sobota, 23 lutego 2013

Część 11


Szedł za Gotką, aż do damskiej łazienki. Zatrzymał się na chwilę przed drzwiami. Rozejrzał się gwałtownie i chwycił mopa na długim kiju, który stał w wiadrze wypełnionym brudną wodą. Nacisną na klamkę i wszedł do "strefy zakazanej dla chłopców". Z łatwością wygiął na kolanie plastikową rurkę, na której końcu wisiały mokre sznurki. Przełożył ją przez klamkę, a drugim końcem zahaczył o wiszącą obok gaśnicę. Skyler stała oparta o jedną z umywalek, patrząc się tępo w lustro.

-Ogarnij się. – rzucił nagle chłopak. Sky obruszyła się i spojrzała Willa.

-Słucham? – zawołała, opierając dłoń na biodrze. Jej eyeliner delikatnie rozmazał się na lewym oku. Nastolatek podszedł do niej pewnym krokiem, dudniąc ciężkimi butami o płytki na podłodze. Dziewczyna cofnęła się, jednak Will zbliżył się do niej i chwycił ją gwałtownie za podbródek.

-Trzymaj fason. – niemal ryknął. Puścił ją i odwrócił się. Zrzucił pogiętego mopa i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Skyler stała chwilę jak wryta. Poprawiła spodniczkę i wytarła czarny ślad na powiece. Pociągnęła nosem, uniosła dumnie głowę. "Trzymaj fason." Powtórzyła. Założyła włosy za ucho. Przyjrzała się sobie. Miała lekko podkrążone oczy. Łzy zmyły starannie nałożony podkład. Na prawym policzku ukazał się pieprzyk, którego nie tolerowała. Spuściła kilka kruczoczarnych pasemek na twarz. Wyszła z łazienki w momencie, w którym zadzwonił dzwonek.

-Po lekcjach umawiamy się z Charlesem i w nocy schodzimy do piwnicy. Wszyscy razem. – powiedziała do przyjaciółek, gdy weszła do sali od matematyki. Dziewczyny lekko zdziwione, uśmiechnęły się na tą miłą zmianę. Godziny ciągnęły się leniwie, a kiedy w końcu wyszły poza próg szkoły, wybiła godzina piętnasta.

Radośnie weszły do salonu, unosił się tu zapach pieczeni wołowej, tradycyjnego, angielskiego obiadu. Sylvia właśnie skończyła ubijać ziemniaki. Wręczyła fartuszek Margaret i wyszła ze zmiotką do kurzu i talerzem dla dozorcy. Na kanapie w pasy siedział Nathaniel. Jego brązowe, średniej długości włosy idealnie komponowały się ze skórzaną okładką książki, którą z zaciekawieniem czytał. Jeździł niebieskimi oczami wers po wersie. Luci od razu poznała grube obicie i zżółkłe kartki. Stuknęła biodrem o bok Sky, by zwrócić jej uwagę.

-Tu jest nasze słoneczko. – odpowiedziała szeptem z uniesioną głową. Machnęła ręką. "Ważne, że jest w domu Clio." Zdawały się mówić jej oczy. Każdy zajął swoje miejsce. Margo odłożyła fartuszek do szuflady i usiadła obok Jagody. Rozpoczęła się uczta. Wśród gwaru i rozmów, Ray niespodziewanie objął bladą dłoń Lucreci. Nastolatka odwróciła głowę. W jej źrenicach zapłonęły małe ogniki. Jednak w tym momencie zauważył to Logan, który o mało co nie zadławił się kawałkiem mięsa. Śmiał się ze starań przyjaciela, podczas gdy on sam nie był w stanie normalnie porozmawiać z dziewczyną. Ray odsunął rękę i spiął ramiona. Luci oparła łokieć o stół i nadziała sałatę na widelec. Miała wyraźnie zawiedzioną minę. Nath zanim usiadł do obiadu, położył książkę na stoliku, stojącym przed kanapą. Skyler postanowiła to wykorzystać. Pierwsza skończyła jedzenie i dyskretnie chwytając księgę, wyszła na korytarz. Zawędrowała po schodach do pokoju, który dzieliła z przyjaciółkami i zanim się zjawiły, zdążyła przeczytać kilka stron.

Z rozczarowaniem rzuciła książkę na materac.

-Nie ma tu nic przydatnego. – jęknęła do koleżanek.

-To samo mówiłaś o rysunku słońca. – powiedziała z przekąsem Britney i spojrzała wymownie na Luci. Przytaknęła jej subtelnie. Sky przewróciła oczami, podniosła książkę i wręczyła ją Jagodzie. Dziewczyna usiadła w swoim ulubionym fotelu, obsypanym kwiatuszkami i zanurzyła się w lekturze. Brit na nowo spakowała wszystkie potrzebne rzeczy do niebieskiej torby Nike. Charles przygotowywał się u siebie. Schował latarkę za pas i udał, że idzie już spać. Ray, Logan i Colin tylko spojrzeli po sobie zdziwieni.

Nastolatki założyły piżamy, a kiedy nadszedł czas sprawdzania i do pokoju wszedł Augustus, leżały już z zamkniętymi oczami w łóżkach. Wszystko się zgadza. Zszedł po skrzypiących schodach z małym, srebrnym kluczykiem w dłoni. Już miał zamiar włożyć go w zamek, kiedy drwi otworzyły się gwałtownie, uderzając go w czoło.

-Augustusie, przepraszam Cię bardzo! Nie zauważyłam... – dozorca przerwał Sylvii gestem ręki.

-Co robiłaś w piwnicy? – warknął, trzymając się za bolące skronie.

-Sprzątałam. Nawet byś nie uwierzył ile kurzu było tam na dole. – dodała z uśmiechem, wskazując na zmiotkę w ręku i czarny worek. Mężczyzna uniósł brwi i zmarszczył nos. Przepchnął Sylvię i zbiegł na dół. Piwnica była starannie wysprzątana. Nawet wieczka słoików zostały przetarte. Augustus włączył światło. Pojedyncza żarówka wisząca na kablu zaświszczała i rzuciła słabe światło na pomieszczenie. Sylvia, lekko oburzona zachowaniem dozorcy, podwinęła rękawy i poszła wyrzucić śmieci.

-Na co było mi dorabiać ten piekielny klucz. – mruczał sam siebie Augustus, ubolewając nad wytarciem śladów. Nie miał już dowodów, że krnąbrne nastolatki włóczyły się tu po nocy. Zawarczał jeszcze raz. Wszedł na parter głośno tupiąc, zamknął drzwi i udał się do biura. Minęły jeszcze trzy godziny zanim poszedł spać. Przyjaciółki o mało co, same nie zasnęły. O trzeciej trzydzieści wyszły z pokoju i spotkały się z Charlesem. Za pomocą agrafek udało mu się otworzyć zamek, dziewczyny po raz drugi wykradły kluczyk. Jednak tym razem wszystko poszło sprawniej.


Zeszli w milczeniu po betonowych schodów. Od razu zauważyli brak kurzu i pyłu. Przyjemna zmiana. Ponownie Britney nacisnęła środek słońca jako, że była najwyższa z przyjaciółek. Charles przyglądał się temu z uwagą, poprzednio widział tylko odsuwającą się, z niewiadomych przyczyn, ścianę. Przesunęła się, wydając odgłos trących się o siebie cegieł, jednak był on bardzo cichy. Grupa przeszła przez próg, poczym przejście zamknęło się za nimi. Tutaj niestety bród utrzymywał się jak dawniej. W powietrzu unosił się zapach starości. Uczniowie rozejrzeli się po pomieszczeniu. Zeszli w milczeniu po betonowych schodów. Od razu zauważyli brak kurzu i pyłu. Przyjemna zmiana. Ponownie Britney nacisnęła środek słońca jako, że była najwyższa z przyjaciółek. Charles przyglądał się temu z uwagą, poprzednio widział tylko odsuwającą się, z niewiadomych przyczyn, ścianę. Przesunęła się, wydając odgłos trących się o siebie cegieł, jednak był on bardzo cichy. Grupa przeszła przez próg, poczym przejście zamknęło się za nimi. Tutaj niestety brud utrzymywał się jak dawniej. Unosił się tu zapach starości. Nastolatkowie rozejrzeli się po pomieszczeniu. Skyler podeszła pewnym krokiem do stołu. Nabrała powietrza i zdmuchnęła cały kurz zalegający na blacie. Uniósł się pod sam sufit, szczypiąc w oczy i drapiąc gardła. Przyjaciele zaczęli kasłać. Oczy Sky zabłysnęły. Zobaczyła wyryte na drewnianym stole litery.

-"Niech światło Cię prowadzi." – odczytała na głos. Odwróciła się do kolegów.

-Pewnie chodzi o obrazek słońca. – powiedziała Britney.

-A może należy to interpretować bardziej dosłownie? – Jagoda wskazała na żyrandol, wiszący nad wydzierganym zdaniem. W jednej chwili Charles wyjął małą zapalniczkę z kieszeni na piersi. Dziewczyny spojrzały na niego podejrzliwie. Przewrócił oczami, podszedł bliżej.

Lont zapalił się od jednej iskry. Nagle tysiące ogników padło na wszystkie ściany, migocąc odbiciami kryształów. Pokój wyglądał jak najpiękniejszy kryształ. Wosk trochę stopniał, żyrandol obsunął się o jedno oczko na łańcuchu. Mechanizm zaczął działać. Nagle pod nogami Luci uruchomiła się zapadnia.

-Aaaaaaaaaaaa... – zabrzmiał piskliwy głos dziewczyny.

-Lucrecia! Luci! Słyszysz mnie!? – wrzasnęła Skyler przypadając do wąskiej, okrągłej dziury. Jasnowłosa uniosła wachlarz czarnych rzęs. Leżała, oparta o ceglaną ścianę. Uniosła głowę do góry. Zobaczyła niewyraźne, migocące światło i czarny zarys postaci. Spróbowała się podnieść. Pisnęła i złapała się za kostkę. Stanęła na jednej nodze i obróciła się, podskakując kilka razy. Dotykała zimnych ścian wokół siebie drżącymi dłońmi. Macała cegły od góry do dołu. Wyczuła metalową konstrukcję powyżej czoła.

-Lucreciaaaa! – głos Gotki niósł się echem. Luci uniosła podbródek.

-Jestem cała! – odparła drgającym jeszcze głosem. Nagle zauważyła słaby płomień schodzący w dół w ślad za nią. Zajęła się od niego świeczka umocowana na stelażu. Jasny płomień oświetlił bladą twarz blondynki i rozerwane pajęczyny. Dziewczyna jęknęła głośno. Sky otworzyła szerzej oczy. Kiedy słaby promień rzucił światło na tunel od razu rozpoznała pomieszczenie ze snu. Świeczka ruszyła, zaczęła krążyć dookoła jasnowłosej. Niczym umocowana do ciuchci na okrągłych szynach. Luci wodziła oczami za nią. Skakała na jednej nodze wokół własnej osi. Na ścianie za nią wędrował spory cień. "Dlaczego otworzyłam wtedy oczy?" Dręczyła się w myślach Sky. "Wiedziałabym co robić!" Zrzucała na siebie całą winę.

-Pokonać cień, pokonać cień... – powtarzała bez końca, chodząc w koło.

-Luci! Musisz zdmuchnąć tą świeczkę! – krzyknęła po chwili namysłu.

-Zwariowałaś? – odparła jasnowłosa, stając nagle w miejscu.

-Zaufaj mi! Będzie jak podczas zaćmienia, nie będzie cieni. – Gotka spojrzała pytająco na Jagodę. Przyjaciółka przytaknęła, dumna, że dziewczyna pamięta jej słowa. Luci zacisnęła powieki. Stanęła na palcach, zignorowała ból w kostce i z całej siły wypuściła powietrze z ust. Zapanował zupełny mrok.

 
Otworzyła oczy, jednak nie było potrzeby, by przyzwyczaiły się do ciemności. Niektóre z cegieł zaświeciły nagle, jakby obsypane proszkiem fluorescencyjnym. Instynktownie położyła dłoń na jednej z nich. Ruszyła się pod naciskiem. Wsunęła się w ścianę, a pozostałe wykonały taki sam ruch. W tym samym momencie, w pomieszczeniu, w którym przebywali pozostali poszukiwacze przygód, regał z książkami przesunął się niczym drzwi obrotowe.

-Luci! Udało się! Zrzucimy ci linę! – krzyknęła Skyler, spojrzała wymownie na torbę Bri. Dziewczyna chwyciła za suwak i wyjęła grubą linę do wspinaczki. Zrzuciła jeden koniec do dziury w podłodze.

-Obwiąż się nią w pasie! – wydała komendę alpinistka. Lucrecia zawiązała porządny supeł wokół swoich bioder i pociągnęła za linę dwa razy, dając znak, że mogą ją wciągnąć. W jednej chwili poczuła ucisk na brzuchu, a jej stopy uniosły się nad ziemią. Wyszła z otchłani opierając się na łokciach. Przyjaciółki przypadły do blond piękności, niczym po długiej rozłące. Z boku stał Charles i uśmiechał się pod nosem. Lucrecia spojrzała błękitnymi zwierciadłami na półkę z książkami. Uniosła kąciki ust, była z siebie bardzo dumna. Nagle poczuła pieczenie na policzku. Z zadrapania spłynęła niewielka strużka krwi. Dotknęła bladą dłonią bolącego miejsca. Spojrzała na palce i po chwili zemdlała. Charles podbiegł i ukląkł obok niej. Delikatnie uniósł jej głowę i położył na swoim ramieniu.

-Wracajmy już. – polecił, gdy dźwignął dziewczynę na rękach. Przyjaciółki pokiwały zgodnie głowami. Obejrzały się ostatni raz za siebie, by przypatrzeć się nowemu wejściu do dalszej części zagadki. Skyler objęła przez materiał klucz, leżący głęboko w jej kieszeni. Nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła go użyć. Britney nacisnęła wypukłe koło otoczone narysowanymi promieniami i wszyscy znaleźli się w piwnicy. Ruchoma ściana zasunęła się, nie wydając najcichszego dźwięku. Charlie zaniósł Lucrecie na piętro i położył ją na łóżku. Wrócił do siebie zanim ktokolwiek zauważył jego zniknięcie. Dziewczęta również ułożyły się wygodnie i zapadły w sen. Jagoda przedtem wytarła krew na twarzyczce Luci, przyłożyła wilgotny materiał i nałożyła specjalną maść. Spały spokojnie.

5 komentarzy:

  1. Superanckie
    Ewelynu

    OdpowiedzUsuń
  2. SUPER, Super.. i jeszcze raz SUPPPPEEERR!!!
    akcja się rozkręca i na dodatek była chwila zgrozy!
    kocham twoją książkę..
    =D

    OdpowiedzUsuń