piątek, 25 stycznia 2013

Część 7


ROZDZIAŁ III

 
            Skyler trzymała w dłoniach złoty klucz wielkości jej wskazującego palca. Miał nietypowy kształt, a rączka wysadzana była maleńkimi, czerwonymi kamieniami. Dziewczyna nigdy w życiu nie widziała takiego klucza, a tym bardziej nie mogła sobie wyobrazić do jakiego zamka będzie on pasować. Spiczaste ząbki wystawały po obu jego stronach, gdzieniegdzie układając się we wzory przypominające winorośl.

-Jest przepiękny. – rzekła nastolatka i przetarła go swoją wstążką opasającą jej talię. Krwiste klejnociki znów rozbłysnęły na chwilę mocą tysiąca słońc wywołując u wszystkich uśmiech.

-Ciekawe, ile jest warty. – powiedziała dumnie Lucrecia, jednak współlokatorki rzuciły jej potępiające spojrzenia.

-No wiem, wiem. Przygoda… – przewróciła wymownie oczami blondynka. Jednak za moment rozweseliła się na samą myśl o nagrodzie lub pomieszczeniu pełnym bogactw, który mogły otworzyć. Zdawały sobie mimo wszystko sprawę, że najpierw muszą je znaleźć.

-„By znaleźć drzwi do miejsca, gdzie nikomu nie wolno wejść, będziesz musiał pokonać cień i bardzo nisko zejść.” – zacytowała Brit, patrząc na karteczkę, którą podała jej Skyler. Jej oczy zadawały oczywiste pytanie. „Co to może znaczyć?”

-Co mówiłaś o zaćmieniu Jag? – Britney dostała olśnienia, jej źrenice poszerzyły się.

-Podczas zaćmienia nie ma żadnego naturalnego źródła światła, tym samym nie ma cieni. – przypomniała rudowłosa. Poprawiła okrągłe okulary na nosie i odłożyła z namaszczeniem rękawiczki do szuflady. „Spisały się jak nigdy” dodała w duchu.

-To… kiedy będzie to zaćmienie? – zapytała niecierpliwie Lucrecia.

-To nie takie proste, z tego co wiem, to ostatnio całkowite zaćmienie słońca w Wielkiej Brytanii było w 1999 roku, a następne niewiadomo kiedy będzie… - odparła bez entuzjazmu.

-Zaćmienie słońca? A może być zaćmienie księżyca? – zawołała optymistycznie Britney.

-Możemy sprawdzić kiedy będzie. – dodała z uśmiechem okularnica, usiadła na obrotowym fotelu koło okna i wzięła z parapetu swojego laptopa. Niemożliwością było nawet określenie jego firmy. Cały był pokryty naklejkami z wizerunkami Harry ’ego Gibsona, który wymyślił pojęcie „hipis”, Jimi ‘ego Hendrixa, który był godnym reprezentantem, oraz wieloma pacyfkami i znakami pokoju. Jaga nie była jednak „pełnokrwistą hipiską”, ponieważ nie praktykowała wszystkich reguł, funkcjonowała jak normalna nastolatka. Przycinała włosy, miała grubą grzywkę, i masę ubrań w szafie. Wierzyła jednak w ich poglądy na temat matki natury i lubiła ich styl. Dziewczyna wystukała na mocno zdartej klawiaturze kilka słów.

-Było w Anglii w grudniu… 2011 roku… – wydukała z przejęciem w głosie.

-Przegapiłyśmy! O pięć miesięcy! – zawołała zrozpaczona Skyler. Przez chwilę miała wrażenie, że naprawdę uda im się rozwiązać tajemniczą zagadkę. Po chwili przypomniała sobie, że prawdziwa aktorka nie ujawnia swoich prawdziwych uczyć. Spoważniała, a rysy jej twarzy napięły się. Wyrwała zżółkły świstek z rąk Bri i ujęła go po środku obiema dłoni. Uniosła łokcie, gotowa porwać obiekt, który dał jej złudną nadzieję. Pozostałaby niewzruszona w oczach przyjaciółek.

-Nie! – zawołała Britney i złapała czarnowłosą za nadgarstek, powstrzymując ją od podarcia wskazówki. Zabrała ją z powrotem, ostrożnie złożyła na pół i włożyła do jednej w kieszonek w krwistoczerwonej kopertówki, którą miała na balu.

-Musimy po prostu trochę bardziej się postarać, więcej pomyśleć. – dodała rozluźniając ucisk. Skyler wyrwała rękę z objęcia i z gniewem popatrzyła prosto w jej chabrowe oczy. Źrenice zadrgały, a bursztynowy odcień zmienił swój złotawy odcień na ciemną czekoladę. Gotka podświadomie była księżniczką, którą należało popierać i zgadzać się z każdą decyzją. Nienawidziła tego w sobie, dlatego starała się kontrolować każdą emocję.

-Prześpijmy się z tym, zastanowimy się jutro. – dodała ziewają Jagoda, patrząc to na śpiącą już Britney, to na duży zegar wiszący nad jednym z drewnianych biurek, pomalowanych na biało. Mimo woli rozejrzała się po pomieszczeniu. Miało ono kształt prostokąta, przy dwóch dłuższych, leżących naprzeciwko siebie, kremowych ścianach stały cztery, solidne łóżka. Po dwa z każdej strony. Miały metalowe poręcze, jedną od głowy, drugą od stóp. Przed każdym z nich stała średniej wielkości komoda, która służyła za szafę i, w której dziewczęta przechowywały swoje ubrania. Po lewej stronie każdego łóżka znajdowała się wąska szafka nocna ze spróchniałymi szufladkami. Również były pokryte białą farbą. Drzwi znajdowały się pośrodku jednej z krótszych ścian, po prawo od nich były kolejne, prowadzące do łazienki. Okno po drugiej stronie było dość duże jak na internat. Dziewczyny powiesiły w nim błękitną firankę. Kredowobiałe framugi optycznie nadawały im jeszcze jaśniejszy ton. Pod nimi, koło obrotowego fotela i parapetu stało jedno z dwóch biurek. Ponieważ było ich dwa razy mniej od lokatorek, dziewczęta rozdzieliły je pomiędzy siebie. To znajdujące koło „punktu widokowego” należało do właścicielek łóżek po lewej stronie pokoju, czyli Skyler i Bri. Zatem znajdowały się na nim dwa laptopy, w czym jeden w aksamitnym, czarnym etui. Ułożone były kolejno na skraju, by zajmowały jak najmniej miejsca. Lampa pochylona nad gładkim wierzchem blatu doskonale oświetlała całą jego powierzchnię. Ten fakt był jednak częściej wykorzystywany do precyzyjnego malowania paznokci po nocach zamiast odrabiania prac domowych. Żarówka obejmowała swoim światłem również zdjęcia zawieszone kolorowymi pineskami na ścianie. Ukazywały one wszystkie przyjaciółki między innymi na wycieczce szkolnej do rezerwatu przyrody. Na innym stały w mundurkach na głównym dziedzińcu przed budynkiem szkoły. W lawendowej kopertówce leżącej na drugim biurku, pod zegarem, za drzwiami do pokoju, leżał aparat. Zdjęcia zrobione na balu tylko czekały na wydrukowanie, by następnie zająć godne miejsce wśród innych wspomnień. Czwórka ślicznych nastolatek w otoczeniu tańczących znajomych i bawiących się kolegów, zgrabnie stojące, obejmujące się w taliach. Fotografia ukazywałaby piękno i urok ich sukni. Czerwony materiał, z którego była zrobiona kreacja Britney nadawała jej eleganckiego wyglądu. W przeciwieństwie od Jagi i jej zwiewnej, zielonkawej sukienki oraz balerinek. Wszyscy na pewno skupiliby uwagę, gdyby fotografia wisiała już na swoim miejscu na cudowną, pastelowo błękitną  kieckę Lucreci, obok niej stała uśmiechnięta Sky, nikt obcy nie domyśliłby się, że przygotowała swój olśniewający strój w zaledwie kilkanaście minut. Zdjęcie jednak musiało jeszcze trochę poczekać do wywołania i trafienia na szczytne miejsce. Obecnie dziewczęta miały na głowach inne zmartwienia. Jak rozszyfrować zagadkę, a nawet jeśli już im się to uda, jak ją zrealizować? Luci właśnie wyszła z łazienki ze świeżo wysuszonymi włosami, a tuż za nią wyleciała chmura pary. Można było poczuć zapach lawendy. Dziewczyna miała na sobie zwiewną koszulę nocną w pudrowym odcieniu. Podreptała w miękkich kapciach do swojego łóżka i bez słowa na dobranoc wsunęła się pod ciepłą kołdrę. Objęła swojego beżowego misia Bernarda, którego nazwała na cześć ulubionej bajki z dzieciństwa i szybko zasnęła. Jaga szybko poszła w jej ślady. Tylko Skyler leżała na plecach i lewą dłonią ściskała nerwowo narzutę. Jej jedwabna piżama w szare i czarne pasy sprawiała wrażenie gryzącej. Patrzyła w sufit lekko przymrużonymi oczami. Powoli zapadała w sen. Zamrugała, ale zaraz potem otworzyła oczy bardzo szeroko. Znowu zamknęła i otworzyła. Nie mogła uwierzyć. W momencie, gdy jej powieki były opuszczone, zamiast ciemności, widziała obrazy. Przymknęła je jeszcze raz. Początkowo ujrzała mrok. Wypuściła rozczarowana powietrze ustami, a jej klatka piersiowa wykonała typowy ruch. Jednak po chwili zaczęła dostrzegać światełko, które stopniowo zastępowało swoim blaskiem czerń. Po chwili znowu dominowała ciemność, by za chwilę na nowo ustąpić światłu. Dziewczyna zauważyła, że źródło blasku wykonuje ruchy okrężne. Zbliża się i oddala. Skyler stała po środku małego pomieszczenia, a na wysokości jej czoła na okrągłym rusztowaniu, umocowanym na ścianach, umieszczona była świeczka. Wyglądało to jak zabawkowa ciuchcia jeżdżąca po torach. Krążyła ona wokół nastolatki i w zależności od jej położenia rzucała spory cień postaci na ceglane mury. Sky gwałtownie otworzyła oczy z uśmiechem na twarzy i podekscytowaniem, ale zaraz tego pożałowała. Długo męczyła powieki mruganiem, zaciskaniem ich, wszystko by znowu obejrzeć ten nierealny pokaz. W końcu zasnęła zła na siebie samą, ale w głębi duszy szczęśliwa, że mają jeszcze jakąkolwiek szanse. Noc minęła cicho, spokojnie, zwyczajnie. Britney obudziła się z pierwszym dźwiękiem wydanym przez wróbla, jaki wdarł się do ich pokoju przez uchylone okno. Jej chabrowo szare tęczówki zaiskrzyły od ciepłych promieni słońca, kiedy stanęła przed czystą szybą. Uniosła złączone ręce do góry i mocno się przeciągnęła. Przejechała wierzchem dłoni po framudze, w miejscu, gdzie przyjaciółki wydziergały małym nożykiem datę pierwszego spotkania. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie. Już drugi rok dzieliły ze sobą pokój. Biorąc pod uwagę, że już był maj, wiele razy zdarzało się im już rozmawiać o planach wakacyjnych. Same się dziwiły, że po całym roku szkolnym spędzonym wspólnie w internacie nie mają siebie dosyć. Bri ostatni raz głośno ziewnęła i z garstką przyszykowanych ubrać poszła do łazienki. W tym samym momencie Jagoda opuściła bose stopy na podłogę. Zbadała ją dokładnie wzrokiem w obawie, że mogły przeoczyć jakąś hebanową deskę. Znalazła jednak wyłącznie dwie, już odkryte. Ostatnia stanęła na nogi Sky, widocznie nie wyspana. Gotowe uczennice zeszły razem za parter, gdzie wszyscy lokatorzy domu Clio jedli śniadanie. Salon służył również za stołówkę z wolnym przejściem do kuchni. Gospodyni domu, Sylvia, właśnie smażyła drugą porcję naleśników. Czerwony fartuszek opinał jej się na krągłych biodrach, a ciemne, brązowe włosy spięte w małego koczka, radośnie podskakiwały przy najmniejszym ruchu. Była to bardzo pogodna kobieta, w średnim wieku, na którą nastolatkowe zawsze mogli liczyć. Miedzianowłosa Margaret zanosiła zapełnione talerze na stół umiejscowiony po środku pokoju dziennego. Chłopcy łapczywie pożerali śniadanie sięgając co chwila to po dżem, to po syrop klonowy.  Na parterze oraz piętrze znajdowały się po dwa, czteroosobowe pokoje, więc przy stole musiało się zmieścić szesnaście krzeseł. Był on więc na długość sześciu, a szerokości dwóch. Większość miejsc była już zajęta, wolnych było jeszcze sześć. Lucrecia zbiegła z tupotem obcasów ze schodów zjeżdżając dłonią po poręczy. Miała warkocze po obu stronach głowy związane niebieskimi wstążkami, pasującymi kolorystycznie do mundurku. Spódniczka była obowiązkowo szara, sięgająca przed kolano. Każdy miał obowiązek mieć na sobie podczas lekcji sweter, koszulę, marynarkę  lub bluzę z logo szkoły. Dodatki bądź delikatne zmiany zostawały do dyspozycji uczniów. Wełniane zakolanówki zakończone żółtym i niebieskim paskiem, barwami szkolnymi, lekko się zsunęły, gdy dziewczyna zeskoczyła z ostatniego stopnia na gruby, bordowy dywan. Usłyszała głuche uderzenie, które zwykle rozpoczynało jej dobry dzień. Zdarzało się, że nastolatka naskakując na podłogę trafiała na miejsce, który wydawało pełny dźwięk. Wówczas wiedziała, że coś nie ułoży się po jej myśli. Teraz maszerowała raźnie na swoje stałe miejsce przy stole. W momencie, gdy usiadła nachyliło się nad nią Sky.

-Na drugiej przerwie w czytelni. – wyszeptała jej do ucha i zajęła siedzenie naprzeciwko niej. Wszyscy zjedli nie zostawiając prawie nic dla obsługującej ich Margaret. Kiedy dziewczyna usiadła na własnym krześle, wszystkie pozostałe były już puste. skonsumowała w pośpiechu ostatniego naleśnika i wybiegła za resztą, rzucając „Do widzenia!” Sylvii. Dogoniła czarnowłosą Phyllis i plotkując doszły do ogromnych, ciężkich, głównych drzwi do gmachu szkoły. Przed pierwszym dzwonkiem zawsze były otwarte na oścież, dziewczęta przeszły z wdziękiem przez próg i zawędrowały do swoich szafek.

-Masz coś dzisiaj w planach? – rzuciła miedzianowłosa, pakując podręcznik od biologii do szarej, pikowanej torby na ramię. Spojrzała pytająco na koleżankę, która właśnie zatrzaskiwała metalowe drzwiczki, trzy miejsca w prawo od niej.

-Miałam iść na zakupy ze Skyler po zajęciach. – odparła, upychając książki w plecaku. Zarzuciła go na plecy i razem udały się w kierunku klasy.

-Zauważyłaś kiedyś, że w słowie „Class”, „C” jest innego koloru? –skierowała oczy na napis znajdujący się nad wejściem do sali lekcyjnej. Mulatka wzruszyła ramionami, po czym usiadła na drewnianym krześle obok Sky. Margo dzieliła ławkę z Jagodą. Po chwili weszła Pani Barter i z rozmachem rzuciła swoją torebkę na biurko. Oparła się o nie obiema dłońmi, a twarz pochyliła do przodu. Jej platynowe włosy ścięte do ucha wykonały podobny ruch.

-Witam wszystkich. – powiedziała raźnie, uczniowie odpowiedzieli jej zgodnym chórem.

-Powtórzymy dziś genetykę z uwagi na to, że za tydzień będziemy mieli sprawdzian. – zakończyła radośnie. Można było usłyszeć jęki niezadowolenia, sprzeciwu, a nawet szlochów. Jaga skrupulatnie zanotowała datę testu w zeszycie, a następnie każde słowo jakie padło z ust nauczycielki. Po czterdziestu pięciu minutach katorgi rozległ się upragniony dzwonek. Lucrecia pierwsza wybiegła z sali, stukając wysokimi obcasami o posadzkę. Minęła kilka znanych twarzy, korytarz zapełniony po obu stronach szafkami, następnie skręciła w lewo koło pokoju zapełnionego kanapami, małym stolikiem, gdzie uczniowie mogli spędzać wygodnie przerwy. Wparowała do biblioteki zdyszana, rozejrzała się parę razy, jednak nie zauważyła żadnej z przyjaciółek. „Na pewno wyszły zaraz za mną, za chwilę tu będą.” Pomyślała i weszła w jeden z wąskich przejść utworzonych z półek pełnych ksiąg.  Zakręciła się na palcach, jej warkocze zawirowały wraz z nią, jeszcze raz, kolejny. Obracając się wpadła na regał. Jedna książka spadła. Zatrzymała się gwałtownie łapiąc się za głowę. Stała tak moment z mocno zaciśniętymi oczami. Powoli zaczęła odzyskiwać stabilny obraz. Zaśmiała się uroczo z własnej niepowagi. Otworzyła kryształowo błękitne zwierciadła. Szerzej. Właśnie patrzyła na obraz słońca. Przykucnęła i chwyciła zrzuconą rzec w ręce. Przybliżyła rysunek do twarzy. Żółte koło z wyraźnie oddzielonymi, trójkątnymi promieniami. „Znak ten uważany był przez starożytnych Egipcjan za drogowskaz, prowadzący do szczęścia. Wierzono, że przy wyborze właściwej drogi życia, ukazuje się on wybranym.” Odczytała w myślach fragment z rozdziału, na którym książka otworzyła się na wskutek upadku. Konsternację przerwał jej głośny dźwięk.
-Ciekawe. – rzuciła w powietrze. „Na drugiej przerwie” przypomniała sobie. Odłożyła odkrycie na półkę. Zawróciła w kierunku klasy do literatury pięknej.

środa, 23 stycznia 2013

Część 6


-Tak, więc… – zaczęła nieporadnie wysuwać karteczkę, tak, by jej nie naruszyć lub nie podrzeć.

-Możemy kontynuować nasze… Hmm… – zbadała dokładnie sufit, zawędrowała spojrzeniem, aż do biurka, następnie do okna, rozejrzała się do okoła własnych kolan, które przysunęła blisko siebie. Reszta dziewcząt również zaczęła kręcić głowami, niedokładnie wiedząc, o co chodzi. „Czysto” Sky powiedziała sama do siebie.

-Nasze rozważania, na temat owego znaleziska. – mrugnęła porozumiewawczo. Miała nadzieję… nie, wręcz była pewna, że jej przyjaciółki zaraz przylgną do niej jak rzepy, żeby przyjrzeć się jak najdokładniej zagadce. Będą podekscytowane i gotowe na wszystko!

-A co niby mamy z tym zrobić? – wyrwało się Luci, gdy przekręcała się na plecy, unosząc przytulankę wysoką nad swoją śliczną twarzą.

-Słucham? To przecież może być odkrycie roku! – dziewczyna biła się z myślami. Gdzie się podziała racjonalna Skyler, która w podobnym przypadku, zapewne zareagowałaby zupełnie jak blond piękność. Sama się przekonywała, że to głupi żart, a teraz stawała w jego obronie?

-Jeśli ma to prowadzić do jakiegoś starożytnego artefaktu, lub czegoś naukowego… to jestem z tobą siostro! – zawołała radośnie Jaga i rzuciła się Gotce na szyję.

-Nauka… blech… – dodała nieprzekonana Lucrecia. W tym momencie pluszak upadł jej na bladą twarzyczkę, a ona zapiszczała cichutko. Rozległ się śmiech, nawet Sky uniosła kąciki ust. „A masz!”.

-Hej! Patrzcie! To też jest zdecydowanie heban. – Jagoda wskazała na kolejną deskę, delikatnie inną kolorem od reszty. Odstawał od niej spory kawałek, o który Ray zahaczył bluzką. Czarnowłosa podeszła na czworaka do drewienka i wyciągnęła rękę by złapać za wystającą część.

-Uważaj! Skaleczysz się! – pisnęła znowu Luci i zasłoniła oczy poduszką.

-Nie przesadzaj… – ledwo dotknęła drewna, a już z sykiem zabrała dłoń z wielką zadrą na samym środku wewnętrznej strony.

-Ała! – wrzasnęła i odwróciła się od blondynki, by nie widzieć satysfakcji w jej oczach. Rozczarowałaby się, w błękitnych zwierciadłach Lucreci malowało się wyłącznie zmartwienie. Jaga wyprostowała kolana i podeszła do szafeczki koło swojego łóżka. Złapała za miedziany uchwyt i wysunęła ostrożnie spróchniałą szufladę. W całym pokoju od razu uniosła się woń polnych kwiatów. Wszyscy obecni pojaśnieli. Hipiska wyciągnęła jasnożółte rękawiczki ogrodnicze i założyła je z miną maniaka zieleni. Zawsze, gdy je miała na sobie albo ratowała rośliny, albo je sadziła, albo walczyła o poglądy, w które wierzyła.  Wróciła na miejsce, ukucnęła i z precyzją chirurga chwyciła za ostry fragment deski, po czym pociągnęła go do góry najmocniej jak umiała. Hebanowy fragment podłogi skrzypnął i uniósł się delikatnie, jedną stroną wciąż będąc przymocowanym do swojego miejsca spoczynku. Od wnęki do odstającej części ciągnęła się uszkodzona pajęczyna i mnóstwo kurzu. Luci, która przed chwilą odsłoniła twarz zaciekawiona, teraz nakryła się całą kołdrą. Nastolatka panicznie bała się pająków, nawet jeśli lokatorzy tej sieci już dawno temu się wynieśli.

-Fuj. – oznajmiła Britney wychylając się zza Jagi, by przyjrzeć się odkryciu. Nagle na oczach wszystkich coś we wnętrzu dziury zabłyszczało, jakby nie zważało na swoje położenie, emitowało jasnym kuszącym blaskiem. Jaga przecięła jednym, szybkim ruchem osłonę z pyłu i nieczystości. Lśnienie zgasło. Dziewczynom ukazał się średnich rozmiarów klucz. Spojrzały po sobie zdezorientowane. Głowa Luci wyłoniła się skuszona panującą ciszą. Jaga wyjęła znalezisko i położyła z powrotem deskę na miejsce. Odłamała wystającą część, żeby już nikt o nią przypadkowo nie zaczepił. Sky wzięła od przyjaciółki kolejną wskazówkę i poczuła, że naprawdę jest na tropie czegoś niesamowitego. Wiedziała, że właśnie zaczyna się ich przygoda.

sobota, 19 stycznia 2013

Część 5


Jagoda jeździła opuszkiem po dobrze widocznych, wypukłych liniach, tworzących kształty, wyglądające jak tysiące tuneli mrowiska. Kontury rozgałęziały się niczym nieskończone korzenie ogromnego drzewa. Jasnoczerwone ślady zajmowały cały obszar łopatek, schodziły się na środku kręgosłupa w grubszy pień i zwężając się schodziły w dół, by zakończyć się zawijasami i spiralami.

-Ej koleś, ty masz tatuaż? Czemu nic nie mówiłeś? – powiedział Logan z pretensją w głosie.

-Nie, nie, co ty.. starzy, by mnie zabili. Kiedyś we mnie piorun walnął i tyle. Żyły wychodzą na wierzch pod wpływem uderzenia i gorąca. Jakoś tak mi to ojciec tłumaczył. Cud, że przeżyłem. – wyprostował się, nie zważając na dotyk Jagi i wyciągnął rękę po koszulkę, którą zgrabnie trzymała Brit. 

-Mogę? – zapytał zadziornie, uśmiechając się. Nastolatka zamrugała nerwowo i zwróciła ubranie właścicielowi. Bluzka na nowo zasłoniła wąskie, zakręcone niteczki.

-Figura Lichtenberga… stąd widziałam już te wzory! – zawołała zachwycona Jaga.

-Kogo? – powiedzieli niemal jednocześnie wszyscy z wyjątkiem Ray ’a.

-„Znaki te zostały po raz pierwszy odkryte przez niemieckiego fizyka Georga Christopha Lichtenberga, który badał je już pod koniec XVIII wieku. Lichtenberg zbudował wielki elektrofor, aby generować elektryczność statyczną o wysokim napięciu. Po wyładowaniu jej na powierzchni materiału nieprzewodzącego odkrył on dziwne wzory.” – wyrecytowała niemalże podręcznikowo rudowłosa. Zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na chłopaka jak na ósmy cud świata. Logan wykonał dwa obroty na ruchomym krześle.

-Nigdy jakoś o tym nie wspominałeś, a mieszkamy w tym samym pokoju już trzeci rok. – stwierdził bez emocji i spojrzał wymownie na przyjaciela.

-Zapomniałem o tym, nie chciałem pamiętać, nie ważne, te „wzory” ponoć miały zniknąć lub zostawić tylko ledwo widoczne blizny, nie widzę na co dzień swojego tyłu. – przy czym wyciągnął całe ramię za siebie i skierował swój kciuk na plecy, by zaprezentować co ma na myśli. Czarne jak węgiel, lekkie loki zawirowały wraz w ruchem na obrotowym krześle. Chłopak o krystalicznie niebieskich oczach był wyraźnie urażony tym niedoinformowaniem.

-Są naprawdę niesamowite. – rzekła Lucrecia najsłodszym głosem, na jaki było ją stać. Dorzuciła również swój przeuroczy, śnieżnobiały uśmiech. Ray odwzajemnił jej tym samym. Jaga się nie poddawała, zrobiła krok do przodu i podniosła rąbek koszulki „wybrańca”, by jeszcze raz móc się przyjrzeć temu naukowemu zjawisku. Chłopak jedynie zerknął na nią przez ramię i wymownie przewrócił oczami. W tym momencie, oczy rudej dziewczyny delikatnie się zwęziły, zmarszczyły, przy czym jej okrągłe okulary w cienkich oprawkach nieco się obsunęły, a następnie rozszerzyły z wyrazem zaszokowania.

-Bryt – powiedziała niemal drżącym głosem.

-Widzicie te znaczki, tutaj? To staroegipskie słowo, ten język jest wymarły. Niezwykły przypadek… dokończyła przykładając wyprostowany palec wskazujący oraz kciuk ułożone w kształt pistoletu do brody jak typowy myśliciel.

-Powiesz w końcu, co to znaczy? – zawołała Sky z nieukrywaną niecierpliwością.

-Heban. – rzuciła niedbale Jaga, jakby to było oczywiste. Spojrzeli po sobie niepewnie. Heban? Co za głupota. Britney zatrzepotała rzęsami jeszcze raz i podeszła do Jagi.

-Słońce, to tylko jakieś znaczki, jak z resztą cały ten ślad. – powiedziała twierdząco szatynka.

-Po za tym, skoro to wymarły język, to niby jak mogłaś to przeczytać? – zauważyła Luci, ściskając coraz mocniej swoją ulubioną przytulankę.

-To pewnie tylko przypadek, nieważne. – odrzekła zrezygnowana okularnica i usiadła niedbale na najbliższym z łóżek. Wyglądała na zawiedzioną brakiem zainteresowania u swoich znajomych. Z drugiej strony, przywykła do tego. Jagoda była niemal maniaczką zjawisk przyrodniczych, zmian w organizmach, nowościach na rynku mikro i makro biologii oraz fanatyczką natury. Zdradzał ją już nawet wygląd. Bujne, naturalnie rude, kręcone włosy, w których bardzo często wpinała różne kwiaty, luźne ubrania, w których czuła się, jak to zwykła mawiać „wolna” i niezliczona liczba pacyfek i znaków pokoju, które można było znaleźć w jej garderobie i akcesoriach, mogły świadczyć wyłącznie o „hipistycznych” poglądach. Sky zauważyła smutną minę koleżanki.

-Aaa… jak wygląda ten heban? – zerknęła kątem oka na hipiskę, która z nowo odzyskaną nadzieją podniosła głowę, a jej okrągłe szkła, aż zabłyszczały. Rozejrzała się badawczo po pokoju, a po chwili zatrzymała wzrok na pewnym punkcie na podłodze. Wstała, zrobiła kilka pewnych kroków i z rozmachem wskazała jedną z desek. Sky przez chwilę pożałowała, że chciała poprawić humor przyjaciółce. Poczuła delikatny ucisk w gardle.

-To jest zdecydowanie heban.  – dziewczyna wskazała na, delikatnie różniący się od pozostałych, kawałek drewna. Ray od razu zbliżył się do wskazanego miejsca. Zastukał w parkiet dwoma złączonymi palcami, z precyzją prawdziwego konesera.

-Hej! Ona jest poluzowana! – Uniósł czuprynę i zbadał wszystkich zielonymi oczami, z typowym dla siebie zadziornym i pełnym fascynacji uśmiechem. Skyler położyła instynktownie dłoń na brzuchu, w miejscu gdzie cienka tasiemka przyciskała skarb do jej ciała. Jednym, zamaszystym ruchem wyciągnął hebanową deseczkę z wnęki. Wszystkie twarze w pomieszczeniu nadstawiły się nad dziurą. Była jednak pusta. Ray wyraźnie westchnął rozczarowany, odłożył fragment podłogi na miejsce.

-Może następnym razem, znajdziemy jakiś skarb. – powiedział pełen nadziei i uśmiechnął się do Sky. Ona jednak zacisnęła palce w swobodnie zwisającej dłoni, drugą przycisnęła jeszcze mocniej do tasiemki. Logan zerknął na swój zegarek Ingersoll, a zaraz potem leniwie się przeciągnął. Zeskoczył z obrotowego fotela i wolnym krokiem zaczął iść w kierunku drzwi. Po drodze złapał przyjaciela za rękaw koszulki i pociągnął go za sobą.

-Zbieramy się. – rzucił niedbale, nie zważając na to, czy ktoś poza nim to usłyszy. Dziewczyny poczuły jedynie delikatną woń jego perfum, a chłopcy już zdążyli wyjść. Sky szybko podbiegła do zamka w drzwiach, złapała za mały kluczyk, który zawsze wisiał na specjalnych haku koło framugi, włożyła go w dziurkę i przekręciła dwa razy. Żadna ze współlokatorek nie wyraziła sprzeciwu. Odwróciła się na pięcie, oparła plecami i zsunęła, aż na mały dywanik, z nieukrywaną ulgą. „W końcu wyszli!” zdawały się krzyczeć jej oczy.

środa, 16 stycznia 2013

Część 4


-Powietrza! – zawołał Ray, zdejmując z głowy miękką pierzynę. Jednak wcale nie miał zamiaru zmieniać swojego położenia. Logan wygramolił się spod łóżka i usiadł swobodnie na obrotowym fotelu stojącym koło okna.

-Słowo wyjaśnienia? – zażądała Skyler strzepując z ramienia pyłek kurzu.

-Pronto! – dodała zadziornie Luci i znów odsłoniła śnieżnobiałe ząbki. Chłopak leżący obok niej subtelnie szturchnął ją w roznegliżowane ramię, po czym wymienili się uśmiechami.

-Ukradliśmy jej okulary – rzekł Logan, odpychając się od podłogi, co wprawiło fotel w ruch. Britney przewróciła oczami, jakby miała do czynienia z przedszkolakami. Jednak chłopcy wydawali się być bardzo zadowoleni z siebie.

-Prawdziwi ryzykanci – podsumowała Sky z nutą pogardy w głosie. Przejechała dłonią po swoich krótkich włosach i schowała tajemniczy papier za aksamitną, czarną tasiemkę, którą suknia była przewiązana w pasie. Poprawiła materiał zdobiący dekolt i wymownie spojrzała to na drzwi, to na nieproszonych gości. Jednak oni zdawali się nie zwracać na nią uwagi. Ray był wyraźnie zadowolony swoją kryjówką i zaczął się bawić jasnym kosmykiem Lucreci, co jej w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało. Nie ma co się dziwić, nastolatkowi nie można było odmówić urody. Ciemnobrązowe włosy ścięte krócej po bokach idealnie odsłaniały wyraźne kości policzkowe i mocno zarysowaną szczękę. Natomiast bujna czupryna zostawiona na środku głowy sprawiała wrażenie niesfornego irokeza, który opadał mu na czoło. Przykuwało to uwagę do dużych, zielonych oczu, którym nie można było się oprzeć. Opalona skóra pachniała mleczkiem kokosowych i dezodorantem. Luci dyskretnie delektowała się tym zapachem, podczas gdy on wiązał jej supeł na końcu pukla. Sky wydawała się być lekko zażenowana tym widokiem i brakiem reakcji ze strony koleżanki. Skierowała oczy na kręcącego się Logana i zmarszczyła brwi. Miała już dość tej dziecinady. Chciała wyjąć zza wstążki to, co przypadkiem znalazła i w spokoju zastanowić się razem z przyjaciółkami, co z tym zrobić. W głębi duszy marzyła o przygodzie jak w filmie „Skarb Narodów”, wyobrażała sobie zachwyt wszystkich, gdyby się jej udało rozszyfrować tajemnicę skrywaną od wieków. Skyler była jednak osobą myślącą racjonalnie i trzeźwo patrzyła na życie, zdawała sobie sprawę, że jest to pewnie żart lub zapomniany fragment gry, w którą bawili się poprzedni lokatorzy internatu Amptohigh w Northampton w Anglii, a dokładnie ich pokoju. Nie wydawało jej się, że ktokolwiek mógłby ukryć w tym nudnym miejscu wskazówkę do znalezienia fortuny. Amptohigh był zwykłym internatem ze znajdującym się w centralnej części terenu szkoły dziedzińcem, a wokół domkami uczniów. Każdy z nich miał swoją własną, specjalną nazwę, którą wymyślili pierwsi nauczyciele gmachu. Dom, w którym zamieszkiwały przyjaciółki, został wybrany przez Georga Occultos’ a, profesora, miłośnika oraz pasjonata starożytności, który nadał domowi nazwę „Clio” już w 1769r. na cześć muzy historii. Z zadumy wyrwał dziewczynę głośny łomot. Zamrugała gwałtownie i spojrzała na śmiejące się współlokatorki. Ray leżał plackiem na ziemi po lewej stronie łóżka otoczony porozrzucanymi pluszakami. Najbardziej rozbawiona tą sytuacją była Lucrecia, jednak adoratorowi to nie przeszkadzało. Uśmiechnął się tylko figlarnie do każdego po kolei. Oparł się na łokciach i zaczął się powoli podnosić…

-Czekaj moment! – zawołała nagle Brit przyglądająca się mu z na przeciwka.

-Zaczepiłeś bluzką o drzazgę w podłodze… - powiedziała, gdy chłopak znieruchomiał. Wyprostowała się i podeszła do kolegi próbując mu pomóc z odczepieniem koszulki. Logan przestał się obracać i załamał ręce.

-Stary, weź tylko uważaj, co? Dałem ci ją na urodziny, zawsze musisz coś zniszczyć? – wycedził przez zaciśnięte zęby, ale przyjaciel go chyba nie usłyszał, bo nieustannie ciągnął z całej siły za materiał. Brit swoimi delikatnymi dłońmi usiłowała odczepić ubranie od starej deski. Ray zaczął się powoli cofać, przy czym coraz mocniej napinał bluzkę. Miał nadzieje, że w końcu się oderwie, tymczasem po prostu ją z siebie zsuwał. Jeszcze jeden krok w tył i…
Trzask!
Naprężona koszulka spadła z muskularnych ramion nastolatka, przez to chłopak przewrócił się w tył, a ubranie poszybowało w stronę przeciwną. Wyglądało to jak zawody dwóch przeciągających linę ludzi, kiedy niespodziewanie ktoś przeciął sznur po środku i oboje zostali niemalże wystrzeleni w odwrotne kierunki. Brit podniosła ubranie, które wylądowało na ścianie, poczym spadło bezszelestnie w stertę pluszowych misiów. Ray nie miał takiego szczęścia, upadł prosto na kość ogonową. Cała sytuacja przyglądającym się z boku wydałaby się wręcz komiczna. Na pewno zgodnie wybuchliby gromkim śmiechem, współczując rozgogolonemu chłopakowi. Jednak w pokoju zapadła cisza. Wszystkie pary oczu skierowane były na siedzące na podłodze, zdezorientowanego intruza. Zmierzwił on tylko otwartą dłonią swoje kasztanowe włosy i rozejrzał się nieporadnie.

-No co jest? Co tak zastygliście? – wrzasnął niespodziewanie. Jeden z mięśni na jego brzuchu gwałtownie się napiął. Było to doskonale widać na jego szczupłym, umięśnionym ciele. Jaga wstała szybko z kremowego fotela oprószonego drobnymi kwiatkami i przykucnęła za nastolatkiem. Chciał się obrócić w jej stronę, jednak dziewczyna przytrzymała jednym, zdecydowanym ruchem jego ramię, zanim zdążył się obkręcić. Dotknęła delikatnie najpierw jednym palcem, potem drugim skóry jego pleców.
-Widziałam takie znaki już wcześniej… – westchnęła cicho. Twarz chłopaka nabrała taki grymas, jakby sobie coś właśnie przypomniał.

niedziela, 13 stycznia 2013

Część 3

 
ROZDZIAŁ II


            Roztańczona Lucrecia wesoło kołysała zgrabnym ciałem w otoczeniu kilku chłopców. Co jakiś czas odsłaniała swoje śnieżnobiałe ząbki, a grono adoratorów patrzyło na nią z podziwem. Jaga stała w kącie, patrząc na bosą dziewczyną, a na jej twarzy malowało się prawdziwe uznanie.


Brit kręciła się koło stołu z przekąskami trzymając w rękach kubki z ponczem, co chwila zerkając na wielki zegar wiszący nad głównymi drzwiami. Jej usta wykrzywiły się w uśmiechu, gdy zobaczyła w nich swoją spóźnioną przyjaciółkę. Jednak gdy się jej przypatrzyła, uśmiech zniknął. Sky wydawała się zagubiona, jakby nie mogła się odnaleźć w dobrze znanej sali, w której zawsze pokonywała przeciwników w siatkówkę. Szła niepewnym krokiem, a jej dłonie widocznie drgały. Zauważyła Britney i chwiejąc się na obcasach ruszyła w stronę koleżanki. Dziewczyna podała przybyłej jeden z plastikowych kubków i czekała na słowo wyjaśnienia. Niestety Skyler milczała zanurzając wargi w słodkim napoju.

-No co się stało, wykrztuś to wreszcie! – nie wytrzymała Bri.

-A nic w sumie, s-sama nie wiem. – kąciki jej ust delikatnie się uniosły - Po imprezie. – dodała, poczym chwyciła zdezorientowaną brunetkę pod rękę i wciągnęła ją w tłum roztańczonych nastolatków. Bal minął spokojnie, bez żadnych niespodzianek, których mimowolnie dopatrywała się odkrywczyni liściku. Czekała na „wielki finał” tego, jakże nieudanego żartu. Niestety nic takiego nie nastąpiło, a świstek papieru leżący na dnie jej szuflady nie dawał jej spokoju. Jednak do końca wieczoru nie dała po sobie poznać zmartwienia, nikt nie zdołałby wyczytać z jej oczu, że myśli o czymś innym niż o głośnej muzyce i swojej cudownej sukience. Sky była mistrzynią udawanych emocji, aktorstwa i mimiki twarzy. Uczył ją jej ojciec, sam Jasper de Luvre, właściciel najwspanialszych teatrów na świecie i równie genialny aktor. Dziewczyny wróciły do pokoju raźnym krokiem, trzymając się pod ręce, w szczerych uśmiechach. Rozmawiały o tym, jak Jackson Doroley wylał cały poncz na znienawidzoną przez nie Rachel Onilan, co dostarczyło im mnóstwo radości. W roześmianych humorach wpadły do wspólnej komnaty, jak to miały w zwyczaju nazywać swoje jedyne prywatne miejsce w całym internacie, gdzie każdy kąt i róg był wypełniony innym, specjalnym zapachem każdej z nich, a na jednej ze ścian wisiało cało mnóstwo ich wspólnych zdjęć. Były przygotowane na zmianę niewygodnych szpilek na płaskie, miękkie kapcie, a czekała ich dziwna informacja od przyjaciółki.

 
Lucrecia rozmarzona rzuciła się na aksamitną pościel w jasnoróżowe serca i opierając brodę na swych delikatnych dłoniach dała znak, że jest gotowa do słuchania. Pozostałe również usadowiły się wygodnie i wykonały podobny, zachęcający ruch. Skyler wyciągnęła z szuflady zmięty papierek i wyprostowana stanęła w środku koła utworzonego z czterech łóżek.

-Znalazłam to pod tamtą deską – poczym wskazała różniącą się od pozostałych, obluzowaną, ciemniejszą deseczkę w podłodze – jest tu jakaś zagadka, coś jak gra w odkrywców, myślę że to jakiś niepoważny żart. – mówiąc to, rzuciła kartkę w stronę Brit – Co z tym robimy? – zakończyła wymownie opierając rękę na biodrze.

Koleżanki spojrzały niepewnie na siebie nawzajem podając sobie obiekt niecodziennej rozmowy.

-„Pokonać cień?” – wymamrotała Luci trzymając napis przed swoimi przejrzysto błękitnymi oczami obwiedzionymi wachlarzem czarnych, długich rzęs.

-Tak, jakieś bzdury… - obruszyła się czarnowłosa.

-To może chodzić o zaćmienie, wtedy jest zupełnie czarno, i nie ma cieni… - powiedziała Jagoda z miną najprawdziwszego detektywa próbującego rozszyfrować łamigłówkę.

Sky wyciągnęła rękę i jednym, szybkim ruchem wyrwała skrawek z alabastrowych dłoni Luci. Przypatrywała się mu bardzo długo, aż nagle do pokoju wbiegli dwaj chłopcy i ze skrzypnięciem zamknęli za sobą drzwi. Rzucili szybkie spojrzenie dziewczynom, poczym jeden z nich wślizgnął się pod łóżko Brit, z którego prześcieradło zwisało aż do podłogi, a drugi rzucił się na materac blondynki i cały się nakrył jej różową kołdrą, przykładając jednocześnie palec wskazujący do ust. Jasnowłosa zachichotała cichutko i poprawiła stos pluszaków leżących w tej chwili na chłopaku. Zanim lokatorki zdążyły zareagować w ślad za intruzami weszła pani Mouver, dyrektorka. Nie była ubrana w plisowany komplet w kratę jak zazwyczaj, ale miała na sobie beżową koszulę nocną, łososiowe bambosze z pomponem i gdzieniegdzie w krótkich, farbowanych na czerwono włosach można było dostrzec zielone wałki. Bez zbędnych słów powitalnych zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Skierowała wzrok na Skyler stojącą po środku z zżółkłym papierem z ręku. Jej mina zadawała oczywiste pytanie.

- Robimy listę nowych odcieni szminek, proszę Pani. – rzekła wyjaśniająco Lucrecia w swoim perłowym uśmiechu, wtulona w stertę miśków.

- Nie widziałyście, dziewczynki, Ray ’a i Logana? – zapytała pomijając kwestię kosmetyków. Wszystkie zgodnie pokręciły głowami. Kobieta przeprosiła, życzyła miłej nocy i wyszła w pośpiechu. Przyjaciółki jednogłośnie wybuchły gromkim śmiechem, taki widok nie zdarza się co dzień.

Portret Any Mulvoy Ten

Portret nad którym pracowałam wczoraj

piątek, 11 stycznia 2013

Bluzy z nadrukami!*

CHILL THE FUCK OUT -świetne bluzy, nadruki na zamówienie, polecam <3

Część 2


Brit spojrzała smutno na Lucrecia i Jage i dała znak, żeby już szły. Odwróciły się wolno w stronę drzwi i każda trzymając swoją kopertówkę, zaczęły iść w ich kierunku. W momencie, gdy Jagoda nacisnęła na klamkę, o mało co nie wpadłaby na mężczyznę, który stał tuż przed wejściem do ich pokoju z wyciągniętą ręką gotową do zapukania. Zreflektował się jednak szybko i wyprostował, wyciągając ręce z dość sporą paczką. Dziewczyna złapała pakunek, a kurier natychmiast zrobił w tył zwrot i zbiegł schodami na parter. Przyjaciółki uśmiechnęły się do siebie i odwróciły się do naburmuszonej Sky.

-Czy to twoje? – zapytała z przekąsem Lucrecia. Czarnowłosa poderwała się z miejsca i z entuzjazmem podbiegła do przyjaciółek z radością w oczach, jednak po chwili jej uśmiech zniknął, a twarz nabrała poważnego wyglądu. Skyler nie lubiła, gdy jej przyjaciółki widziały jak się cieszy, wolała być zawsze opanowana i sprawiać wrażenie, że jest jej wszystko obojętne i na niczym jej nie zależy, że nikt jej nie zdoła zranić albo skrzywdzić. Luci uśmiechnęła się słodko i podała pakunek z sukienką. Sky nerwowo chwyciła paczkę starając się nie okazać żadnych uczuć. Wyszeptała tylko  „dzięki”.

- Dogonisz nas? – spytała Brit promiennie i udała się razem z pozostałymi imprezowiczkami na salę balową nie czekając na odpowiedź. Skyler była w duchu bardzo wdzięczna dziewczynom, że pomimo jej trudnego charakteru z nią wytrzymują. Odwróciła się i postawiła długo wyczekiwaną przesyłkę na podłodze, usiadła naprzeciwko niej i szybko otworzyła wieko. Piękna tkanina kusiła swoją gładką powierzchnią i delikatnością. Ujęła ją ostrożnie w obie dłonie i rozłożyła starannie na łóżku chcąc zobaczyć ją w całej okazałości. Czarny kolor idealnie pasował do grafitowej, aksamitnej pościeli. Zmieściła staranne, długie przygotowania, które zwykle trwają dwie godziny w dziesięć minut. Niesamowita kreacja już zdobiła zgrabne ciało dziewczyny zwiewnie opadając na jej kształtne, smukłe nogi. Suknia sięgała przed kolano, więc mogła sobie pozwolić na czarne, prześwitujące zakolanówki. Do tego czarnego koloru botki na obcasie i mnóstwo bransoletek z pasującymi do nich kolczykami. Dekolt kiecki był dość strojny, więc nie założyła żadnego naszyjnika, natomiast krótkie włosy, naturalnie gładkie i ułożone, nie potrzebowały stylizacji. Złapała z komody drobną torebkę na złoconym łańcuszku i ruszyła do drzwi. Niespodziewanie upadła z głuchym hukiem, aż wszystkie ozdoby na jej nadgarstkach zadźwięczały. Podniosła się z trudem na łokciach nie rozumiejąc co się stało. Ku jej zdziwieniu pod jej nogami leżało pudło, które przyniósł spóźniony kurier. Jednak jej uwagę przykuła jedna z desek, z których była ułożona podłoga, wyraźnie się  poluzowała pod wpływem upadku. Kucnęła i ostrożnie podniosła oderwany kawałek. We wnęce, który zostawił leżała stara, zżółkniała, pognieciona kartka. Rozejrzała się niepewnie po pokoju, była sama. Ostrożnie wyciągnęła skrawek z wnęki i rozchyliła jego brzegi, spoglądając badawczym wzrokiem za siebie.

-Głupi żart? – pomyślała. Jej oczy znów wróciły do oglądania znaleziska. Na wymiętym materiale widniały już wyblakłe litery, ale bez większego problemu można było je odczytać. Sky odchrząknęła cicho i zaczęła śledzić każdą literę z osobną, dokładnie je oglądać i może rozpoznać pismo któregoś z kolegów. Jednak nie znała technik, które by tak postarzały papier, wypłowiały atrament zdawał się mieć ze sto lat, a głosił takie słowa:

„By znaleźć drzwi do miejsca,
Gdzie nikomu nie wolno wejść,
Będziesz musiał pokonać cień
I bardzo nisko zejść.”

-Pokonać cień? – zdziwiła się i przewróciła oczami.

-Bardzo śmieszne! – krzyknęła w przestrzeń jakby ktoś zaraz miał wyjść spod łóżka i tupnąć nogą, bo nie udał mu się kawał. Jednakże nastolatka wciąż była jedyną osobą w pomieszczeniu. Zmarszczyła czoło i wstała z kolan mocno zaciskając palce na papierze. Mimowolnie jej wzrok skierował się na aksamitną sukienkę. Ścisnęła pięści jeszcze mocniej i cisnęła znalezisko do szuflady. Strzepnęła paprochy z kreacji, wytarła zakurzone dłonie w ściereczkę wiszącą na metalowej poręczy przy łóżku Brit i w pośpiechu wyszła z pokoju, w drodze jeszcze układając na nowo włosy.

czwartek, 10 stycznia 2013

Jak ze wstawianiem?

Jeśli fragmenty sie będą przyjmowąć i kogoś zainteresuje historia moich bohaterów będę się starała, żeby systematycznie wstawiać kolejne części :D

Część 1

Za namową ludzi z otoczenia wstawiam "gdzieś" mój tekst, hope u like it <3


PROLOG

Britney biegła już od dziesięciu minut, ale nawet przez chwilę nie pomyślała żeby zwolnić. Jej kasztanowe włosy do ramion związane były w ciasnego kucyka, który wesoło falował wraz z rytmem jej bioder. Oddychała spokojnie, mimo że jej serce zaczęło już przyspieszać swoje bicie. Właśnie przeskoczyła sporą kałużę, przy czym jej zielono-żółta bejsbolówka uniosła się na wietrze niczym peleryna super bohatera, a na brązowe conversy nie trafiła ani jedna kropla błota. Przebierała nogami jeszcze chwilę, aż zza rogu zobaczyła kontury trzech dziewczyn. Jedna z nich odwróciła się na pięcie, jej wielka, różowa wstążka we włosach rozbłysnęła w słońcu, a piękny uśmiech rozświetlił porcelanową cerę.

-Hej, Brit! – zawołała radośnie jasnowłosa.

Britney uniosła rękę i pomachała do przyjaciółek. Reszta odwzajemniła ten gest. Dalej pomaszerowały razem.

-Słyszałyście, że dyrektorka Mouver przesunęła godzinę rozpoczęcia balu… – wydukała zdyszana nowoprzybyła.

-Na którą!? Nie zdążę się przygotować! – krzyknęła Lucrecia, a jej kokarda nieco się przekrzywiła. Koleżanki przewróciły oczami.

-Spokojnie Luci, to nie jest najważniejsze na świecie. – to mówiąc, ruda Jaga spojrzała pytająco na Brit. Ta doskonale zrozumiała jej wzrok, po czym dokończyła, że na 18.00. Czarnowłosa Sky odwróciła na chwile głowę w kierunku szkoły, myśląc o kreacji na imprezę. Jej czarna, gotycka, sukienka z koronkowym dekoltem powinna przyjść pocztą już wczoraj, tymczasem Sky ciągle czekała.


ROZDZIAŁ I

            Jaga siedziała po turecku na swoim łóżku w pokoju w internacie i plotła wianek z polnych kwiatów. Delektowała się ich zapachem, natomiast kolczyki w kształcie pacyfek wesoło kołysały. Sukienka, którą miała zamiar założyć, powiewała swobodnie zaczepiona o framugę okna. Cienka tkanina falując mieniła się tysiącem barw. Pomarańczowe loki sięgające do linii biustu dziewczyny oraz równo ścięta grzywka idealnie podkreślały jej wydatne kości policzkowe. Piegi doskonale współgrały z brzoskwiniową karnacją. Jednak najbardziej zwracało się uwagę na zielone, kocie oczy Jagy, które czyniły ją tak niezwykłą. Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się z hukiem i stanęła w nich zdenerwowana Skyler. Rzuciła obojętne spojrzenie w stronę rudowłosej.

-Co tu tak śmierdzi? – powiedziała wymownie patrząc na wiązankę. Jaga zignorowała komentarz ponuraczki, uśmiechnęła się tylko i pokazując znak pokoju wróciła do wyplatania.

Sky odburknęła odwracając wzrok od radosnej koleżanki, teraz zdecydowanie nie miała ochoty na szczęście, zaczęła przeglądać swoje stare ubrania, mając nadzieję, że znajdzie się coś na bal. Do pokoju weszła Lucrecia z Britney plotkując zawzięcie, każda z nich trzymała nowo kupioną kieckę. Widząc to, Skyler spochmurniała jeszcze bardziej, a przecież zaplanowała ten wieczór w najdrobniejszych szczegółach. Miał być wyjątkowy, weszłaby do sali ubrana w zamówioną miesiąc temu suknię z Francji, jej króciutkie, kruczoczarne włoski połyskiwałyby od setek kolorowych lamp, a bursztynowe oczy otoczone rzędem długich, gęstych rzęs byłyby szeroko otwarte i patrzyły na wszystko z entuzjazmem. Tymczasem utknęła, klęcząc przed swoją szafą wypchaną po brzegi ubraniami z Berlina, Paryża, Nowego Yorku, Florydy, mając na sobie spodnie z wyższym stanem w moro i włożoną w nie białą, lnianą bluzkę na ramiączka. Cały strój podkreśliła czarnym melonikiem i wysokimi glanami w tym samym kolorze. Z natury była bardzo ładna, ale i tak zawsze poprawiała obwódki oczu ciemną kredką, na pełne usta nakładała bordową szminkę, a uszy ozdabiała niezliczoną ilością złotych kolczyków. Jednak w jej garderobie z całego świata nie było ani jednej rzeczy, która mogłaby ją uratować w tej sytuacji.

-Za godzinę musimy wychodzić… - rzekła ostrożnie Luci, zerkając na krótko obciętą przyjaciółkę. Jaga włożyła na głowę dopiero co skończony wianek i ruszyła w stronę okna, Brit poszła z kosmetyczką do łazienki a Lucrecia tylko pisnęła i zniknęła we wnętrzu pokoju ze swoją kreacją i pudełkiem butów od Armaniego. Godzina minęła na mierzeniu, czesaniu, malowaniu i innych zabiegach upiększających. Tylko Skyler nie przesunęła się nawet o metr przez ten cały czas.

-No chodź Sky, we wszystkim wyglądasz fantastycznie… - powiedziała spokojnym głosem Jaga podchodząc bliżej do przyjaciółki. Jednak Sky nawet nie drgnęła, nie chciała żeby koleżanki zobaczyły łzy napływające jej do oczu.
-Idźcie beze mnie. – starała się odpowiedzieć jak najbardziej poważnym tonem, żeby nie usłyszały drgania w jej głosie.