niedziela, 3 lutego 2013

Część 8


 
Drugi dzwonek oznajmił czas na prawdziwe spotkanie.  Tym razem już wszystkie dziewczyny wyszły wspólnie i dotarły na wyznaczone miejsce. Luci z radością pokazała trzem przyjaciółkom swoje znalezisko.

-„…Starożytnych Egipcjan…!” – podkreśliła usatysfakcjonowana.

-Jaki to ma związek z naszą zagadką? – odparowała rozczarowana Sky.

-Myślałam, że ten znak, który przeczytała Jaga i to ma jakiś związek… - dodała zawiedziona blondynka.

-Pomyliłaś się. – urwała ponuro czarnowłosa. Do jasnych oczu Lucreci napłynęły łzy. Chciała tylko pomóc. Britney położyła delikatnie dłoń na ramieniu przyjaciółki subtelnie uniosła kąciki ust.

-Po co to zebranie? – zwróciła się do Gotki.

-Myślałam nad tym całym rebusem. Sądzę, że „bardzo nisko zejść” może dotyczyć piwnicy. Nie ma chybi niższego punktu, chyba, że studnia. – zakończyła z drwiącym uśmieszkiem.

-To może być dobry pomysł. Warto od tego zacząć. – podsumowała Jagoda.

-Jak masz zamiar zdobyć klucze? – spytała Bri.

-Wszystkie klucze wiszą w gabinecie dozorcy domu na parterze. Weźmiemy je, gdy wszyscy pójdą już spać. – plan Sky wydawał się być przemyślany i łatwy. Nastolatki wymieniły się zadowolonymi spojrzeniami. Czuły się jak detektywi bądź szpiedzy na tropie wielkiej afery. Tylko Luci otarła rękawem swetra spływającą po policzku krople, miała zamiar zaprotestować. Całe życie uczyła się o zbawiennym właściwościach snu oraz otwarcie bała się dozorcy, ale nie chciała się narażać, więc tylko schyliła głowę i udała, że przytakuje. Po jeszcze pięciu dłużących się godzinach przyjaciółki wróciły do domu Clio. Przywitał je uśmiechnięty od ucha do ucha Charles Finlay. Ubrany był w czerwoną koszulę w kratę, jeansowe rurki i timberlandy. Jedną ręką oparty był o framugę drzwi, a w drugiej trzymał zielone, do połowy zjedzone jabłko. Blond, uniesione do góry włosy przyciągały wzrok do przystojnej twarzy.

-Co tam, dziewczyny? – zapytał gryząc owoc. Sky wystąpiła na przód i stanęła na wprost chłopaka. Podeszła do niego tak blisko, że patrząc mu prosto w oczy, mogła z łatwością poczuć jego jabłkowy oddech. Zmarszczyła brwi.

-Zejdź nam z drogi z łaski swojej. – wycedziła przez zęby. Charles podniósł obie dłonie do góry na znak, że się poddaje, po czym odsunął się w lewo. Dziewczyna ogarnęła kruczoczarny kosmyk z czoła i żwawo pomaszerowała przed siebie prowadząc za sobą koleżanki. Chichoczące i zarumienione zaczęły wchodzić po schodach.

-Rawr. – dodał chłopak za nimi. Sky obróciła się przez ramię z piątego stopnia z miną zabójcy. Jednak Charlie uśmiechnął się figlarnie, wziął kolejnego gryza i wyszedł na zewnątrz puszczając jej oko. Nastolatka poczerwieniała, ale zaraz wypuściła powietrze, obróciła się i poszła dalej, nie dając po sobie znaku urażonej dumy. Wszystkie cztery weszły do pokoju i przekręciły za sobą klucz.

-Światła są gaszone o dziesiątej, ale nie mam pojęcia, o której zasypia Augustus. – powiedziała nagle Bri rozważając w myślach plan Gotki.

-Sprawdzimy to. Jak wyjdzie z gabinetu i pójdzie do siebie, to odczekamy jeszcze pół godziny i idziemy. – na nowo, pomysł Sky zabłysnął inteligencją. Dziewczyny jak zawsze, po powrocie ze szkoły zrzuciły z siebie z ulgą mundurki, po czym ubrały się w coś, co je uosabiało. Każda na powrót poczuła się wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Strój sprawiający, że uczniowie wyglądali niemal jednakowo nie należał do ulubionych. Po dziesięciu minutach przygotowań Sylvia zawołała na obiad. Miedzianowłosa Margaret krzątała się po kuchni koło gospodyni, krojąc pomidory na sałatkę. Miała na sobie brązową sukienkę za kolano i skórzane kowbojki. Złote charmsy na jej nadgarstku brzęczały przy gwałtownych ruchach jej ręki.

-Nasz aniołek. – zawołała ciemnoskóra Phyllis na jej widok.

-Żebyś wiedziała. – odparła Sylvia wsypując plasterki ogórka do szklanej miski. Puściła dyskretnie oko do pomocnicy. Do salonu wbiegli Ray z Loganem, zawzięcie rozmawiając o sztucznych robakach, które zamierzali podłożyć Pani Mouver. Zaraz za nimi wolnym krokiem wszedł Charles z dłońmi w kieszeniach. Obok niego szedł Colin, szkła jego okularów wyczyszczone na połysk, odbijały małe ogniki tlące się w kominku. Cztery przyjaciółki zeszły ochoczo na parter, ze świadomością, że każda mijająca minuta przybliża je do przygody. Parę kroków z tyłu, schodziła z piętra długonoga Annie. Przez bordowe włosy znajomi nazywali ją Foxy. Ciemna spódnica za kostki ciągnęła się za nią po schodach. Stąpała z lekko podniesionym podbródkiem. Z oliwkowych oczu niemal tryskała duma. Mieszkańcy domu Clio, niemal wszyscy, mieli ze sobą dobre relacje. Można by się łatwo domyślić, że wyjątek stanowiły Ann i Sky. Obie pragnące władzy, mistrzynie gry aktorskiej, stylistki, próbujące się pobić w każdej dziedzinie, by zaprezentować swoją wyższość. Fox schodziła wolno, nie usiłując przegonić rywalki. Jednak na jej przecudnej twarzy malował się nieodłączny, złośliwy uśmieszek. Dziewczęta weszły do pomieszczenia pachnącego klopsikami. Margo postawiła na stole misę z mięsem, surówką oraz świeżo ubite ziemniaki. Sylvia uśmiechnęła się do siebie widząc jak nastolatkowie wdychają aromat. Jedynie na talerzu Jagody leżał już specjalnie przygotowany kotlet z tofu. Gospodyni jeszcze nigdy nie zdarzyło się zapomnieć o poglądach hipiski. Wszyscy obecni zajęli swoje miejsca. Margaret dołączyła do kolegów, po czym Sylvia życzyła „Smacznego!” i zaniosła danie dozorcy. Britney odchyliła się w lewo, tak, by jej usta były o parę centymetrów od ucha Skyler.

-Można, by poprosić Sylvię, żeby wzięła klucz od Augustusa. Powiedziałaby, że chce posprzątać, a my byśmy ją przekonały, że mamy pracę z obrony i musimy spędzić jakiś w piwnicy. – wyszeptała szatynka. Sky zastanawiała się chwilę przeżuwając warzywa. Przełknęła głośno i odwróciła głowę w kierunku koleżanki.

-Myślisz, że powiedziałaby wtedy dozorcy, że będzie sprzątać? Skoro, by uwierzyła, że to praca domowa, to dlaczego miałaby podać inny powód Augustusowi? – rozmyślała czarnowłosa. Nabrała do ust większą porcję piure.

-Poprosiłybyśmy. Przecież ona dobrze wie, że ten durny kierownik wszystko musi kontrolować i co chwila, by nam przeszkadzał i sprawdzał, czy aby na pewno, nie szperamy mu w narzędziach. – wydukała półgłosem szarooka. Była dumna ze swojego pomysłu i cieszyła się w środku, że jest aktywną uczestniczką akcji. W przeciwieństwie do niej, Sky wolała wszystko osiągnąć sama. Miała ochotę zawołać, że nie potrzebują pomocy Sylvii. Przecież to ona obmyśliła plan z zakradnięciem się do biura, przechwyceniem klucza i zejściem do piwnicy, tak, by nikt ich nie zauważył. Wydawało jej się to bardziej ekscytujące i niebezpieczne niż odebranie klucza za pozwoleniem gospodyni i spokojne przesiedzenie w „najniższym punkcie” tyle czasu, ile potrzebują. Nie widziała w pomyśle Bri nawet małego dreszczyku emocji. Co prawda, był prosty, osiągnęłyby cel, ale zabiłoby to przygodę. I przede wszystkim, to nie ona była by w rezultacie chwalona. Po cichu błagała, żeby Sylvia jechała dziś na cotygodniowe zakupy, by nie mogła powiedzieć Augustusowi, że będzie sprzątać. Gdyby tak po prostu odtrąciła łatwy zamiar Britney, wiedząc, że gospodyni bez wątpliwości, by im pomogła, nie zyskałaby wiele poparcia.

-Zobaczymy. – szepnęła szybko, rozwiewając podejrzenia koleżanki. Luci dźgnęła widelcem mięsną kulkę, a następnie nałożyła sobie dużą dawkę sałaty. Ray udawał, że turla klopsika nosem w jej kierunku, jak w filmie „Zakochamy kundel”. Logan widząc to, wybuchł śmiechem i potargał ciemnobrązową czuprynę przyjaciela. Oboje rechotali radośnie. Lucrecia dyskretnie uniosła kąciki ust i lekko się zarumieniła. Oczy jej śmiały się razem z chłopcami. Po obfitym posiłku, Margaret zaczęła zbierać puste naczynia, zanim nawet wróciła Sylvia.

-Pomogę Ci. – podszedł do niej Colin, a dziewczyna niemal dostrzegła swoje odbicie jego błyszczących szkłach.

-Dziękuję. – odparła z uśmiechem.

-Dziś moja zmiana. – zaraz dodał chłopak wskazując na grafik powieszony na jednej z szafek. Podobne zapiski wisiały również w korytarzu na piętrze i wewnętrznej stronie drzwi wejściowych. Miedzianowłosa posmutniała.

-No, tak. – rzekła wpatrując się w dłonie pokryte pianą. Trzymała w nich talerz, który nagle zachciało się jej roztrzaskać o kafelkową podłogę. Stłumiła to uczucie i wróciła do zajęcia. Phyllis siedziała na kanapie w pokoju oddzielonym od kuchni jedynie drewnianym łukiem. Machała swobodnie nogą założona na drugą. Czytała magazyn Vogue ‘a. Jej krótkie, gęste loczki, okalały jej piękną, opaloną twarz niczym etola. Wyglądała na Skyler, już się nie mogła doczekać zakupowego szału za pieniądze rodziców. Zaplanowała sobie kupić kremowy sweter, ciasne, jeansowe rurki, krótkie spodenki, niezliczoną ilość dodatków i butów. Uwielbiała te wypady z przyjaciółką, kiedy chwaliła jej szczupłe nogi i ciemną karnację, której jako rdzenna Francuzka nie miała po kim odziedziczyć. Phyllis przewróciła kolejną kartkę i szybciej zaczęła kiwać obutą stopą. Sky nigdy się nie spóźniała, tymczasem mulatka widziała ją wbiegającą do pokoju po obiedzie. Myślała, że idzie wyłącznie po torebkę. Jednak Skyler  nie wychodziła już ponad piętnaście minut.


Phyll zdawała sobie sprawę, jak trudne może być dobranie odpowiedniej torby do całego stroju, jednak tym razem wyprostowała się i rzuciła zdenerwowana miesięcznik na stolik. Poszła w ślad za koleżanką, złapała za klamkę i mocno nacisnęła. Jednak drzwi nie drgnęły. Phyllis zapukała zaciśniętą pięścią.

-Sky! Idziesz, czy nie? Co jest? Coś się stało? – krzyknęła z twarzą zwróconą w kierunku pomieszczenia. Ku jej rozczarowaniu, odpowiedziała jej głucha cisza. Otworzyła szerzej oczy i zmarszczyła czoło. Przyjaciółka nigdy jej nie wystawiła. Tupnęła urażona, a jej podwinięte na kostkę, we wzór panterki spodnie, opadły nieco. Odwróciła się i odeszła do swojego pokoju na drugim końcu korytarza. Weszła rozzłoszczona i upadła na łóżko. Annie odgarnęła bordowe, cieniowane włosy z ramienia i spojrzała z politowaniem na współlokatorkę.

-Nie powinnaś być w Centrum? – zadała ironiczne pytanie, znając już odpowiedź. Ciemnoskóra rzuciła jej złowieszcze spojrzenie.

-Szkoda, żeby przepustki się zmarnowały… – dodała Foxy, stukając paznokciami, jeden po drugim, o drewniane, białe biurko. Phyllis podniosła się i wyjęła z plecaka Jeansport dwa małe bileciki. „Pewnie następnym razem już nam ich nie wydadzą.” Przemknęło jej przez myśl.

-Kiedy tracą ważność? – zapytała z troską w głosie czerwonowłosa, widząc zamyślenie współlokatorki. Mulatka zerkała na przepustki jeszcze raz. Westchnęła głośno.

-Dziś wieczorem. – wydukała i odwróciła głowę w stronę okna. Zobaczyła za nim budynek szkoły. Internat znajdował się na terenie zamkniętym, otaczał go gęsty las. Uczniowie mieli prawo chodzić wszędzie, póki znajdowali się wewnątrz ogrodzenia. Bez problemu można było również wyjść poza obszar szkoły, jednak nie miałoby to większego sensu, jeśli nie  wliczać wypraw w ramach zajęć z biologii. Żeby dotrzeć do głównej części miasta, niezbędne było wezwanie taksówki, a na takowe potrzebne było właśnie pozwolenie. Każdy student Amptohigh miał możliwość ku temu zawsze, kiedy rodzic wykonał odpowiedni telefon, a poza tym każdemu przypadały trzy przejściówki miesięcznie. „Szkoda, żeby się zmarnowały…” powtórzyła w myśli ciemnoskóra. Po co prosiły razem ze Sky o wydanie ich tydzień przez czasem? To nie miało teraz znaczenia.

-Pójdziesz ze mną? – zapytała błagalnym tonem. Annie tylko na to czekała. Kiwnęła głową. Dziewczyny zmyły imię oraz nazwisko Skyler, na co uczniowie wpadli już dawno temu. Przepustki były tutaj najcenniejsze. Następnie wpisały w puste pole „Ann Lestrade”. Jedynym problemem w całkowitym podrobieniu cennego biletu była pieczątka szkoły. Jeszcze nikomu nie udało się opracować identycznej kopii. Dlatego pozostawało uczniom jedynie zmieniać napisaną godność. Phyllis rozejrzała się nagle po pokoju.

-Widziałaś dziś Nastię? – zapytała niespodziewanie. Nikt nie zauważył jednego pustego krzesła przy śniadaniu, ani obiedzie. Piętnaście miejsc, na szesnaście było zajętych. Również podczas lekcji nikomu nie rzuciła się w oczy pusta ławka przy oknie, w której zawsze siedziała dziewczyna. Mogło wydawać się to przykre, że żaden ze znajomych nie zanotował braku koleżanki, jednak Foxy tylko wzruszyła ramionami. Dziewczyny wyszły bez słowa i zatrzasnęły za sobą drzwi. Gdyby Phyll wiedziała, że Sky jej nie usłyszała, nie byłaby pewnie taka zła. Tymczasem schodziła smutna, ze sztucznym uśmiechem na twarzy. „A kto wie? Może Ann nie jest taka wredna, jak wszyscy mówią?” starała się pocieszyć w myślach. W tym momencie Jagoda wyjęła słuchawki z uszu i przetarła ściereczką szkła okularów. Szturchnęła Luci, leżącą na łóżku obok niej, w ramię. Blond piękność zsunęła opaskę do spania i uniosła lekko prawą powiekę.

-Co? – powiedziała ledwo słyszalnym głosem.

-Nie myślisz, że ta akcja ze spaniem, żebyśmy mogły działać w nocy, nie jest głupia? – zapytała szczerze sfrustrowana. Luci otworzyła oboje oczu.

-Zdecydowanie, nie. – zaprotestowała, po czym nasunęła opaskę z powrotem. Jaga już się nie odezwała. Słuchała w milczeniu muzyki.

1 komentarz:

  1. Kolejna część i kolejny sukces moja droga!
    Oby tak dalej =D
    Książka powoli się rozkręca a ja znów nie mogę się doczekać kolejnej części...
    Dlaczego Nastia nie była w szkole...?

    OdpowiedzUsuń