ROZDZIAŁ III
Skyler
trzymała w dłoniach złoty klucz wielkości jej wskazującego palca. Miał
nietypowy kształt, a rączka wysadzana była maleńkimi, czerwonymi kamieniami.
Dziewczyna nigdy w życiu nie widziała takiego klucza, a tym bardziej nie mogła
sobie wyobrazić do jakiego zamka będzie on pasować. Spiczaste ząbki wystawały
po obu jego stronach, gdzieniegdzie układając się we wzory przypominające
winorośl.
-Jest przepiękny. – rzekła nastolatka i przetarła go
swoją wstążką opasającą jej talię. Krwiste klejnociki znów rozbłysnęły na
chwilę mocą tysiąca słońc wywołując u wszystkich uśmiech.
-Ciekawe, ile jest warty. – powiedziała dumnie Lucrecia,
jednak współlokatorki rzuciły jej potępiające spojrzenia.
-No wiem, wiem. Przygoda… – przewróciła wymownie oczami
blondynka. Jednak za moment rozweseliła się na samą myśl o nagrodzie lub
pomieszczeniu pełnym bogactw, który mogły otworzyć. Zdawały sobie mimo wszystko
sprawę, że najpierw muszą je znaleźć.
-„By znaleźć drzwi do miejsca, gdzie nikomu nie
wolno wejść, będziesz musiał pokonać cień i bardzo nisko zejść.” – zacytowała
Brit, patrząc na karteczkę, którą podała jej Skyler. Jej oczy zadawały
oczywiste pytanie. „Co to może znaczyć?”
-Co mówiłaś o zaćmieniu Jag? – Britney dostała
olśnienia, jej źrenice poszerzyły się.
-Podczas zaćmienia nie ma żadnego naturalnego
źródła światła, tym samym nie ma cieni. – przypomniała rudowłosa. Poprawiła
okrągłe okulary na nosie i odłożyła z namaszczeniem rękawiczki do szuflady.
„Spisały się jak nigdy” dodała w duchu.
-To… kiedy będzie to zaćmienie? – zapytała
niecierpliwie Lucrecia.
-To nie takie proste, z tego co wiem, to ostatnio
całkowite zaćmienie słońca w Wielkiej Brytanii było w 1999 roku, a następne
niewiadomo kiedy będzie… - odparła bez entuzjazmu.
-Zaćmienie słońca? A może być zaćmienie księżyca?
– zawołała optymistycznie Britney.
-Możemy sprawdzić kiedy będzie. – dodała z
uśmiechem okularnica, usiadła na obrotowym fotelu koło okna i wzięła z parapetu
swojego laptopa. Niemożliwością było nawet określenie jego firmy. Cały był
pokryty naklejkami z wizerunkami Harry ’ego Gibsona, który wymyślił pojęcie
„hipis”, Jimi ‘ego Hendrixa, który był godnym reprezentantem, oraz wieloma
pacyfkami i znakami pokoju. Jaga nie była jednak „pełnokrwistą hipiską”,
ponieważ nie praktykowała wszystkich reguł, funkcjonowała jak normalna
nastolatka. Przycinała włosy, miała grubą grzywkę, i masę ubrań w szafie.
Wierzyła jednak w ich poglądy na temat matki natury i lubiła ich styl. Dziewczyna
wystukała na mocno zdartej klawiaturze kilka słów.
-Było w Anglii w grudniu… 2011 roku… – wydukała z
przejęciem w głosie.
-Przegapiłyśmy! O pięć miesięcy! – zawołała
zrozpaczona Skyler. Przez chwilę miała wrażenie, że naprawdę uda im się
rozwiązać tajemniczą zagadkę. Po chwili przypomniała sobie, że prawdziwa
aktorka nie ujawnia swoich prawdziwych uczyć. Spoważniała, a rysy jej twarzy
napięły się. Wyrwała zżółkły świstek z rąk Bri i ujęła go po środku obiema
dłoni. Uniosła łokcie, gotowa porwać obiekt, który dał jej złudną nadzieję.
Pozostałaby niewzruszona w oczach przyjaciółek.
-Nie! – zawołała Britney i złapała czarnowłosą za
nadgarstek, powstrzymując ją od podarcia wskazówki. Zabrała ją z powrotem,
ostrożnie złożyła na pół i włożyła do jednej w kieszonek w krwistoczerwonej
kopertówki, którą miała na balu.
-Musimy po prostu trochę bardziej się postarać,
więcej pomyśleć. – dodała rozluźniając ucisk. Skyler wyrwała rękę z objęcia i z
gniewem popatrzyła prosto w jej chabrowe oczy. Źrenice zadrgały, a bursztynowy
odcień zmienił swój złotawy odcień na ciemną czekoladę. Gotka podświadomie była
księżniczką, którą należało popierać i zgadzać się z każdą decyzją.
Nienawidziła tego w sobie, dlatego starała się kontrolować każdą emocję.
-Prześpijmy się z tym, zastanowimy się jutro. –
dodała ziewają Jagoda, patrząc to na śpiącą już Britney, to na duży zegar
wiszący nad jednym z drewnianych biurek, pomalowanych na biało. Mimo woli
rozejrzała się po pomieszczeniu. Miało ono kształt prostokąta, przy dwóch dłuższych,
leżących naprzeciwko siebie, kremowych ścianach stały cztery, solidne łóżka. Po
dwa z każdej strony. Miały metalowe poręcze, jedną od głowy, drugą od stóp. Przed
każdym z nich stała średniej wielkości komoda, która służyła za szafę i, w
której dziewczęta przechowywały swoje ubrania. Po lewej stronie każdego łóżka
znajdowała się wąska szafka nocna ze spróchniałymi szufladkami. Również były
pokryte białą farbą. Drzwi znajdowały się pośrodku jednej z krótszych ścian, po
prawo od nich były kolejne, prowadzące do łazienki. Okno po drugiej stronie
było dość duże jak na internat. Dziewczyny powiesiły w nim błękitną firankę. Kredowobiałe
framugi optycznie nadawały im jeszcze jaśniejszy ton. Pod nimi, koło obrotowego
fotela i parapetu stało jedno z dwóch biurek. Ponieważ było ich dwa razy mniej
od lokatorek, dziewczęta rozdzieliły je pomiędzy siebie. To znajdujące koło
„punktu widokowego” należało do właścicielek łóżek po lewej stronie pokoju,
czyli Skyler i Bri. Zatem znajdowały się na nim dwa laptopy, w czym jeden w
aksamitnym, czarnym etui. Ułożone były kolejno na skraju, by zajmowały jak
najmniej miejsca. Lampa pochylona nad gładkim wierzchem blatu doskonale
oświetlała całą jego powierzchnię. Ten fakt był jednak częściej wykorzystywany
do precyzyjnego malowania paznokci po nocach zamiast odrabiania prac domowych. Żarówka
obejmowała swoim światłem również zdjęcia zawieszone kolorowymi pineskami na
ścianie. Ukazywały one wszystkie przyjaciółki między innymi na wycieczce
szkolnej do rezerwatu przyrody. Na innym stały w mundurkach na głównym
dziedzińcu przed budynkiem szkoły. W lawendowej kopertówce leżącej na drugim
biurku, pod zegarem, za drzwiami do pokoju, leżał aparat. Zdjęcia zrobione na
balu tylko czekały na wydrukowanie, by następnie zająć godne miejsce wśród
innych wspomnień. Czwórka ślicznych nastolatek w otoczeniu tańczących znajomych
i bawiących się kolegów, zgrabnie stojące, obejmujące się w taliach. Fotografia
ukazywałaby piękno i urok ich sukni. Czerwony materiał, z którego była zrobiona
kreacja Britney nadawała jej eleganckiego wyglądu. W przeciwieństwie od Jagi i
jej zwiewnej, zielonkawej sukienki oraz balerinek. Wszyscy na pewno skupiliby
uwagę, gdyby fotografia wisiała już na swoim miejscu na cudowną, pastelowo
błękitną kieckę Lucreci, obok niej stała
uśmiechnięta Sky, nikt obcy nie domyśliłby się, że przygotowała swój
olśniewający strój w zaledwie kilkanaście minut. Zdjęcie jednak musiało jeszcze
trochę poczekać do wywołania i trafienia na szczytne miejsce. Obecnie
dziewczęta miały na głowach inne zmartwienia. Jak rozszyfrować zagadkę, a nawet
jeśli już im się to uda, jak ją zrealizować? Luci właśnie wyszła z łazienki ze
świeżo wysuszonymi włosami, a tuż za nią wyleciała chmura pary. Można było
poczuć zapach lawendy. Dziewczyna miała na sobie zwiewną koszulę nocną w
pudrowym odcieniu. Podreptała w miękkich kapciach do swojego łóżka i bez słowa na
dobranoc wsunęła się pod ciepłą kołdrę. Objęła swojego beżowego misia Bernarda,
którego nazwała na cześć ulubionej bajki z dzieciństwa i szybko zasnęła. Jaga
szybko poszła w jej ślady. Tylko Skyler leżała na plecach i lewą dłonią
ściskała nerwowo narzutę. Jej jedwabna piżama w szare i czarne pasy sprawiała
wrażenie gryzącej. Patrzyła w sufit lekko przymrużonymi oczami. Powoli zapadała
w sen. Zamrugała, ale zaraz potem otworzyła oczy bardzo szeroko. Znowu zamknęła
i otworzyła. Nie mogła uwierzyć. W momencie, gdy jej powieki były opuszczone,
zamiast ciemności, widziała obrazy. Przymknęła je jeszcze raz. Początkowo ujrzała
mrok. Wypuściła rozczarowana powietrze ustami, a jej klatka piersiowa wykonała
typowy ruch. Jednak po chwili zaczęła dostrzegać światełko, które stopniowo
zastępowało swoim blaskiem czerń. Po chwili znowu dominowała ciemność, by za
chwilę na nowo ustąpić światłu. Dziewczyna zauważyła, że źródło blasku wykonuje
ruchy okrężne. Zbliża się i oddala. Skyler stała po środku małego
pomieszczenia, a na wysokości jej czoła na okrągłym rusztowaniu, umocowanym na
ścianach, umieszczona była świeczka. Wyglądało to jak zabawkowa ciuchcia
jeżdżąca po torach. Krążyła ona wokół nastolatki i w zależności od jej
położenia rzucała spory cień postaci na ceglane mury. Sky gwałtownie otworzyła
oczy z uśmiechem na twarzy i podekscytowaniem, ale zaraz tego pożałowała. Długo
męczyła powieki mruganiem, zaciskaniem ich, wszystko by znowu obejrzeć ten
nierealny pokaz. W końcu zasnęła zła na siebie samą, ale w głębi duszy
szczęśliwa, że mają jeszcze jakąkolwiek szanse. Noc minęła cicho, spokojnie,
zwyczajnie. Britney obudziła się z pierwszym dźwiękiem wydanym przez wróbla,
jaki wdarł się do ich pokoju przez uchylone okno. Jej chabrowo szare tęczówki
zaiskrzyły od ciepłych promieni słońca, kiedy stanęła przed czystą szybą.
Uniosła złączone ręce do góry i mocno się przeciągnęła. Przejechała wierzchem
dłoni po framudze, w miejscu, gdzie przyjaciółki wydziergały małym nożykiem
datę pierwszego spotkania. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie. Już drugi rok
dzieliły ze sobą pokój. Biorąc pod uwagę, że już był maj, wiele razy zdarzało
się im już rozmawiać o planach wakacyjnych. Same się dziwiły, że po całym roku
szkolnym spędzonym wspólnie w internacie nie mają siebie dosyć. Bri ostatni raz
głośno ziewnęła i z garstką przyszykowanych ubrać poszła do łazienki. W tym
samym momencie Jagoda opuściła bose stopy na podłogę. Zbadała ją dokładnie
wzrokiem w obawie, że mogły przeoczyć jakąś hebanową deskę. Znalazła jednak
wyłącznie dwie, już odkryte. Ostatnia stanęła na nogi Sky, widocznie nie
wyspana. Gotowe uczennice zeszły razem za parter, gdzie wszyscy lokatorzy domu
Clio jedli śniadanie. Salon służył również za stołówkę z wolnym przejściem do
kuchni. Gospodyni domu, Sylvia, właśnie smażyła drugą porcję naleśników.
Czerwony fartuszek opinał jej się na krągłych biodrach, a ciemne, brązowe włosy
spięte w małego koczka, radośnie podskakiwały przy najmniejszym ruchu. Była to
bardzo pogodna kobieta, w średnim wieku, na którą nastolatkowe zawsze mogli
liczyć. Miedzianowłosa Margaret zanosiła zapełnione talerze na stół
umiejscowiony po środku pokoju dziennego. Chłopcy łapczywie pożerali śniadanie
sięgając co chwila to po dżem, to po syrop klonowy. Na parterze oraz piętrze znajdowały się po
dwa, czteroosobowe pokoje, więc przy stole musiało się zmieścić szesnaście
krzeseł. Był on więc na długość sześciu, a szerokości dwóch. Większość miejsc
była już zajęta, wolnych było jeszcze sześć. Lucrecia zbiegła z tupotem obcasów
ze schodów zjeżdżając dłonią po poręczy. Miała warkocze po obu stronach głowy
związane niebieskimi wstążkami, pasującymi kolorystycznie do mundurku.
Spódniczka była obowiązkowo szara, sięgająca przed kolano. Każdy miał obowiązek
mieć na sobie podczas lekcji sweter, koszulę, marynarkę lub bluzę z logo szkoły. Dodatki bądź
delikatne zmiany zostawały do dyspozycji uczniów. Wełniane zakolanówki zakończone
żółtym i niebieskim paskiem, barwami szkolnymi, lekko się zsunęły, gdy
dziewczyna zeskoczyła z ostatniego stopnia na gruby, bordowy dywan. Usłyszała
głuche uderzenie, które zwykle rozpoczynało jej dobry dzień. Zdarzało się, że
nastolatka naskakując na podłogę trafiała na miejsce, który wydawało pełny
dźwięk. Wówczas wiedziała, że coś nie ułoży się po jej myśli. Teraz maszerowała
raźnie na swoje stałe miejsce przy stole. W momencie, gdy usiadła nachyliło się
nad nią Sky.
-Na drugiej przerwie w czytelni. – wyszeptała jej
do ucha i zajęła siedzenie naprzeciwko niej. Wszyscy zjedli nie zostawiając
prawie nic dla obsługującej ich Margaret. Kiedy dziewczyna usiadła na własnym
krześle, wszystkie pozostałe były już puste. skonsumowała w pośpiechu
ostatniego naleśnika i wybiegła za resztą, rzucając „Do widzenia!” Sylvii.
Dogoniła czarnowłosą Phyllis i plotkując doszły do ogromnych, ciężkich,
głównych drzwi do gmachu szkoły. Przed pierwszym dzwonkiem zawsze były otwarte
na oścież, dziewczęta przeszły z wdziękiem przez próg i zawędrowały do swoich
szafek.
-Masz coś dzisiaj w planach? – rzuciła
miedzianowłosa, pakując podręcznik od biologii do szarej, pikowanej torby na
ramię. Spojrzała pytająco na koleżankę, która właśnie zatrzaskiwała metalowe
drzwiczki, trzy miejsca w prawo od niej.
-Miałam iść na zakupy ze Skyler po zajęciach. –
odparła, upychając książki w plecaku. Zarzuciła go na plecy i razem udały się w
kierunku klasy.
-Zauważyłaś kiedyś, że w słowie „Class”, „C” jest
innego koloru? –skierowała oczy na napis znajdujący się nad wejściem do sali
lekcyjnej. Mulatka wzruszyła ramionami, po czym usiadła na drewnianym krześle
obok Sky. Margo dzieliła ławkę z Jagodą. Po chwili weszła Pani Barter i z
rozmachem rzuciła swoją torebkę na biurko. Oparła się o nie obiema dłońmi, a
twarz pochyliła do przodu. Jej platynowe włosy ścięte do ucha wykonały podobny
ruch.
-Witam wszystkich. – powiedziała raźnie,
uczniowie odpowiedzieli jej zgodnym chórem.
-Powtórzymy dziś genetykę z uwagi na to, że za
tydzień będziemy mieli sprawdzian. – zakończyła radośnie. Można było usłyszeć
jęki niezadowolenia, sprzeciwu, a nawet szlochów. Jaga skrupulatnie zanotowała
datę testu w zeszycie, a następnie każde słowo jakie padło z ust nauczycielki.
Po czterdziestu pięciu minutach katorgi rozległ się upragniony dzwonek.
Lucrecia pierwsza wybiegła z sali, stukając wysokimi obcasami o posadzkę. Minęła
kilka znanych twarzy, korytarz zapełniony po obu stronach szafkami, następnie
skręciła w lewo koło pokoju zapełnionego kanapami, małym stolikiem, gdzie uczniowie
mogli spędzać wygodnie przerwy. Wparowała do biblioteki zdyszana, rozejrzała
się parę razy, jednak nie zauważyła żadnej z przyjaciółek. „Na pewno wyszły
zaraz za mną, za chwilę tu będą.” Pomyślała i weszła w jeden z wąskich przejść
utworzonych z półek pełnych ksiąg.
Zakręciła się na palcach, jej warkocze zawirowały wraz z nią, jeszcze
raz, kolejny. Obracając się wpadła na regał. Jedna książka spadła. Zatrzymała
się gwałtownie łapiąc się za głowę. Stała tak moment z mocno zaciśniętymi
oczami. Powoli zaczęła odzyskiwać stabilny obraz. Zaśmiała się uroczo z własnej
niepowagi. Otworzyła kryształowo błękitne zwierciadła. Szerzej. Właśnie
patrzyła na obraz słońca. Przykucnęła i chwyciła zrzuconą rzec w ręce.
Przybliżyła rysunek do twarzy. Żółte koło z wyraźnie oddzielonymi, trójkątnymi
promieniami. „Znak ten uważany był przez starożytnych Egipcjan za drogowskaz,
prowadzący do szczęścia. Wierzono, że przy wyborze właściwej drogi życia,
ukazuje się on wybranym.” Odczytała w myślach fragment z rozdziału, na którym
książka otworzyła się na wskutek upadku. Konsternację przerwał jej głośny
dźwięk.
-Ciekawe. – rzuciła w powietrze. „Na drugiej
przerwie” przypomniała sobie. Odłożyła odkrycie na półkę. Zawróciła w kierunku
klasy do literatury pięknej.