niedziela, 28 kwietnia 2013

Część 20


ROZDZIAŁ X

 

             Skyler była w innym świecie. Przyjaciółki zniknęły, była zupełnie sama, a przynajmniej tak się jej wydawało. Stała po środku swojego pokoju w internacie, był jednak spowity mgłą. Wszystko się delikatnie trzęsło. Czuła się, jakby była w śnie. Zrobiła krok do przodu i ujrzała niewyraźne sylwetki współlokatorek. Były to jednak wyłącznie cienie. Machnęła ręką, ale przeniknęła przez kłąb mgły. Zakręcił się wokół niej, jakby próbował ją udusić. Zaczęła się wyrywać, ale szary dym był wszędzie. Kształtował się i układał w kontur postaci. Dziewczyna cofnęła się. Tuż przed nią pojawił się niewyraźny mężczyzna. Miał szarą skórę i wibrował, jak wszystko w pomieszczeniu. Dziewczyna wstrzymała oddech. Jegomość popatrzył na nią spokojnymi oczami. Uśmiechnął się subtelnie. Przysunął się do niej i przejechał wierzchem dłoni po jej policzku. Poczuła jedynie chłód. Nie odważyła się nawet mrugnąć.

-Wiedziałem, że ktoś je znajdzie. – odezwał się grubym, męskim głosem. Odszedł odrobinę i zaczął krążyć po pokoju, nucąc pewną melodię.

-Nazywam się George Occultos. – dodał melodyjnym basem, kłaniając się w pas. Nastolatka rozchyliła usta, czarne oczy zaświeciły nowym blaskiem.

-Jest Pan założycielem naszego internatu! – wykrzyknęła z nową mocą. Mężczyzna uśmiechnął się serdecznie i ukłonił się jeszcze raz. Sky chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zaczęła się jąkać. Duch okrążył ją kilka razy, w końcu zatrzymał się naprzeciwko niej i dotknął diamentu, ozdabiającego jej dekolt. Dziewczyna odruchowo zasłoniła go ręką. Rozbrzmiał głośny, męski śmiech. Pan Occultos spróbował poczochrać jej krótkie włosy. Jego dłoń rozmyła się niczym dym nad jej głową.

-No tak… – westchnął po sekundzie. Jego twarz przybrała smutny wyraz, jakby zdał sobie sprawę z czegoś, o czym od dawna próbuje zapomnieć. Spojrzała na niego ze współczuciem. Nie rozumiała co dzieje się wokół niej, ale postanowiła zdobyć się na odwagę. Przypomniała sobie swoją przygodę, korytarze, piwnicę i chwałę, którą zyska.

-Skoro jest Pan założycielem tego internatu, na pewno wie Pan o tajnym przejściu w piwnicy domu Clio. – powiedziała stanowczo, robiąc krok do przodu. Mężczyzna na nowo uniósł kąciki ust.

-Ach taaak… - odpowiedział, przeciągając słowa z przyjemnością, jak gdyby rzekła coś, czego oczekiwał od stuleci. Podrapał się po brodzie.

-Złoty skarabeusz. – dodał, podsumowując. Uniósł rękę i zakręcił palcem w powietrzu.

-Skarabeusz?

-Widzę, że jeszcze do tego nie doszłaś, rozumiem.

-O czym Pan mówi? – przerwała mu nagle. Zaśmiał się serdecznie.

-O powodzie tego wszystkiego. Sensie, moja droga. – złączył dłonie na brzuchu.

-Właśnie to jest w ostatniej sali? – mężczyzna kiwną głową. Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej.

-Powiedz mi proszę, o co chodzi z kryształami. – zdjęła rękę z klatki piersiowej, odsłaniając diament, czarny jak jej oczy.

-Mają Wam pomóc, moja droga. Niezwykle trudne było ich zdobycie. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie cuda skrywa Egipt. – dokończył z miną smakosza, który właśnie smakował najlepszego wina.

-To nie możliwe, żeby miały moce. – rzekła bez zastanowienia, ignorując rozmarzenie założyciela. O nie, Skyler nie była naiwna. Patrzyła na świat bardzo trzeźwo. Zapomniała, gdzie się znajduje, że rozmawia z duchem. Ważne było to, że kryształy na pewno nie są „magiczne”.

-Naprawdę? – odparł mężczyzna, wymownie wskazując siebie samego.

-Wiele rzeczy pozornie nie jest możliwych, moja droga. Jednak to nie są zwykłe świecidełka, a symbol władzy samych Bogów. – uśmiechnął się wzniośle. Dziewczyna delikatnie kiwnęła głową, na znak, że rozumie.

-Póki nikt się nie dowie o wielkiej potędze, którą skrywa ta tajemnica, jesteś bezpieczna. – powiedział, podchodząc do niej i kładąc mgliste ręce na ramionach. Nagle poczuła ucisk jego grubych palców. Spojrzała na niego czarnymi oczami i zadrżała. Zjawa trzymała ją w mocnym uścisku i wciąż zaciskał dłonie. Doskonale czuła jego dotyk, był niemal brutalny, albo ostrzegawczy. Zmarszczył brwi i rozchylił wargi. Jego bas rozbrzmiał groźnie w uszach Francuzki.

-Póki nikt się nie dowie, jesteś bezpieczna. Nie ufaj obcym. A w szczególności Will…

Zamrugała szybko. Mrok wypełniający jej oczy rozpłynął się. Znów były jasne i bursztynowe. Rozejrzała się niepewnie. Zaczęła się szarpać, wciąż widząc ciemność. Po chwili jednak ustąpiła światłu. Rozpoznała twarze przyjaciółek. Rudą, piegowatą Jagodę, jasnowłosą Luci i Britney w kucyku. Odetchnęła z ulgą. Widziała je bardzo wyraźnie. Nie były to tylko kontury i zarysy, czuła ich ciepłe oddechy. Uśmiechnęła się. Bri stała naprzeciwko niej i trzymała w pięści złoty łańcuszek, na którego końcu huśtał się czarny diament. Była świadoma tego, co się stało. Nawet za dobrze. Usiadła na podłodze i spróbowała uspokoić oddech. Jaga przez cały czas trzymała ją za nadgarstek, a Lucrecia amortyzowała tyły, na wypadek upadku. Skyler zaśmiała się z jej koślawych ruchów. Ale po raz pierwszy od bardzo dawna nie była to drwina, Luci odwzajemniła uśmiech.

Opowiedziała w najmniejszych szczegółach, co widziała. Choć sama w to do końca nie wierzyła. Nie pominęła takich detali jak nazwisko upiora, swój strach i współczucie. Nie zapomniała też o przestrodze.

-Mamy uważać na Willa? – skomentowała zdziwiona Britney. Sky wzruszyła ramionami.

-Zdanie było jakby urwane. Nie jestem pewna.

-Mnie to nie dziwi. – skwitowała Jaga, kręcąc karcąco głową.

-Ja mu nie ufałam od początku. – dodała po chwili namysłu. Lucrecia pisnęła. Nie była w stanie nikogo osądzać, ale chciała zaznaczyć swoją obecność.

-Jak to możliwe, że najpierw cię przenikał, a potem cię złapał za ramiona? – dopytywała Brit. Wykonała typowy ruch palcami przy słowie „przenikał”.

-Wiele rzeczy pozornie jest niemożliwych. – Skyler wyprostowała się nagle, gdy uświadomiła sobie, że przywołała słowa Pana Occultos ‘ a. Bri wystarczyła taka odpowiedź.

-Bałyśmy się, że coś ci się stało, Sky. – wtrąciła cienkim głosem Luci.

-Całe oczy miałaś czarne, nawet białka. Chodziłaś po pokoju jak obłąkana, cofając się, podchodząc. Ręce ci drżały i mocno ściskałaś kamień. Zdjęłyśmy go dopiero, jak go puściłaś. Bałyśmy się, ja się bałam. – jej błękitne zwierciadła zaszły mgłą. I stało się coś jeszcze bardziej magicznego, niż kryształy, niż nawiedzenie Gotki, niż tajemne korytarze pod domem.

Skyler de Luvre podniosła się, podeszła do Luci i objęła ją. Był to najbardziej przyjacielski uścisk na jaki było ją stać. Wyrażał wszystko, co właśnie czuła. Wdzięczność, radość, przeprosiny. Lucrecia położyła maleńkie, blade dłonie na plecach koleżanki. Nie wytrzymała natłoku wrażeń, po jej rumianych policzkach ściekały strumienie łez. Nie były to jednak łzy strachu, a szczęścia. Jaga i Bri wymieniły się bystrymi spojrzeniami i wspólnie rzuciły się na towarzyszki. Wszystkie wylądowały na materacu, śmiejąc się i płacząc jednocześnie. To był długi dzień. Ale czy ktoś powiedział, że dobiegł końca?

 
Rozległ się dźwięk pukania. Drzwi uchyliły się i stanął w nich Charles. Był wyraźnie zły, jego czarujący wyraz twarzy i uwodzicielskie oczy zniknęły. Wszedł szybko do środka i zatrzasnął za sobą drzwi. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i rytmicznie zaczął tupać nogą.

-Mówcie, byłyście tam beze mnie, prawda? – nie brzmiało to jak pytanie. Oczekiwał jedynie potwierdzenia. Skyler podniosła się z materaca, minął czas na okazywanie słabości i ludzkich odruchów. Stanęła naprzeciwko niego i uśmiechnęła się złośliwie. Oparła dłoń na biodrze i odgarnęła kruczoczarne kosmyki z czoła.

-Zgada się. – syknęła z premedytacją. Chłopak zacisnął pięści, jednak po chwili rozluźnił ucisk. –Myślałem…

-Źle myślałeś. – przerwała my szybko Gotka. Charlie nie był już zły, w jego brązowe tęczówki zrobiły się ciemniejsze.

-Tak, źle myślałem. Bo nie przypuszczałem, że wszystkie jesteście tak zimne jak ona. – zwrócił się do reszty dziewczyn i wymownie wskazał na Sky. Bri obruszyła się. jeśli chodzi o charakter, nikt jej nie będzie porównywał do Skyler. Jaga pokiwała głową z rezygnacją. Luci pisnęła dyskretnie. O nie. Na pewno nie były takie jak ona.

-Nadarzyła się niepowtarzalna okazja, musiałyśmy działać szybko. – powiedziała Bri niemal z pretensją w głosie.

-To chociaż mnie wprowadźcie w temat. – zakomunikował Charles i rozsiadł się wygodnie w obrotowym fotelu pod oknem.

-Pomogłem wam, jesteście mi to winne. – dodał z satysfakcją. Sky prychnęła. Podeszła do swojego łóżka, chwyciła spod pościeli piżamę i zamknęła się w łazience. Nie miała ochoty słuchać, jak dziewczyny dzielą się jej przygodą z tym durniem.

-Wow – wyrzucił w końcu Charlie.

-Widziałem zapadnię w podłodze, ruchome regały, i ten nieziemski żyrandol. Myślałem, że to już było coś. Ale te posągi bogów? Wow.

-I te kryształy – dokończyła jaga, wyciągając kamień spod ubrania.

-Niesamowite. – podsumował chłopak.

-Powinniśmy chyba zabrać resztę – rzekła Britney.

-i musimy się dowiedzieć, jakie moce ma ta reszta. – wtrąciła Lucrecia cichutkim głosem.

-To na co czekamy? – rzucił raźnie Charles. Wstał w obrotowego fotela i żwawym krokiem pomaszerował w kierunku drzwi. Otworzył je z rozmachem i ukłonił się lekko, wskazując zamaszystym ruchem ręki korytarz. Luci zaśmiała się uroczo. Nagle drzwi do łazienki otworzyły się. Do pokoju wlała się chmura pary.

-Nie ma mowy. – warknęła Skyler. Była przebrana i miała turban z ręcznika na głowie.

-Ani mi się waż. – dodała, machając mu palcem przed twarzą. Uśmiechnął się uwodzicielsko i cmoknął ją niespodziewanie w czoło. Cofnęła się od razu z szeroko rozwartymi wargami i wytrzeszczem oczu.

-Dopiero co brałam prysznic! – ryknęła na całe gardło. Chwyciła końcówkę ręcznika i zaczęła wycierać skażone miejsce. Posłała mu pełne nienawiści spojrzenie. Jak on śmiał?! Luci zachichotała cichutko. Jaga i Bri były pod wrażeniem. Choć próbowały ukryć rozbawienie, uśmiechały się szeroko.

-Jak chcecie iść, to wynocha! – wrzasnęła Gotka, a turban spadł z jej głowy.

-Chodźcie. – powiedziała spokojnie jaga. Chociaż Skyler nie chciała, by szli bez niej, potrzebowała teraz zostać sama. Było już dość późno, uczniowie właśnie zbierali się do snu. Augustus siedział w swoim gabinecie. Sky była jedyną osobą w pomieszczeniu. Nikt nie  odmówił Charlesowi. „A powinny.” Podpowiadała jej rozum. Z całych sił próbowała wmówić sobie, że usłyszała w ostrzeżeniu założyciela „Charles” zamiast „Will”. Bardzo chciała, żeby tak było. Usiadła nadąsana na łóżku i przykryła się miękką kołdrą, która zaraz sprawiła, że się uspokoiła. Położyła na kolanach laptopa i wstukała słowa kluczowe. Na ekranie ukazała się lista proponowanych stron. Kliknęła w pierwszą.

-Czas rozpracować tożsamość pozostałych rzeźb. – mruknęła sama do siebie i zanurzyła się w lekturze.

2 komentarze:

  1. No poprostu rewelacja. Okropnie wciągające i powinno być dłuższe bo już nie mogę doczekać się następnej części.
    Ewelynu.

    OdpowiedzUsuń
  2. " Był wyraźnie zły, jego czarujący wyraz twarzy i uwodzicielskie oczy zniknęły." w tym zdaniu napisałaś, że chłopak nie ma oczu, bo mu zniknęły. "Charlie nie był już zły, w jego brązowe tęczówki zrobiły się ciemniejsze. " te 'w' nie jest potrzebne.
    Tak poza tym, że lubię się czepiać, to jest genialne. proszę, dodaj nowy rozdział, bo naprawdę wciąga i jest napisane dobrze, nawet bardzo dobrze. kocham to opowiadanie i czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń