ROZDZIAŁ X
Skyler była w innym świecie. Przyjaciółki zniknęły,
była zupełnie sama, a przynajmniej tak się jej wydawało. Stała po środku
swojego pokoju w internacie, był jednak spowity mgłą. Wszystko się delikatnie
trzęsło. Czuła się, jakby była w śnie. Zrobiła krok do przodu i ujrzała
niewyraźne sylwetki współlokatorek. Były to jednak wyłącznie cienie. Machnęła
ręką, ale przeniknęła przez kłąb mgły. Zakręcił się wokół niej, jakby próbował
ją udusić. Zaczęła się wyrywać, ale szary dym był wszędzie. Kształtował się i
układał w kontur postaci. Dziewczyna cofnęła się. Tuż przed nią pojawił się
niewyraźny mężczyzna. Miał szarą skórę i wibrował, jak wszystko w
pomieszczeniu. Dziewczyna wstrzymała oddech. Jegomość popatrzył na nią
spokojnymi oczami. Uśmiechnął się subtelnie. Przysunął się do niej i przejechał
wierzchem dłoni po jej policzku. Poczuła jedynie chłód. Nie odważyła się nawet
mrugnąć.
-Wiedziałem, że ktoś je znajdzie. –
odezwał się grubym, męskim głosem. Odszedł odrobinę i zaczął krążyć po pokoju,
nucąc pewną melodię.
-Nazywam się George Occultos. –
dodał melodyjnym basem, kłaniając się w pas. Nastolatka rozchyliła usta, czarne
oczy zaświeciły nowym blaskiem.
-Jest Pan założycielem naszego
internatu! – wykrzyknęła z nową mocą. Mężczyzna uśmiechnął się serdecznie i
ukłonił się jeszcze raz. Sky chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zaczęła się
jąkać. Duch okrążył ją kilka razy, w końcu zatrzymał się naprzeciwko niej i
dotknął diamentu, ozdabiającego jej dekolt. Dziewczyna odruchowo zasłoniła go
ręką. Rozbrzmiał głośny, męski śmiech. Pan Occultos spróbował poczochrać jej
krótkie włosy. Jego dłoń rozmyła się niczym dym nad jej głową.
-No tak… – westchnął po sekundzie.
Jego twarz przybrała smutny wyraz, jakby zdał sobie sprawę z czegoś, o czym od
dawna próbuje zapomnieć. Spojrzała na niego ze współczuciem. Nie rozumiała co
dzieje się wokół niej, ale postanowiła zdobyć się na odwagę. Przypomniała sobie
swoją przygodę, korytarze, piwnicę i chwałę, którą zyska.
-Skoro jest Pan założycielem tego
internatu, na pewno wie Pan o tajnym przejściu w piwnicy domu Clio. –
powiedziała stanowczo, robiąc krok do przodu. Mężczyzna na nowo uniósł kąciki
ust.
-Ach taaak… - odpowiedział,
przeciągając słowa z przyjemnością, jak gdyby rzekła coś, czego oczekiwał od
stuleci. Podrapał się po brodzie.
-Złoty skarabeusz. – dodał,
podsumowując. Uniósł rękę i zakręcił palcem w powietrzu.
-Skarabeusz?
-Widzę, że jeszcze do tego nie
doszłaś, rozumiem.
-O czym Pan mówi? – przerwała mu
nagle. Zaśmiał się serdecznie.
-O powodzie tego wszystkiego.
Sensie, moja droga. – złączył dłonie na brzuchu.
-Właśnie to jest w ostatniej sali? –
mężczyzna kiwną głową. Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Chciała
dowiedzieć się jak najwięcej.
-Powiedz mi proszę, o co chodzi z
kryształami. – zdjęła rękę z klatki piersiowej, odsłaniając diament, czarny jak
jej oczy.
-Mają Wam pomóc, moja droga. Niezwykle
trudne było ich zdobycie. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie cuda skrywa Egipt. –
dokończył z miną smakosza, który właśnie smakował najlepszego wina.
-To nie możliwe, żeby miały moce. –
rzekła bez zastanowienia, ignorując rozmarzenie założyciela. O nie, Skyler nie
była naiwna. Patrzyła na świat bardzo trzeźwo. Zapomniała, gdzie się znajduje,
że rozmawia z duchem. Ważne było to, że kryształy na pewno nie są „magiczne”.
-Naprawdę? – odparł mężczyzna,
wymownie wskazując siebie samego.
-Wiele rzeczy pozornie nie jest
możliwych, moja droga. Jednak to nie są zwykłe świecidełka, a symbol władzy
samych Bogów. – uśmiechnął się wzniośle. Dziewczyna delikatnie kiwnęła głową,
na znak, że rozumie.
-Póki nikt się nie dowie o wielkiej
potędze, którą skrywa ta tajemnica, jesteś bezpieczna. – powiedział, podchodząc
do niej i kładąc mgliste ręce na ramionach. Nagle poczuła ucisk jego grubych
palców. Spojrzała na niego czarnymi oczami i zadrżała. Zjawa trzymała ją w
mocnym uścisku i wciąż zaciskał dłonie. Doskonale czuła jego dotyk, był niemal
brutalny, albo ostrzegawczy. Zmarszczył brwi i rozchylił wargi. Jego bas
rozbrzmiał groźnie w uszach Francuzki.
-Póki nikt się nie dowie, jesteś
bezpieczna. Nie ufaj obcym. A w szczególności Will…
Zamrugała szybko. Mrok wypełniający
jej oczy rozpłynął się. Znów były jasne i bursztynowe. Rozejrzała się
niepewnie. Zaczęła się szarpać, wciąż widząc ciemność. Po chwili jednak
ustąpiła światłu. Rozpoznała twarze przyjaciółek. Rudą, piegowatą Jagodę,
jasnowłosą Luci i Britney w kucyku. Odetchnęła z ulgą. Widziała je bardzo
wyraźnie. Nie były to tylko kontury i zarysy, czuła ich ciepłe oddechy.
Uśmiechnęła się. Bri stała naprzeciwko niej i trzymała w pięści złoty
łańcuszek, na którego końcu huśtał się czarny diament. Była świadoma tego, co się
stało. Nawet za dobrze. Usiadła na podłodze i spróbowała uspokoić oddech. Jaga
przez cały czas trzymała ją za nadgarstek, a Lucrecia amortyzowała tyły, na
wypadek upadku. Skyler zaśmiała się z jej koślawych ruchów. Ale po raz pierwszy
od bardzo dawna nie była to drwina, Luci odwzajemniła uśmiech.
Opowiedziała w najmniejszych
szczegółach, co widziała. Choć sama w to do końca nie wierzyła. Nie pominęła
takich detali jak nazwisko upiora, swój strach i współczucie. Nie zapomniała
też o przestrodze.
-Mamy uważać na Willa? –
skomentowała zdziwiona Britney. Sky wzruszyła ramionami.
-Zdanie było jakby urwane. Nie
jestem pewna.
-Mnie to nie dziwi. – skwitowała
Jaga, kręcąc karcąco głową.
-Ja mu nie ufałam od początku. –
dodała po chwili namysłu. Lucrecia pisnęła. Nie była w stanie nikogo osądzać,
ale chciała zaznaczyć swoją obecność.
-Jak to możliwe, że najpierw cię
przenikał, a potem cię złapał za ramiona? – dopytywała Brit. Wykonała typowy
ruch palcami przy słowie „przenikał”.
-Wiele rzeczy pozornie jest niemożliwych.
– Skyler wyprostowała się nagle, gdy uświadomiła sobie, że przywołała słowa
Pana Occultos ‘ a. Bri wystarczyła taka odpowiedź.
-Bałyśmy się, że coś ci się stało,
Sky. – wtrąciła cienkim głosem Luci.
-Całe oczy miałaś czarne, nawet
białka. Chodziłaś po pokoju jak obłąkana, cofając się, podchodząc. Ręce ci
drżały i mocno ściskałaś kamień. Zdjęłyśmy go dopiero, jak go puściłaś. Bałyśmy
się, ja się bałam. – jej błękitne zwierciadła zaszły mgłą. I stało się coś
jeszcze bardziej magicznego, niż kryształy, niż nawiedzenie Gotki, niż tajemne
korytarze pod domem.
Skyler de Luvre podniosła się,
podeszła do Luci i objęła ją. Był to najbardziej przyjacielski uścisk na jaki
było ją stać. Wyrażał wszystko, co właśnie czuła. Wdzięczność, radość,
przeprosiny. Lucrecia położyła maleńkie, blade dłonie na plecach koleżanki. Nie
wytrzymała natłoku wrażeń, po jej rumianych policzkach ściekały strumienie łez.
Nie były to jednak łzy strachu, a szczęścia. Jaga i Bri wymieniły się bystrymi
spojrzeniami i wspólnie rzuciły się na towarzyszki. Wszystkie wylądowały na
materacu, śmiejąc się i płacząc jednocześnie. To był długi dzień. Ale czy ktoś
powiedział, że dobiegł końca?
Rozległ się dźwięk pukania. Drzwi
uchyliły się i stanął w nich Charles. Był wyraźnie zły, jego czarujący wyraz
twarzy i uwodzicielskie oczy zniknęły. Wszedł szybko do środka i zatrzasnął za
sobą drzwi. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i rytmicznie zaczął tupać
nogą.
-Mówcie, byłyście tam beze mnie,
prawda? – nie brzmiało to jak pytanie. Oczekiwał jedynie potwierdzenia. Skyler
podniosła się z materaca, minął czas na okazywanie słabości i ludzkich
odruchów. Stanęła naprzeciwko niego i uśmiechnęła się złośliwie. Oparła dłoń na
biodrze i odgarnęła kruczoczarne kosmyki z czoła.
-Zgada się. – syknęła z premedytacją.
Chłopak zacisnął pięści, jednak po chwili rozluźnił ucisk. –Myślałem…
-Źle myślałeś. – przerwała my szybko
Gotka. Charlie nie był już zły, w jego brązowe tęczówki zrobiły się
ciemniejsze.
-Tak, źle myślałem. Bo nie
przypuszczałem, że wszystkie jesteście tak zimne jak ona. – zwrócił się do
reszty dziewczyn i wymownie wskazał na Sky. Bri obruszyła się. jeśli chodzi o
charakter, nikt jej nie będzie porównywał do Skyler. Jaga pokiwała głową z
rezygnacją. Luci pisnęła dyskretnie. O nie. Na pewno nie były takie jak ona.
-Nadarzyła się niepowtarzalna
okazja, musiałyśmy działać szybko. – powiedziała Bri niemal z pretensją w
głosie.
-To chociaż mnie wprowadźcie w
temat. – zakomunikował Charles i rozsiadł się wygodnie w obrotowym fotelu pod
oknem.
-Pomogłem wam, jesteście mi to
winne. – dodał z satysfakcją. Sky prychnęła. Podeszła do swojego łóżka,
chwyciła spod pościeli piżamę i zamknęła się w łazience. Nie miała ochoty
słuchać, jak dziewczyny dzielą się jej przygodą z tym durniem.
-Wow – wyrzucił w końcu Charlie.
-Widziałem zapadnię w podłodze,
ruchome regały, i ten nieziemski żyrandol. Myślałem, że to już było coś. Ale te
posągi bogów? Wow.
-I te kryształy – dokończyła jaga,
wyciągając kamień spod ubrania.
-Niesamowite. – podsumował chłopak.
-Powinniśmy chyba zabrać resztę –
rzekła Britney.
-i musimy się dowiedzieć, jakie moce
ma ta reszta. – wtrąciła Lucrecia cichutkim głosem.
-To na co czekamy? – rzucił raźnie
Charles. Wstał w obrotowego fotela i żwawym krokiem pomaszerował w kierunku drzwi.
Otworzył je z rozmachem i ukłonił się lekko, wskazując zamaszystym ruchem ręki
korytarz. Luci zaśmiała się uroczo. Nagle drzwi do łazienki otworzyły się. Do
pokoju wlała się chmura pary.
-Nie ma mowy. – warknęła Skyler.
Była przebrana i miała turban z ręcznika na głowie.
-Ani mi się waż. – dodała, machając
mu palcem przed twarzą. Uśmiechnął się uwodzicielsko i cmoknął ją
niespodziewanie w czoło. Cofnęła się od razu z szeroko rozwartymi wargami i
wytrzeszczem oczu.
-Dopiero co brałam prysznic! – ryknęła
na całe gardło. Chwyciła końcówkę ręcznika i zaczęła wycierać skażone miejsce.
Posłała mu pełne nienawiści spojrzenie. Jak on śmiał?! Luci zachichotała
cichutko. Jaga i Bri były pod wrażeniem. Choć próbowały ukryć rozbawienie,
uśmiechały się szeroko.
-Jak chcecie iść, to wynocha! –
wrzasnęła Gotka, a turban spadł z jej głowy.
-Chodźcie. – powiedziała spokojnie
jaga. Chociaż Skyler nie chciała, by szli bez niej, potrzebowała teraz zostać
sama. Było już dość późno, uczniowie właśnie zbierali się do snu. Augustus
siedział w swoim gabinecie. Sky była jedyną osobą w pomieszczeniu. Nikt
nie odmówił Charlesowi. „A powinny.”
Podpowiadała jej rozum. Z całych sił próbowała wmówić sobie, że usłyszała w
ostrzeżeniu założyciela „Charles” zamiast „Will”. Bardzo chciała, żeby tak
było. Usiadła nadąsana na łóżku i przykryła się miękką kołdrą, która zaraz
sprawiła, że się uspokoiła. Położyła na kolanach laptopa i wstukała słowa
kluczowe. Na ekranie ukazała się lista proponowanych stron. Kliknęła w
pierwszą.
-Czas rozpracować tożsamość
pozostałych rzeźb. – mruknęła sama do siebie i zanurzyła się w lekturze.
No poprostu rewelacja. Okropnie wciągające i powinno być dłuższe bo już nie mogę doczekać się następnej części.
OdpowiedzUsuńEwelynu.
" Był wyraźnie zły, jego czarujący wyraz twarzy i uwodzicielskie oczy zniknęły." w tym zdaniu napisałaś, że chłopak nie ma oczu, bo mu zniknęły. "Charlie nie był już zły, w jego brązowe tęczówki zrobiły się ciemniejsze. " te 'w' nie jest potrzebne.
OdpowiedzUsuńTak poza tym, że lubię się czepiać, to jest genialne. proszę, dodaj nowy rozdział, bo naprawdę wciąga i jest napisane dobrze, nawet bardzo dobrze. kocham to opowiadanie i czekam na następny rozdział.