poniedziałek, 6 maja 2013

Część 21


Charlie, Luci, Jaga i Brit zakradali się przez korytarz, pod gabinetem dozorcy, aż doszli do salonu. Było to łatwe wśród ogólnego hałasu, który towarzyszył myciu i przygotowaniom do nowego dnia. Światła były przygaszone. Zaczaili się za kanapą, ale zatrzymali się nagle jak sparaliżowani. Lucrecia jako jedyna położyła się na niej. Teraz wychylała się przez podłokietnik. Reszta była ukryta za oparciem. Z boku, na podłodze siedziała Nastia. Jak zwykle bazgrała coś w swoim notesie z księżycem. Jeszcze był czas, żeby się wycofać. Nikogo nie zauważyła. Jeden kosmyk z koka Luci upadł jej prosto na zeszyt. Instynktownie zatrzasnęła okładkę i poderwała się na równe nogi. Zbadała wzrokiem sytuację. Zauważyła trzy kontury postaci za kanapą i jasnowłosą. Była tuż nad nią. Mogła z łatwością zajrzeć do jej notatek. Jej ciemnofioletowe oczy były doskonale widocznie pomimo otaczającego ich mroku. Augustus właśnie schodził ze schodów. Zaraz minie drewniany łuk. Dziewczyna padła na ziemię. Reszta zauważyła jej ruch i przyległa do podłogi. Luci rozłożyła się plackiem na sofie. Mężczyzna minął salon. Zaczęło się sprawdzanie obecności, zaczął od pokojów chłopców. Nastia posłała wszystkich groźne spojrzenie. Była bardzo drobna, ale w tej chwili wydawała się wszystkim potężna. Nikt nie rozumiał dlaczego. Wyczekała odpowiedni moment, gdy dozorca zniknął z korytarza i wybiegła, szarpiąc Lucrecie za koczka. Potruchtała po schodach i wbiegła do swojego pokoju. Ann, Phyllis i Margo już spały, nie czekały na nią. Nikogo nie obchodziła.

Nastolatkowie nadal się chowali. Byli zdezorientowani i zaskoczeni. Ale nie było na to czasu. Augustus za sekundę pójdzie na piętro. Skyler miała rację, nie potrzebnie zeszli na dół. Nieobecność Charlesa mogła umknąć kierownikowi, to tylko jedna osoba. Ale co zrobi kiedy w całym pokoju będzie tylko jedna osoba? Trzasnęły drzwi i skrzypnęły schody. Zaczęło się. I tak już mają kłopoty, ale jutro jest niedziela, nic im nie może zrobić. Warto zaryzykować. W głowie chłopaka zrodził się nowy pomysł. Skoro umie włamać się do gabinetu, dlaczego nie spróbowałby dostać się do piwnicy? To była trafiona myśl. Poczłapali pod drzwi. Charlie miał z nimi zdecydowanie większy problem, ale w końcu zamek ustąpił. Zamknęli za sobą. Betonowe schody nie zachęcały do podążenia nimi w dół, ale przełamali się szybko. Britney wcisnęła środek słońca, jakby weszło jej to już w krew. Ściana odsunęła się leniwie i odsłoniła tajemną komnatę. Wślizgnęli się do niej z niezwykłą sprawnością.  Minęli zapadnię i weszli do sali z posągami. Cztery z nich wydawały się mniej majestatyczne niż ostatnio. Odebrano im w końcu ich najcenniejsze klejnoty. Charlie stanął w przejściu. Oparł się o obrotowy regał z księgami i zaniemówił. Dziewczyny wymieniły się uśmiechami, doskonale rozumiały jego reakcję. Podszedł bliżej i przyjrzał się każdemu bogu z osobna.

-Powinieneś wziąć któryś kryształ. – poleciła Britney. Przejęła rolę przywódcy wyprawy. Charlie skinął głową. Dokładnie obejrzał wszystkie po kolei. Stanął na przeciwko posagu kobiety z kamiennym piórem na głowie. Miał wrażenie, że żółty kryształ na chwilę rozbłysnął jaśniejszym światłem. Wygiął kręgosłup i zwinnym ruchem zsunął rzemień. Bri przyjrzała mu się ze zdziwieniem.

-Żółty?

-Pasuje mi do włosów. – posłał jej uwodzicielski uśmieszek i przyłożył diament do czupryny. Dziewczyny zaśmiały się serdeczne, zarażone humorem kolegi. Nagle wszystkich przeszył lodowaty dreszcz. Zrobili, co mieli zrobić. Nadszedł czas, by wracać.


Augustus zapukał do drzwi od pokoju nastolatek. Skyler podskoczyła. Zrzuciła laptopa z kolan i zerwała się na równe nogi. Podbiegła do kluczyka, wiszącego przy framudze i wetknęła go do zamka.

-Moment! – wrzasnęła na całe gardło. Mężczyzna walną jeszcze raz w drzwi.

-Co to ma znaczyć?!

Sky zaczęła krążyć po pokoju. Myśl, myśl, myśl. Chwyciła pluszowe przytulanki i powkładała je pod kołdry współlokatorek. Nie wygląda to najgorzej. Wbiegła do łazienki i puściła wodę w umywalce. „No tak, myśl. Skoro jedna z dziewczyn będzie w toalecie, to nie może być w łóżku!”. Za sekundę była z powrotem w pokoju. Usunęła pluszaki spod pościeli Lucreci.

-Wchodzę! – rykną dozorca, szarpiąc za klamkę.

-Moment! Jestem naga! – pisnęła Francuzka, trzymając w rękach misia Bernarda. Spojrzała na niego z odrazą. „Nic dziwnego, że Luci ciągle piszczy, ten pluszak ma na nią zły wpływ.” Podrapała się po głowie. „Boże, odwala mi już.” Jednym, szybkim spojrzeniem oceniła sytuację. Dobrze. Podbiegła do drzwi i przekręciła klucz. Otworzyły się w tym samym momencie, pod naciskiem Augustusa. Zmierzył dziewczynę surowym wzrokiem. Spojrzał na pomieszczenie. Dwa łóżka wyglądały na pełne.

-Czemu jeszcze nie spisz? – powiedział pretensjonalnie, przyglądając się piżamie dziewczyny. Nabrała powietrza i oparła rękę na biodrze.

-Czekam, aż ta blond laleczka wygramoli się z łazienki! - dla wiarygodności tupnęła nogą i przekręciła głowę w odpowiednim kierunku. Przez wąską szparę i małe okienko w drzwiach przedzierało się światło. Słychać było zagłuszający strumień wody. Sky podeszła bliżej i uderzyła kilka razy pięścią w matowa szybkę.

-Lucrecia! Ruchy! – wykorzystała fakt, że odwróciła się od dozorcy. Pozwoliła sobie na chwilę paniki w oczach. Zawróciła i wzruszyła ramionami. Znów miała arogancki wyraz twarzy.

-Pospieszcie się. – wyszeptał mężczyzna, niemal warcząc. Wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Pod Skyler ugięły się kolana, upadła na dywan. Była jednak zadowolona, udało się. Uśmiechnęła się szeroko. Podniosła się, zakręciła kran i zgasiła światło. Usiadła z powrotem na swoim łóżku. Wzięła laptopa na kolana. Na ekranie ukazał się rysunek majestatycznej postaci, wykonany na papirusie. Kobieta trzymająca łuk i strzały. Do złudzenia przypominająca figurę z kamiennej komnaty. Dziewczyna zmarszczyła czoło i przybliżyła nos do zdjęcia. „Tak, to na pewno ona.” Mruknęła do siebie. Z namaszczeniem dodała stronę do ulubionych. Pokaże ją przyjaciołom jak tylko wrócą. Sky rozejrzała się niepewnie.

-Co ich tak długo zatrzymuje? – pytanie poszybowało w powietrze, zakłócając ciszę. Rozbrzmiało zmartwieniem i troską, co było dla niej prawie obce. A przynajmniej, gdy znajdowała się w towarzystwie. Teraz była sama, mogła pozwolić sobie na chwilę słabości.


Drzwi do piwnicy skrzypnęły nieznośnie, a nastolatkowie zatrzymali się jak zamrożeni. Ruszyli dopiero po chwili, gdy upewnili się, że nikt ich nie usłyszał. Była już godzina jedenasta z minutami. Pragnęli wierzyć, że nie zauważono ich nieobecności, choć doskonale zdawali sobie sprawę, że to mało prawdopodobne. Przemknęli do salonu, ukrywając się pod płaszczem ciemności. Wychylili się przez drewniany łuk, mieli teraz doskonały widok na pokój dozorcy na pierwszym piętrze. Przez okienko w drzwiach prześwitywało mdłe światło, wijące się niczym płomień świecy.

-Charles, ty lepiej idź już do siebie. My sobie poradzimy. – ściszony głos Jagody wydawał się niezwykle ciepły i kojący. Nie wydała ona polecenia, była to raczej rada kierowana dobrem serca. Chłopak uśmiechnął się subtelnie, kiwną głową i zniknął w ciemnościach korytarza. Jaga posłała koleżankom uspokajające spojrzenie i uniosła lekko podbródek. Augustus nie ruszył się z miejsca.

2 komentarze:

  1. jej, kocham Charlesa <3 więcej o nim! i nie ma Blaisa, jak mogłaś?! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. hej, dzisiaj sobota, powinien być nowy ;_;

    OdpowiedzUsuń