnionym brudną wodą. Nacisną na klamkę i wszedł do "strefy zakazanej
dla chłopców". Z łatwością wygiął na kolanie plastikową rurkę, na której
końcu wisiały mokre sznurki. Przełożył ją przez klamkę, a drugim końcem
zahaczył o wiszącą obok gaśnicę. Skyler stała oparta o jedną z umywalek,
patrząc się tępo w lustro.
-Ogarnij
się. – rzucił nagle chłopak. Sky obruszyła się i spojrzała Willa.
-Słucham?
– zawołała, opierając dłoń na biodrze. Jej eyeliner delikatnie rozmazał się na
lewym oku. Nastolatek podszedł do niej pewnym krokiem, dudniąc ciężkimi butami o
płytki na podłodze. Dziewczyna cofnęła się, jednak Will zbliżył się do niej i
chwycił ją gwałtownie za podbródek.
-Trzymaj
fason. – niemal ryknął. Puścił ją i odwrócił się. Zrzucił pogiętego mopa i
wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Skyler stała chwilę jak wryta. Poprawiła
spodniczkę i wytarła czarny ślad na powiece. Pociągnęła nosem, uniosła dumnie
głowę. "Trzymaj fason." Powtórzyła. Założyła włosy za ucho.
Przyjrzała się sobie. Miała lekko podkrążone oczy. Łzy zmyły starannie nałożony
podkład. Na prawym policzku ukazał się pieprzyk, którego nie tolerowała.
Spuściła kilka kruczoczarnych pasemek na twarz. Wyszła z łazienki w momencie, w
którym zadzwonił dzwonek.
-Po
lekcjach umawiamy się z Charlesem i w nocy schodzimy do piwnicy. Wszyscy razem.
– powiedziała do przyjaciółek, gdy weszła do sali od matematyki. Dziewczyny
lekko zdziwione, uśmiechnęły się na tą miłą zmianę. Godziny ciągnęły się
leniwie, a kiedy w końcu wyszły poza próg szkoły, wybiła godzina piętnasta.
Radośnie
weszły do salonu, unosił się tu zapach pieczeni wołowej, tradycyjnego,
angielskiego obiadu. Sylvia właśnie skończyła ubijać ziemniaki. Wręczyła
fartuszek Margaret i wyszła ze zmiotką do kurzu i talerzem dla dozorcy. Na
kanapie w pasy siedział Nathaniel. Jego brązowe, średniej długości włosy
idealnie komponowały się ze skórzaną okładką książki, którą z zaciekawieniem
czytał. Jeździł niebieskimi oczami wers po wersie. Luci od razu poznała grube
obicie i zżółkłe kartki. Stuknęła biodrem o bok Sky, by zwrócić jej uwagę.
-Tu jest
nasze słoneczko. – odpowiedziała szeptem z uniesioną głową. Machnęła ręką.
"Ważne, że jest w domu Clio." Zdawały się mówić jej oczy. Każdy zajął
swoje miejsce. Margo odłożyła fartuszek do szuflady i usiadła obok Jagody. Rozpoczęła
się uczta. Wśród gwaru i rozmów, Ray niespodziewanie objął bladą dłoń Lucreci. Nastolatka
odwróciła głowę. W jej źrenicach zapłonęły małe ogniki. Jednak w tym momencie
zauważył to Logan, który o mało co nie zadławił się kawałkiem mięsa. Śmiał się
ze starań przyjaciela, podczas gdy on sam nie był w stanie normalnie
porozmawiać z dziewczyną. Ray odsunął rękę i spiął ramiona. Luci oparła łokieć
o stół i nadziała sałatę na widelec. Miała wyraźnie zawiedzioną minę. Nath
zanim usiadł do obiadu, położył książkę na stoliku, stojącym przed kanapą.
Skyler postanowiła to wykorzystać. Pierwsza skończyła jedzenie i dyskretnie
chwytając księgę, wyszła na korytarz. Zawędrowała po schodach do pokoju, który
dzieliła z przyjaciółkami i zanim się zjawiły, zdążyła przeczytać kilka stron.
Z
rozczarowaniem rzuciła książkę na materac.
-Nie ma
tu nic przydatnego. – jęknęła do koleżanek.
-To samo
mówiłaś o rysunku słońca. – powiedziała z przekąsem Britney i spojrzała
wymownie na Luci. Przytaknęła jej subtelnie. Sky
przewróciła oczami, podniosła książkę i wręczyła ją Jagodzie. Dziewczyna
usiadła w swoim ulubionym fotelu, obsypanym kwiatuszkami i zanurzyła się w
lekturze. Brit na nowo spakowała wszystkie potrzebne rzeczy do niebieskiej
torby Nike. Charles przygotowywał się u siebie. Schował latarkę za pas i udał,
że idzie już spać. Ray, Logan i Colin tylko spojrzeli po sobie zdziwieni.
Nastolatki
założyły piżamy, a kiedy nadszedł czas sprawdzania i do pokoju wszedł Augustus,
leżały już z zamkniętymi oczami w łóżkach. Wszystko się zgadza. Zszedł po
skrzypiących schodach z małym, srebrnym kluczykiem w dłoni. Już miał zamiar
włożyć go w zamek, kiedy drwi otworzyły się gwałtownie, uderzając go w czoło.
-Augustusie,
przepraszam Cię bardzo! Nie zauważyłam... – dozorca przerwał Sylvii gestem
ręki.
-Co
robiłaś w piwnicy? – warknął, trzymając się za bolące skronie.
-Sprzątałam.
Nawet byś nie uwierzył ile kurzu było tam na dole. – dodała z uśmiechem,
wskazując na zmiotkę w ręku i czarny worek. Mężczyzna uniósł brwi i zmarszczył
nos. Przepchnął Sylvię i zbiegł na dół. Piwnica była starannie wysprzątana.
Nawet wieczka słoików zostały przetarte. Augustus włączył światło. Pojedyncza
żarówka wisząca na kablu zaświszczała i rzuciła słabe światło na pomieszczenie.
Sylvia, lekko oburzona zachowaniem dozorcy, podwinęła rękawy i poszła wyrzucić
śmieci.
-Na co
było mi dorabiać ten piekielny klucz. – mruczał sam siebie Augustus, ubolewając
nad wytarciem śladów. Nie miał już dowodów, że krnąbrne nastolatki włóczyły się
tu po nocy. Zawarczał jeszcze raz. Wszedł na parter głośno tupiąc, zamknął
drzwi i udał się do biura. Minęły jeszcze trzy godziny zanim poszedł spać.
Przyjaciółki o mało co, same nie zasnęły. O trzeciej trzydzieści wyszły z
pokoju i spotkały się z Charlesem. Za pomocą agrafek udało mu się otworzyć
zamek, dziewczyny po raz drugi wykradły kluczyk. Jednak tym razem wszystko
poszło sprawniej.
Zeszli w
milczeniu po betonowych schodów. Od razu zauważyli brak kurzu i pyłu. Przyjemna
zmiana. Ponownie Britney nacisnęła środek słońca jako, że była najwyższa z
przyjaciółek. Charles przyglądał się temu z uwagą, poprzednio widział tylko
odsuwającą się, z niewiadomych przyczyn, ścianę. Przesunęła się, wydając odgłos
trących się o siebie cegieł, jednak był on bardzo cichy. Grupa przeszła przez
próg, poczym przejście zamknęło się za nimi. Tutaj niestety bród utrzymywał się
jak dawniej. W powietrzu unosił się zapach starości. Uczniowie rozejrzeli się
po pomieszczeniu. Zeszli w milczeniu po betonowych schodów. Od razu zauważyli
brak kurzu i pyłu. Przyjemna zmiana. Ponownie Britney nacisnęła środek słońca
jako, że była najwyższa z przyjaciółek. Charles przyglądał się temu z uwagą,
poprzednio widział tylko odsuwającą się, z niewiadomych przyczyn, ścianę.
Przesunęła się, wydając odgłos trących się o siebie cegieł, jednak był on
bardzo cichy. Grupa przeszła przez próg, poczym przejście zamknęło się za nimi.
Tutaj niestety brud utrzymywał się jak dawniej. Unosił się tu zapach starości.
Nastolatkowie rozejrzeli się po pomieszczeniu. Skyler podeszła pewnym krokiem
do stołu. Nabrała powietrza i zdmuchnęła cały kurz zalegający na blacie. Uniósł
się pod sam sufit, szczypiąc w oczy i drapiąc gardła. Przyjaciele zaczęli
kasłać. Oczy Sky zabłysnęły. Zobaczyła wyryte na drewnianym stole litery.
-"Niech
światło Cię prowadzi." – odczytała na głos. Odwróciła się do kolegów.
-Pewnie
chodzi o obrazek słońca. – powiedziała Britney.
-A może
należy to interpretować bardziej dosłownie? – Jagoda wskazała na żyrandol,
wiszący nad wydzierganym zdaniem. W jednej chwili Charles wyjął małą
zapalniczkę z kieszeni na piersi. Dziewczyny spojrzały na niego podejrzliwie.
Przewrócił oczami, podszedł bliżej.
Lont
zapalił się od jednej iskry. Nagle tysiące ogników padło na wszystkie ściany,
migocąc odbiciami kryształów. Pokój wyglądał jak najpiękniejszy kryształ. Wosk
trochę stopniał, żyrandol obsunął się o jedno oczko na łańcuchu. Mechanizm
zaczął działać. Nagle pod nogami Luci uruchomiła się zapadnia.
-Aaaaaaaaaaaa...
– zabrzmiał piskliwy głos dziewczyny.
-Lucrecia!
Luci! Słyszysz mnie!? – wrzasnęła Skyler przypadając do wąskiej, okrągłej
dziury. Jasnowłosa uniosła wachlarz czarnych rzęs. Leżała, oparta o ceglaną
ścianę. Uniosła głowę do góry. Zobaczyła niewyraźne, migocące światło i czarny
zarys postaci. Spróbowała się podnieść. Pisnęła i złapała się za kostkę.
Stanęła na jednej nodze i obróciła się, podskakując kilka razy. Dotykała
zimnych ścian wokół siebie drżącymi dłońmi. Macała cegły od góry do dołu.
Wyczuła metalową konstrukcję powyżej czoła.
-Lucreciaaaa!
– głos Gotki niósł się echem. Luci uniosła podbródek.
-Jestem
cała! – odparła drgającym jeszcze głosem. Nagle zauważyła słaby płomień
schodzący w dół w ślad za nią. Zajęła się od niego świeczka umocowana na
stelażu. Jasny płomień oświetlił bladą twarz blondynki i rozerwane pajęczyny.
Dziewczyna jęknęła głośno. Sky otworzyła szerzej oczy. Kiedy słaby promień
rzucił światło na tunel od razu rozpoznała pomieszczenie ze snu. Świeczka
ruszyła, zaczęła krążyć dookoła jasnowłosej. Niczym umocowana do ciuchci na
okrągłych szynach. Luci wodziła oczami za nią. Skakała na jednej nodze wokół
własnej osi. Na ścianie za nią wędrował spory cień. "Dlaczego otworzyłam
wtedy oczy?" Dręczyła się w myślach Sky. "Wiedziałabym co
robić!" Zrzucała na siebie całą winę.
-Pokonać
cień, pokonać cień... – powtarzała bez końca, chodząc w koło.
-Luci!
Musisz zdmuchnąć tą świeczkę! – krzyknęła po chwili namysłu.
-Zwariowałaś?
– odparła jasnowłosa, stając nagle w miejscu.
-Zaufaj
mi! Będzie jak podczas zaćmienia, nie będzie cieni. – Gotka spojrzała pytająco
na Jagodę. Przyjaciółka przytaknęła, dumna, że dziewczyna pamięta jej słowa.
Luci zacisnęła powieki. Stanęła na palcach, zignorowała ból w kostce i z całej
siły wypuściła powietrze z ust. Zapanował zupełny mrok.
Otworzyła
oczy, jednak nie było potrzeby, by przyzwyczaiły się do ciemności. Niektóre z
cegieł zaświeciły nagle, jakby obsypane proszkiem fluorescencyjnym.
Instynktownie położyła dłoń na jednej z nich. Ruszyła się pod naciskiem.
Wsunęła się w ścianę, a pozostałe wykonały taki sam ruch. W tym samym momencie,
w pomieszczeniu, w którym przebywali pozostali poszukiwacze przygód, regał z
książkami przesunął się niczym drzwi obrotowe.
-Luci!
Udało się! Zrzucimy ci linę! – krzyknęła Skyler, spojrzała wymownie na torbę
Bri. Dziewczyna chwyciła za suwak i wyjęła grubą linę do wspinaczki. Zrzuciła
jeden koniec do dziury w podłodze.
-Obwiąż
się nią w pasie! – wydała komendę alpinistka. Lucrecia zawiązała porządny supeł
wokół swoich bioder i pociągnęła za linę dwa razy, dając znak, że mogą ją
wciągnąć. W jednej chwili poczuła ucisk na brzuchu, a jej stopy uniosły się nad
ziemią. Wyszła z otchłani opierając się na łokciach. Przyjaciółki przypadły do
blond piękności, niczym po długiej rozłące. Z boku stał Charles i uśmiechał się
pod nosem. Lucrecia spojrzała błękitnymi zwierciadłami na półkę z książkami.
Uniosła kąciki ust, była z siebie bardzo dumna. Nagle poczuła pieczenie na
policzku. Z zadrapania spłynęła niewielka strużka krwi. Dotknęła bladą dłonią
bolącego miejsca. Spojrzała na palce i po chwili zemdlała. Charles podbiegł i
ukląkł obok niej. Delikatnie uniósł jej głowę i położył na swoim ramieniu.
-Wracajmy
już. – polecił, gdy dźwignął dziewczynę na rękach. Przyjaciółki pokiwały
zgodnie głowami. Obejrzały się ostatni raz za siebie, by przypatrzeć się nowemu
wejściu do dalszej części zagadki. Skyler objęła przez materiał klucz, leżący
głęboko w jej kieszeni. Nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła go użyć.
Britney nacisnęła wypukłe koło otoczone narysowanymi promieniami i wszyscy
znaleźli się w piwnicy. Ruchoma ściana zasunęła się, nie wydając najcichszego
dźwięku. Charlie zaniósł Lucrecie na piętro i położył ją na łóżku. Wrócił do
siebie zanim ktokolwiek zauważył jego zniknięcie. Dziewczęta również ułożyły
się wygodnie i zapadły w sen. Jagoda przedtem wytarła krew na twarzyczce Luci,
przyłożyła wilgotny materiał i nałożyła specjalną maść. Spały spokojnie.
Superanckie
OdpowiedzUsuńEwelynu
MRAU KOCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
UsuńSUPER, Super.. i jeszcze raz SUPPPPEEERR!!!
OdpowiedzUsuńakcja się rozkręca i na dodatek była chwila zgrozy!
kocham twoją książkę..
=D
dzięęęęękuję <3
Usuńzawodostwo
OdpowiedzUsuń