sobota, 8 czerwca 2013

Część 23


-Pojedziemy dziś wyrobić klucz? – zapytała Bri, przerywając męczącą ciszę, kiedy znalazły się już w pokoju.

-Tak. – rzuciła beznamiętnie Skyler.

-Najwyższa pora – dodała po chwili, wysypując podręczniki z torby, rzuconej na łóżko.

-To idziemy? – wtrąciła wesoło Jagoda, uśmiechając się zadziornie. Sky uniosła podbródek i nieznaczenie pokiwała głową, przy czym jej duże kolczyki zadźwięczały głośno. Miała wyraz twarzy niczym Kleopatra, udająca się do wrogiej ziemi, by olśnić wszystkich swoją wspaniałością. Wyszła z pomieszczenia z torbą na ramieniu, przebierając wysokimi obcasami i bujając biodrami. Miała lekko przymrużone oczy, perfekcyjnie umalowane, wydęte, małe usta i zafrasowany wyraz twarzy. Jaga przewróciła kocimi oczami i uśmiechnęła się do Bri i Luci, dając im znak, że też powinny już wyjść. Odwzajemniły gest. Po minucie znajdowały się w korytarzu na parterze, Sky czekała już w przedsionku. Lucrecia i hipiska weszły do sieni, Britney szła z tyłu. Nagle z salonu wyszedł Nathaniel, trzymał w ręku kubek z gorącą, parującą herbatą. Wziął małego łyka, a siorbnięcie usłyszała Bri, która już jedną nogą była w przedpokoju.

-O, hej, Britney. – wydukał Nath, widząc jej brązowy kucyk. Dziewczyna odwróciła się na pięcie. Przez ramie zobaczyła nienawistne spojrzenie Skyler.

-Cześć. – odparła szybko i przybrała zmieszaną minę. Nastolatek stał w miejscu, przyglądając się jej spokojnie, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć. Bri uniosła rękę i wskazała kciukiem drzwi wejściowe.

-Wiesz co, tak jakby się trochę śpieszę, więc powinnam już iść. – powiedziała ostrożnie, badając uważnie jego reakcję. Pokiwał głową i uniósł kąciki ust.

-Jasne. – rzucił prędko, jednak jego głos wydawał się być odrobinę zawiedziony. Przez drewniany łuk przeszedł William. Zauważył plecy Nath ‘ a i speszoną Bri. Wykrzywił twarz w okrutnym grymasie i zmienił kierunek. Udał, że chce wyjść za zewnątrz i z premedytacją popchnął Nathaniela. Chłopak stracił równowagę, zdążył tylko zauważyć przerażoną twarz Britney. Kubek wypadł mu z rąk, a parzący napój oblał nastolatkę. Pomieszczenie wypełnił krzyk bólu. Will spostrzegł co się stało, przeszył go dreszcz, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył. Kiedy chciał komuś zaleźć za skórę, robił wszystko umyślnie, patrzył z satysfakcją na efekty. Teraz czuł jak skóra zaczyna mu płonąć, a ręce drżeć. Bez namysłu kopnął kubek, który leżał na dywanie i schylił się ku Britney. Nath już kucał koło niej. Zarzucił jej ramię na swoją szyję i podniósł ją z ziemi. Miała zmrużone oczy, zaczerwieniony policzek, uda i przedramię.

-Mogę iść sama… nic mi nie jest. To tylko podrażnienie. – mamrotała pod nosem, ale Nathaniel złapał ją jeszcze mocniej. Rzucił Willowi wyzywające spojrzenie.

-No, rusz się! Zrób coś! Powiadom kogoś!

Czarnowłosy chłopak zamrugał, z całej siły próbował powstrzymać trzęsienie się rąk. Rozejrzał się w poszukiwaniu Sylvii lub Augustusa. Po drodze natrafił jednak na nienawistny i przesiąknięty goryczą wzrok Skyler. Jej twarz skrywał półmrok, ale doskonale widział pioruny bijące z jej zwierciadeł. Pokręciła głową z dezaprobatą i zwróciła się do koleżanek.

-Musimy iść. – powiedziała spokojnie, nie spuszczając go z oczu. Jaga i Lucrecia spojrzały na nią z przerażeniem. Jasnowłosa otworzyła usta, chcąc zaprotestować.

-Musimy iść. – powtórzyła Francuzka z nową siłą. Obróciła się i wyszła na dwór. Dzienne światło na chwilę wlało się na korytarz. Wszyscy patrzyli na Willa. Próbował zmarszczyć czoło i nie dać po sobie poznać żadnych emocji. Nathan zniknął, a wraz z nim półprzytomna Britney. Blondynka i ruda również wyszły.

-Nathaniel sobie doskonale poradzi. Ona też przesadza, chyba, że dostała tym kubkiem w głowę. – mruknął sam do siebie, nie miał innego wyjścia, został zupełnie sam. Instynkt kazał zbadać mu, co powstrzymało dziewczyny od pomocy przyjaciółce. Musiał mieć jakiś cel, inaczej zacząłby się obwiniać, a to nie wróżyło niczego dobrego. Zawsze kiedy pozwalał emocjom nad sobą zapanować, działo się coś niedobrego. Walnął się w ramię, otrząsnął się. Ruszył za dziewczynami, zostawiając za sobą kałużę herbaty, potłuczone naczynie i własne uczucia.


Lucrecia, Jagoda i Skyler szły pospiesznie po chodniku, prowadzącym do głównej bramy.

-Jak mogłyśmy ją zostawić?! – nie wytrzymała nagle jasnowłosa. Jej cieniutki, piskliwy i rozpaczliwy głos, rozdźwięczał w uszach kompanek.

-Nie pomogłybyśmy, gdybyśmy zostały, więc już lepiej zrobimy, jak zdobędziemy ten klucz. Brit nic nie będzie, zajmą się nią. – powiedziała Skyler, nawet się nie obracając. Maszerowała prosto przed siebie, starając się nie myśleć od wydarzeniach sprzed chwili. Sama nie rozumiała jak mogła porzucić przyjaciółkę, która na jej miejscu, na pewno by została. Ale nie był to czas, by się obwiniać, doskonale wiedziała, że nie mogłaby jej pomóc. Błękitne tęczówki Luci zaszły mgłą, Jaga nerwowo bawiła się rudym loczkiem. Jednak żadna z nich się nie zatrzymała. Parę metrów za nimi szedł Will, wzdłuż drzew i cieni, które zapewniały mu kamuflaż. Zmarszczył nos i przyspieszył tępo. Doszli do stróżówki, niewysoki mężczyzna w mundurze z logo szkoły zbliżył się do nich.

-Tak? – zapytał grubym głosem. Potrząsnął pasem, opasającym brzuch, klucze brzdęknęły. Skyler wystąpiła przed szereg, oparła dłonie na biodrach i uniosła głowę.

-Chciałybyśmy pojechać do miasta na zakupy. – powiedziała pretensjonalnie, jakby w ogóle nie miał prawa ją o to pytać.

-Niestety, panienko. Takie upoważnienie wydaje Pani Mouver.

-Nie w niedziele. – rzuciła bezczelnie, uśmiechając się wyzywająco. Mężczyzna zaśmiał się, zabrzmiało to jak „ho, ho, ho” Świętego Mikołaja. Pokiwał palcem wskazującym.

-Do wezwania taksówki zawsze jest potrzebna zgoda waszej dyrektorki. – wyglądał na dość zadowolonego.

-Co takiego?! – ryknęła zrozpaczona Francuzka. Jaga podbiegła bliżej i stanęła przed nią, zasłaniając żyłę, pulsującą na jej czole.

-Moja koleżanka chciała powiedzieć, że nigdy tego od nas nie wymagano. Musieliśmy się jedynie wpisać do księgi, żeby było wiadomo, gdzie przebywamy.

-Zgadza się, panno Brannan. – przytaknął strażnik, uśmieszek nie znikał z jego twarzy. Jagoda była zdezorientowana.

-Więc w czym problem?

-Jeśli zamierzałyście iść na piechotę, to nie ma żadnego. – mężczyzna zaśmiał się po mikołajowemu. Sky warknęła i tupnęła znacznie nogą. „W co on pogrywa?!”

-Przepraszam, Panie Keapper, ale przecież  comiesięczne wpłaty do internatu, obejmują także transport do miasta w każdą niedzielę w miesiącu, jak również ewentualne przepustki, więc naprawdę nie rozumiem, w czym tkwi szkopuł. – powiedziała rudowłosa, niemal na bezdechu. Strażnik westchnął jakby robił się już znudzony.

-Pozwolenie Pani dyrektor na wezwanie taksówki. Tylko tyle, nic nowego. – gra przestała go śmieszyć. Przewrócił oczami.

-Edgar, przecież wiesz, że Mouver zezwoli, a nam się spieszy. Wpiszemy się do księgi, ty wezwiesz taxi, a my wrócimy za dwie godziny. Po problemie. – Skyler zbliżyła się do mężczyzny i przejechała dłonią po jego ramieniu. Luci zrobiła minę, jakby poczuła się niedobrze. Pan Keapper złapał Sky za nadgarstek i odtrącił jej rękę.

-Dziewczyny, na prawdę. Jeśli chcecie wyjść, to po prostu niech któraś skoczy do dyrektorki i weźmie tą cholerną zgodę. – jego ton przybrał na sile. Bezsensowna rozmowa.

-Bri! – odezwała się Skyler, podnosząc wymownie rękę i unosząc brwi, jej ton zabrzmiał tak, jakby zaraz miała wydać komendę. Jednak po chwili zamilkła, a jej oczy zgasły. „Przecież nie pobiegnie, idiotko.”

-Zaraz wracam. – rzuciła prędko Jagoda, odczytując jej zawiedzione spojrzenie. Wręczyła czarnowłosej swoją skurzaną sakiewkę i odbiegła w stronę szkoły. Mężczyzna zaśmiał się po mikołajowemu, zabrzmiało to odrobinę jak drwina.

-Dajcie znać, jak wróci z pozwoleniem. – powiedział, odwracając się od nastolatek. Poszedł spokojnym krokiem do stróżówki, bujając pasem z kluczami. Zniknął im z oczu.

-Gbur. – szepnęła Lucrecia pod nosem, robiąc nadąsaną minę. Sky uniosła kąciki ust i prychnęła, przytakując. Luci uśmiechnęła się zadowolona.

-Proszę, proszę, proszę. – dziewczyny obejrzały się w kierunku, z którego dobiegł głos Charlesa. Chłopak zatrzymał się parę metrów od nich i splótł ramiona na klatce piersiowej, na znak urazy.
-Znowu robicie coś beze mnie. – odezwał się pretensjonalnie. Sky warknęła i instynktownie wsadziła dłonie do kieszeni swetra. Nastolatek podszedł bliżej i podniósł jedną brew w wyczekującym znaku. Luci zachichotała i zasłoniła porcelanową twarzyczkę, by ukryć rumieńce. Charlie był zdziwiony, obejrzał się za siebie, dopatrując się czegoś zabawnego.