sobota, 9 lutego 2013

Część 9


ROZDZIAŁ IV


             Czas minął szybko, a kiedy dziewczyny zatrzepotały rzęsami, została wyłącznie godzina. Założyły piżamy, spakowały latarki. Bri, na wszelki wypadek, wrzuciła do torby Nike czterometrową linę, której używała do wspinaczki. Jaga wzięła ulubione, żółte rękawiczki. Były gotowe stawić czoła niebezpieczeństwu. Oczywiście, zdawały sobie sprawę, że jedynym zagrożeniem, jakie może ich spotkać, jest przyłapanie przez dozorcę. Konsekwencjami byłyby, zapewne, dodatkowe dni zmywania w kuchni lub czyszczenie toalet. Jednak głęboko wierzyły i nawet same sobie wmawiały, że jest to podróż ich życia, że mogą nie wrócić. Śmiały się, rozmawiając o tym. Nawet nie zdawały sobie sprawy, jak mało się mylą. Kiedy wybiła dziesiąta, Augustus wyszedł z gabinetu i zaczął krążyć po korytarzach i zaglądać do pokoi. Sprawdzał, jak to miał w obowiązku, czy wszyscy uczniowie są w łóżkach oraz czy nikogo nie brakuje. Gdy otworzył i zamknął już wszystkie drzwi, rozpoczął swą conocną wędrówkę po domu Clio. Chodził wolnym, dostojnym krokiem, oglądając od nowa każdy obraz, stare figurki, kanapę w pasy stojącą w Saloni. Podłożył kawałek drewna do kominka. Wrócił do gabinetu, przeszukał stertę dokumentów, aż wreszcie, kwadrans po północy wyszedł i udał się na parter do swojego pokoju. Dziewczyny przeklinały w myślach mijające leniwie minuty czekania.

-Nie dziwię się, że jest taki siwy, skoro tak mało sypia. – wyszeptała zniecierpliwiona Lucrecia.

-Okej, mamy już przyczynę tego, że jest siwy. Teraz musimy się zastanowić, dlaczego nigdy nie zmienia tego ohydnego płaszcza? – rzuciła cicho Sky. Nastolatki zachichotały. Odczekały pół godziny po tym, jak Augustus trzasnął drzwiami.
Nareszcie.
Framuga delikatnie skrzypnęła. Wychyliło się kilka głów. Rozejrzały się niepewnie.

-Doga wolna. – szepnęła czarnowłosa i zamachała ręką na znak, by towarzyszki poszły za nią. Dziewczęta traktowały sprawę bardzo profesjonalnie. Na lekko ugiętych kolanach, z pochylonymi plecami, przemknęły niezauważone, aż pod biuro. Britney zajrzała do środa przez matowa szybę w drzwiach. Mrugnęła porozumiewawczo i złapała za okrągłą, miedzianą gałkę. Przekręciła ją jak najwolniej umiała. Zatrzymała się nagle w pewnym punkcie, jakby na blokadzie i dalej nie chciała ruszyć.

-Zamknął. – stwierdziła bezszelestnie. Zaświeciła w ciemności zmartwionymi, szarymi oczami.

-Charles by umiał je otworzyć. – rzekła po chwili namysłu Luci. Sky złapała ją gwałtownie za nadgarstek i zmarszczyła brwi. Jej mina zdawała się krzyczeć „Nie! Nie ma mowy! Ten zarozumialec? Miałabym go dopuścić do mojej przygody?!”. Tymczasem powiedziała tylko:

-To zbyt ryzykowne. – jej ściszony głos zadrgał w powietrzu.

-W sumie racja. Pokój chłopaków jest naprzeciwko Augustusa. – poparła ją Jagoda. Skyler uśmiechnęła się do koleżanki i mimowolnie uniosła podbródek. Jednak nie stać ich było na marnowanie czasu. Sky uznała, że ostateczna decyzja musi należeć do niej.

-Idź po niego. – zwróciła się do Lucreci. Perłowe ząbki złotowłosej zajaśniały w mroku. Zrzuciła z nóg różowe balerinki, by stąpać jeszcze ciszej i bezszelestnie zeszła po schodach. Wahała się przez moment, czy powinna zapukać, ale zaraz przypomniała sobie wyższość celu nad manierami. Nacisnęła na klamkę i wyszła do środka. Zobaczyła Charlesa, leżącego pod aksamitną kołdrą. Podeszła na palcach, po czym ostrożnie puknęła go w odsłonięte ramię.

-Pssst! – próbowała zbudzić nastolatka. W tej sekundzie Charlie otworzył zaspane oczy, patrzył przez chwilę na jasnowłosą, aż w końcu zrozumiał, że już nie śni. Przetarł powieki dłonią i usiadł na grubym materacu.

-Co jest? – zapytał charakterystycznym, uwodzicielskim tonem. Nawet w takiej sytuacji starał się być czarujący. Luci uśmiechnęła się jeszcze raz.

-Jesteś nam potrzebny. – powiedziała półgłosem. Myślała, że zgrywając tajemniczą bardziej zainteresuje chłopaka. Zadziałało. Jego źrenice, ledwo dostrzegalnie, rozszerzyły się, a gęste brwi lekko uniosły. Niemal zrzucił pierzynę na podłogę i stanął na równe nogi. W porównaniu z Lucrecią, był naprawdę wysoki.

-Umiesz otwierać zamki, prawda? – dodała dziewczyna, dla upewnienia. Blondyn skinął głową, po czym wziął z szafki nocnej dwie agrafki. Wyszli razem z pomieszczenia, weszli po stopniach, a kiedy Charles zobaczył trzy koleżanki, kucające pod biurem dozorcy, ledwo powstrzymał się od głośnego śmiechu. Luci wskazała mistrzowi miejsce, przez zaledwie kilka sekund dziewczyny przyglądały się, jak fachowiec rozprawia się z zamkiem w drzwiach.

-Dziękuje, to tyle. – rzuciła krótko Skyler z miną urażonej księżniczki.

-Już wam nie jestem potrzebny? – zapytał dla upewnienia i puścił jej oczko.

-Zdecydowanie nie! – parsknęła odrobinę głośniej niż zamierzała. Charlie posmutniał. Oparł dłonie o uda i wyprostował kręgosłup.

-Jak chcesz. – odparł, jednak jego urzekający ton zniknął. Wrócił do siebie, już nie dodając żadnego słowa. Wszystkie dziewczyny patrzyły na Sky z rozczarowaniem. Francuzka zlekceważyła to. Pchnęła jednym, zdecydowanym ruchem już uchylone drzwi. Wkradły się do środka nie podnosząc się z kolan. Poczuły woń papieru, kurzu i starości. Luci otworzyła usta i wystawiła język na znak obrzydzenia. Na szczęście nie musiały przeszukiwać gabinetu. Od razu skierowały swoje kroki do szafki wiszącej na kremowej ścianie. Otworzyły ją bez większego trudu i zabrały mały, srebrny kluczyk. „Tyle zachodu o taki drobiazg.” Pomyślała Skyler, obracając go w palcach. Zamknęły szafkę, drzwi, bez zostawienie jakiegokolwiek śladu po swojej wizycie. Z wyjątkiem pustego haczyka pod napisem „Piwnica”. W komplecie zeszły po schodach. Pod nimi, w trójkątny kawałku ściany, znajdowały się drzwi prowadzące do najniższego pomieszczenia w domu Clio. Zaskrzypiały dość hałaśliwie. Dziewczyny na moment zatrzymały się i zastygły, jak zamrożone. Czekały na jakąkolwiek reakcję z otoczenia. Na szczęście nic nie usłyszały. W przeciwieństwie do Charlesa, który leżał rozbudzony, wpatrując się w sufit. Wyjrzał przez małą w drzwiach i zobaczył kontury postaci znikające pod schodami. Uśmiechnął się sam do siebie i poszedł w ślad za nimi. Zdążył wślizgnąć się w jeszcze ciemniejszy mrok zanim drzwi zamknęły się z równym piskiem. Tym razem nastolatki szły przed siebie. Nawet jeśli hałas kogoś zbudził, nie było już odwrotu. Nie miały już możliwości, by zawrócić do ciepłych łóżek. Gdyby tylko wiedziały, że tym razem Augustus podniósł powieki.

 Stąpały po betonowych stopniach, by wreszcie znaleźć się w ciemnej, zimnej i starej piwnicy. Unosił się tu zapach stęchlizny. Dziewczyny omiotły małe pomieszczenie spojrzeniem. Na betonowej podłodze leżał niewielki, brudny dywan. Luci od razu rozpoznała trójkątne promienie wyhaftowane na nim. Jeden był dłuższy od pozostałych, wskazywał jedyną, niczym nie zastawioną, obdartą ścianę. Dziewczyna podbiegła do niej, by przyjrzeć się z bliska. Skyler spojrzała na półki zapełnione słoikami z konfiturami, regały i skrzynie. W myślach powtarzała tekst zagadki. Britney skierowała mały snop światła na wskazane przez Lucrecie miejsce. Na górnej listwie, tuż pod szarym sufitem zauważyła, niewiększy od pięści, znak. Obrazek z książki pokazał się jej przed oczami.

-Skyler! - zawołała półgłosem, mając nadzieję, że tym razem dostanie pochwałę. Dziewczyna podeszła i stanęła na palcach, w głębi duszy żałowała, że nie ma na sobie ulubionych szpilek. Sięgnęła dłonią do rysunku i położyła palce na kole. W jednym momencie poczuła, że jest wypukłe, w przeciwieństwie do trójkątnych promieni. Włożyła trochę siły, środek słońca zadrgał. Szybko zabrała dłoń. Poczuła bolącą zadrę tkwiącą wciąż w jej ręku.

-To przycisk. - zwróciła się do koleżanek, rozmasowując piekący punkt. Odsunęła się i skinęła głową na brązowowłosą. Britney zrobiła krok do przodu. Przytrzymując jedną ręką latarkę, drugą wcisnęła do końca okrągły guzik. Wytarła brudne palce o czerwoną koszulkę. Przyjaciółki rozejrzały się niepewnie. Charlie stał na trzecim stopniu, schowany za ścianą. Wyglądał co jakiś czas, oglądając poczynania dziewcząt. Nie rozumiał czego szukają, ani co tu robią. W tej sekundzie wszystkie linki i zardzewiałe już sprężyny przypomniały sobie, do czego zostały stworzone. Rozległ się donośny dźwięk, przypominający tarcie się o siebie kilku cegieł. Dziewczyny zakryły uszy. Betonowa podłoga zaczęła drgać, a zbierający się na niej od wieku kurz, wzbił się w powietrze i zapełnił całe pomieszczenie. Charlie zasłonił usta szeroką dłonią i zacisną oczy. Nagle coś zaskrzypiało, stare przekładnie i zawiasy wznowiły swoją pracę. Ściana przed którą stała oszołomiona Bri zaczęła impulsywnie wibrować. Hałas ucichł. Wszystko się uspokoiło.

-Co to było? - pisnęła Lucrecia możliwie cicho. Jednak szeptanie nie miało już większego sensu. Niespodziewanie odgłos tarcia nasilił się, a ściana, na której znajdował się znak słońca, zaczęła odsuwać się w prawo. Dziurę, która powstała w ten sposób, wypełniały porwane pajęczyny. Dziewczyny nie dbały już o to, czy przez uchylone wargi, wedrze im się do gardeł drażniący pył. Stały jak wryte patrząc się w niezbadaną przestrzeń. Ich oczy lśniły w ciemności niczym pary świetlików, szeroko otwarte. Intruz wychylił się zza ściany i zastygł, jak sparaliżowany. Nie obchodziło go już, czy się zdemaskuje. Zszedł do końca ze schodów i oniemiały oglądał rozczłonkowany mur.

-O cholera... - wyrwało mu się, a nastolatki obróciły się gwałtownie. Na ich twarzach można było zauważyć napływającą złość i strach. Chłopak nie dbał o to. wykonał kilka niepewnych kroków przed siebie. Upadająca na betonową podłogę, latarka wydała głuchy dźwięk. Mdłe światełko oświetliło tajemniczą ciemność.

-Czy ktoś tam jest?! - wszyscy obecni usłyszeli wołanie dozorcy, który w tym momencie otworzył na oścież drzwi prowadzące do piwnicy. Zajrzał zmrużonymi oczami w głąb korytarza wypełnionego schodami. Dostrzegł jedynie regał znajdujący się na przeciwko nich. Usłyszeli zbliżające się kroki.

-Szybko! -szepnęła Skyler i kierując się instynktem, zanim nawet zdążyli pomyśleć, przebiegli przez próg ruchomych drzwi. Bri w pośpiechu chwyciła upuszczoną latarkę. Charles instynktownie chwycił Luci pod ramię i jednym, sprawnym ruchem uniósł ją nad ziemią i objął. Dziewczyna nie wiedząc, o co chodzi, zaczęła wymachiwać nogami. W tym momencie, cały mechanizm znów został wprawiony w ruch i przejście zaczęło się zmniejszać, by odciąć nastolatkom drogę powrotną. Luci pisnęła cicho i oparła głowę o klatkę piersiową chłopaka. Augustus zszedł z ostatniego stopnia, trzymając w ręku naładowaną strzelbę, którą zawsze trzymał koło łóżka. W pomieszczeniu unosił się kurz, jednak dozorca wyczuł niewyraźny zapach lawendy. Jednak nie było tu żywej duszy, prócz kierownika. Mierzył on z broni do szklanych słoików podpisanych nazwami owoców, starych, zapomnianych pudeł. Opuścił lufę, wyprostował się, odchrząknął. Nastolatkowie za ścianą nie śmieli nawet drgnąć, w obawie przed niespodziewanym otwarciem przejścia. Słuchali w skupieniu cichych szmerów dochodzących z pokoju obok. Augustus włączył światła. Wnet, wisząca po środku sufitu, żarówka zaświergotała, brzękła i wypełniła piwnicy bladym światłem. Starszy mężczyzna rozejrzał się jeszcze raz i już miał wychodzić, gdyby nie zobaczył śladów butów, na pokrytej kurzem podłodze. Lekko rozmazane, jednak dobrze widoczne. Spora kolekcja odcisków, o różnych rozmiarach. Dozorca podciągnął spodnie, kucając, jak zwykle czynią ludzie, by nie zagnieść ubrania. Przypatrzył się tropowi z bliska. Krążyły w różnych kierunkach i może nawet dałby sobie spokój i nie ukarał uczniów, gdyby jeden ze śladów nie urywał się do połowy w jednej ze ścian. Druga część odcisku musiała być za nią. Podniósł się i obejrzał dokładnie mur. Zapukał w niego pięścią. Charles zakrył dłonią gładkie usta Luci i objął ją nieco mocniej. Dziewczyna wbiła paznokcie w jego ramie. Rozległ się głuchy odgłos, a następnie nieme echo. Augustus wyjął z kieszeni, za złoty łańcuszek, pęk kluczy i chwycił je mocno. Odwrócił się i wszedł na parter zamykając drzwi na zamek i dodatkowo na blokadę, z której właściwie nigdy się nie korzystało, a która polegała na opuszczeniu drewnianej zasuwy na uchwyt znajdujący się na framudze. Z pewnym trudem udało mu się ją przesunąć. Poczłapał do swojego pokoju rozczarowany i zły. Odłożył strzelbę na miejsce, przepraszając ją w myślach, że nie było mu dane jej użyć.

2 komentarze:

  1. O ja pier....
    nie no... ta książka zaczyna być jedną z moich ulubionych =D
    !!!
    nie mogę się doczekać kolejnej części =D

    OdpowiedzUsuń