ROZDZIAŁ
IV
Czas minął szybko, a kiedy
dziewczyny zatrzepotały rzęsami, została wyłącznie godzina. Założyły piżamy,
spakowały latarki. Bri, na wszelki wypadek, wrzuciła do torby Nike czterometrową
linę, której używała do wspinaczki. Jaga wzięła ulubione, żółte rękawiczki.
Były gotowe stawić czoła niebezpieczeństwu. Oczywiście, zdawały sobie sprawę,
że jedynym zagrożeniem, jakie może ich spotkać, jest przyłapanie przez dozorcę.
Konsekwencjami byłyby, zapewne, dodatkowe dni zmywania w kuchni lub czyszczenie
toalet. Jednak głęboko wierzyły i nawet same sobie wmawiały, że jest to podróż
ich życia, że mogą nie wrócić. Śmiały się, rozmawiając o tym. Nawet nie zdawały
sobie sprawy, jak mało się mylą. Kiedy wybiła dziesiąta, Augustus wyszedł z
gabinetu i zaczął krążyć po korytarzach i zaglądać do pokoi. Sprawdzał, jak to
miał w obowiązku, czy wszyscy uczniowie są w łóżkach oraz czy nikogo nie
brakuje. Gdy otworzył i zamknął już wszystkie drzwi, rozpoczął swą conocną
wędrówkę po domu Clio. Chodził wolnym, dostojnym krokiem, oglądając od nowa
każdy obraz, stare figurki, kanapę w pasy stojącą w Saloni. Podłożył kawałek
drewna do kominka. Wrócił do gabinetu, przeszukał stertę dokumentów, aż
wreszcie, kwadrans po północy wyszedł i udał się na parter do swojego pokoju. Dziewczyny
przeklinały w myślach mijające leniwie minuty czekania.
-Nie
dziwię się, że jest taki siwy, skoro tak mało sypia. – wyszeptała
zniecierpliwiona Lucrecia.
-Okej,
mamy już przyczynę tego, że jest siwy. Teraz musimy się zastanowić, dlaczego
nigdy nie zmienia tego ohydnego płaszcza? – rzuciła cicho Sky. Nastolatki
zachichotały. Odczekały pół godziny po tym, jak Augustus trzasnął drzwiami.
Nareszcie.
Framuga delikatnie skrzypnęła. Wychyliło się kilka głów. Rozejrzały się niepewnie.
-Doga
wolna. – szepnęła czarnowłosa i zamachała ręką na znak, by towarzyszki poszły
za nią. Dziewczęta traktowały sprawę bardzo profesjonalnie. Na lekko ugiętych
kolanach, z pochylonymi plecami, przemknęły niezauważone, aż pod biuro. Britney
zajrzała do środa przez matowa szybę w drzwiach. Mrugnęła porozumiewawczo i
złapała za okrągłą, miedzianą gałkę. Przekręciła ją jak najwolniej umiała.
Zatrzymała się nagle w pewnym punkcie, jakby na blokadzie i dalej nie chciała
ruszyć.
-Zamknął.
– stwierdziła bezszelestnie. Zaświeciła w ciemności zmartwionymi, szarymi
oczami.
-Charles
by umiał je otworzyć. – rzekła po chwili namysłu Luci. Sky złapała ją
gwałtownie za nadgarstek i zmarszczyła brwi. Jej mina zdawała się krzyczeć
„Nie! Nie ma mowy! Ten zarozumialec? Miałabym go dopuścić do mojej przygody?!”.
Tymczasem powiedziała tylko:
-To
zbyt ryzykowne. – jej ściszony głos zadrgał w powietrzu.
-W
sumie racja. Pokój chłopaków jest naprzeciwko Augustusa. – poparła ją Jagoda.
Skyler uśmiechnęła się do koleżanki i mimowolnie uniosła podbródek. Jednak nie
stać ich było na marnowanie czasu. Sky uznała, że ostateczna decyzja musi
należeć do niej.
-Idź po
niego. – zwróciła się do Lucreci. Perłowe ząbki złotowłosej zajaśniały w mroku.
Zrzuciła z nóg różowe balerinki, by stąpać jeszcze ciszej i bezszelestnie
zeszła po schodach. Wahała się przez moment, czy powinna zapukać, ale zaraz
przypomniała sobie wyższość celu nad manierami. Nacisnęła na klamkę i wyszła do
środka. Zobaczyła Charlesa, leżącego pod aksamitną kołdrą. Podeszła na palcach,
po czym ostrożnie puknęła go w odsłonięte ramię.
-Pssst!
– próbowała zbudzić nastolatka. W tej sekundzie Charlie otworzył zaspane oczy,
patrzył przez chwilę na jasnowłosą, aż w końcu zrozumiał, że już nie śni.
Przetarł powieki dłonią i usiadł na grubym materacu.
-Co
jest? – zapytał charakterystycznym, uwodzicielskim tonem. Nawet w takiej
sytuacji starał się być czarujący. Luci uśmiechnęła się jeszcze raz.
-Jesteś
nam potrzebny. – powiedziała półgłosem. Myślała, że zgrywając tajemniczą
bardziej zainteresuje chłopaka. Zadziałało. Jego źrenice, ledwo dostrzegalnie,
rozszerzyły się, a gęste brwi lekko uniosły. Niemal zrzucił pierzynę na podłogę
i stanął na równe nogi. W porównaniu z Lucrecią, był naprawdę wysoki.
-Umiesz
otwierać zamki, prawda? – dodała dziewczyna, dla upewnienia. Blondyn skinął
głową, po czym wziął z szafki nocnej dwie agrafki. Wyszli razem z
pomieszczenia, weszli po stopniach, a kiedy Charles zobaczył trzy koleżanki,
kucające pod biurem dozorcy, ledwo powstrzymał się od głośnego śmiechu. Luci
wskazała mistrzowi miejsce, przez zaledwie kilka sekund dziewczyny przyglądały
się, jak fachowiec rozprawia się z zamkiem w drzwiach.
-Dziękuje,
to tyle. – rzuciła krótko Skyler z miną urażonej księżniczki.
-Już
wam nie jestem potrzebny? – zapytał dla upewnienia i puścił jej oczko.
-Zdecydowanie
nie! – parsknęła odrobinę głośniej niż zamierzała. Charlie posmutniał. Oparł
dłonie o uda i wyprostował kręgosłup.
-Jak
chcesz. – odparł, jednak jego urzekający ton zniknął. Wrócił do siebie, już nie
dodając żadnego słowa. Wszystkie dziewczyny patrzyły na Sky z rozczarowaniem.
Francuzka zlekceważyła to. Pchnęła jednym, zdecydowanym ruchem już uchylone
drzwi. Wkradły się do środka nie podnosząc się z kolan. Poczuły woń papieru,
kurzu i starości. Luci otworzyła usta i wystawiła język na znak obrzydzenia. Na
szczęście nie musiały przeszukiwać gabinetu. Od razu skierowały swoje kroki do
szafki wiszącej na kremowej ścianie. Otworzyły ją bez większego trudu i zabrały
mały, srebrny kluczyk. „Tyle zachodu o taki drobiazg.” Pomyślała Skyler,
obracając go w palcach. Zamknęły szafkę, drzwi, bez zostawienie jakiegokolwiek
śladu po swojej
wizycie. Z wyjątkiem pustego haczyka pod napisem „Piwnica”. W komplecie zeszły
po schodach. Pod nimi, w trójkątny kawałku ściany, znajdowały się drzwi
prowadzące do najniższego pomieszczenia w domu Clio. Zaskrzypiały dość
hałaśliwie. Dziewczyny na moment zatrzymały się i zastygły, jak zamrożone.
Czekały na jakąkolwiek reakcję z otoczenia. Na szczęście nic nie usłyszały. W
przeciwieństwie do Charlesa, który leżał rozbudzony, wpatrując się w sufit.
Wyjrzał przez małą w drzwiach i zobaczył kontury postaci znikające pod
schodami. Uśmiechnął się sam do siebie i poszedł w ślad za nimi. Zdążył
wślizgnąć się w jeszcze ciemniejszy mrok zanim drzwi zamknęły się z równym
piskiem. Tym razem nastolatki szły przed siebie. Nawet jeśli hałas kogoś
zbudził, nie było już odwrotu. Nie miały już możliwości, by zawrócić do
ciepłych łóżek. Gdyby tylko wiedziały, że tym razem Augustus podniósł powieki.
-Skyler! - zawołała półgłosem, mając
nadzieję, że tym razem dostanie pochwałę. Dziewczyna podeszła i stanęła na
palcach, w głębi duszy żałowała, że nie ma na sobie ulubionych szpilek.
Sięgnęła dłonią do rysunku i położyła palce na kole. W jednym momencie poczuła,
że jest wypukłe, w przeciwieństwie do trójkątnych promieni. Włożyła trochę
siły, środek słońca zadrgał. Szybko zabrała dłoń. Poczuła bolącą zadrę tkwiącą
wciąż w jej ręku.
-To przycisk. - zwróciła się do
koleżanek, rozmasowując piekący punkt. Odsunęła się i skinęła głową na
brązowowłosą. Britney zrobiła krok do przodu. Przytrzymując jedną ręką latarkę,
drugą wcisnęła do końca okrągły guzik. Wytarła brudne palce o czerwoną
koszulkę. Przyjaciółki rozejrzały się niepewnie. Charlie stał na trzecim
stopniu, schowany za ścianą. Wyglądał co jakiś czas, oglądając poczynania
dziewcząt. Nie rozumiał czego szukają, ani co tu robią. W tej sekundzie
wszystkie linki i zardzewiałe już sprężyny przypomniały sobie, do czego zostały
stworzone. Rozległ się donośny dźwięk, przypominający tarcie się o siebie kilku
cegieł. Dziewczyny zakryły uszy. Betonowa podłoga zaczęła drgać, a zbierający
się na niej od wieku kurz, wzbił się w powietrze i zapełnił całe pomieszczenie.
Charlie zasłonił usta szeroką dłonią i zacisną oczy. Nagle coś zaskrzypiało,
stare przekładnie i zawiasy wznowiły swoją pracę. Ściana przed którą stała
oszołomiona Bri zaczęła impulsywnie wibrować. Hałas ucichł. Wszystko się
uspokoiło.
-Co to było? - pisnęła Lucrecia
możliwie cicho. Jednak szeptanie nie miało już większego sensu. Niespodziewanie
odgłos tarcia nasilił się, a ściana, na której znajdował się znak słońca,
zaczęła odsuwać się w prawo. Dziurę, która powstała w ten sposób, wypełniały
porwane pajęczyny. Dziewczyny nie dbały już o to, czy przez uchylone wargi,
wedrze im się do gardeł drażniący pył. Stały jak wryte patrząc się w niezbadaną
przestrzeń. Ich oczy lśniły w ciemności niczym pary świetlików, szeroko
otwarte. Intruz wychylił się zza ściany i zastygł, jak sparaliżowany. Nie
obchodziło go już, czy się zdemaskuje. Zszedł do końca ze schodów
i oniemiały oglądał rozczłonkowany mur.
-O
cholera... - wyrwało mu się, a nastolatki obróciły się gwałtownie. Na ich
twarzach można było zauważyć napływającą złość i strach. Chłopak nie dbał o to.
wykonał kilka niepewnych kroków przed siebie. Upadająca na betonową podłogę,
latarka wydała głuchy dźwięk. Mdłe światełko oświetliło tajemniczą ciemność.
-Czy
ktoś tam jest?! - wszyscy obecni usłyszeli wołanie dozorcy, który w tym
momencie otworzył na oścież drzwi prowadzące do piwnicy. Zajrzał zmrużonymi
oczami w głąb korytarza wypełnionego schodami. Dostrzegł jedynie regał
znajdujący się na przeciwko nich. Usłyszeli zbliżające się kroki.
-Szybko!
-szepnęła Skyler i kierując się instynktem, zanim nawet zdążyli pomyśleć,
przebiegli przez próg ruchomych drzwi. Bri w pośpiechu chwyciła upuszczoną
latarkę. Charles instynktownie chwycił Luci pod ramię i jednym, sprawnym ruchem
uniósł ją nad ziemią i objął. Dziewczyna nie wiedząc, o co chodzi, zaczęła
wymachiwać nogami. W tym momencie, cały mechanizm znów został wprawiony w ruch
i przejście zaczęło się zmniejszać, by odciąć nastolatkom drogę powrotną. Luci
pisnęła cicho i oparła głowę o klatkę piersiową chłopaka. Augustus zszedł z
ostatniego stopnia, trzymając w ręku naładowaną strzelbę, którą zawsze trzymał
koło łóżka. W pomieszczeniu unosił się kurz, jednak dozorca wyczuł niewyraźny
zapach lawendy. Jednak nie było tu żywej duszy, prócz kierownika. Mierzył on z
broni do szklanych słoików podpisanych nazwami owoców, starych, zapomnianych
pudeł. Opuścił lufę, wyprostował się, odchrząknął. Nastolatkowie za ścianą nie
śmieli nawet drgnąć, w obawie przed niespodziewanym otwarciem przejścia.
Słuchali w skupieniu cichych szmerów dochodzących z pokoju obok. Augustus
włączył światła. Wnet, wisząca po środku sufitu, żarówka zaświergotała, brzękła
i wypełniła piwnicy bladym światłem. Starszy mężczyzna rozejrzał się jeszcze
raz i już miał wychodzić, gdyby nie zobaczył śladów butów, na pokrytej kurzem
podłodze. Lekko rozmazane, jednak dobrze widoczne. Spora kolekcja odcisków, o
różnych rozmiarach. Dozorca podciągnął spodnie, kucając, jak zwykle czynią
ludzie, by nie zagnieść ubrania. Przypatrzył się tropowi z bliska. Krążyły w
różnych kierunkach i może nawet dałby sobie spokój i nie ukarał uczniów, gdyby
jeden ze śladów nie urywał się do połowy w jednej ze ścian. Druga część odcisku
musiała być za nią. Podniósł się i obejrzał dokładnie mur. Zapukał w niego
pięścią. Charles zakrył dłonią gładkie usta Luci i objął ją nieco mocniej.
Dziewczyna wbiła paznokcie w jego ramie. Rozległ się głuchy odgłos, a następnie
nieme echo. Augustus wyjął z kieszeni, za złoty łańcuszek, pęk kluczy i chwycił
je mocno. Odwrócił się i wszedł na parter zamykając drzwi na zamek i dodatkowo
na blokadę, z której właściwie nigdy się nie korzystało, a która polegała na
opuszczeniu drewnianej zasuwy na uchwyt znajdujący się na framudze. Z pewnym
trudem udało mu się ją przesunąć. Poczłapał do swojego pokoju rozczarowany i
zły. Odłożył strzelbę na miejsce, przepraszając ją w myślach, że nie było mu
dane jej użyć.
SUPER
OdpowiedzUsuńEwelynu
O ja pier....
OdpowiedzUsuńnie no... ta książka zaczyna być jedną z moich ulubionych =D
!!!
nie mogę się doczekać kolejnej części =D