Jagoda siedziała po turecku między
dwoma regałami. Sięgała po kolejne książki i układała je alfabetycznie. W tym
utworzonym przez półki tunelu były cztery postacie. Skyler kucała na ziemi,
opierając brodę na kolanie, mocno przyciśniętym do klatki piersiowej. Druga
noga swobodnie opadała na posadzkę. Sennie unosiła i opuszczała powieki.
Wydawało jej się, że są zrobione z ołowiu. Dodatkowo obraz przecinały jej
ciężkie, grube rzęsy, pokryte dokładnie tuszem. Atmosfera była bardzo niemrawa.
Co chwila któraś z dziewcząt ziewała, wyjmując i odkładając następne księgi.
Luci mlasnęła cicho i spojrzała w sufit. Podłużne lampy były wyłączone. Spore
okna oświetlały ogromną salę wystarczająco, jednak wewnątrz korytarzy było
nieco ciemniej. Przerzuciła jasne włosy na prawą stronę i uplotła z nich
warkocza, którego przewiązała różową tasiemką, zawiązaną poprzednio na
nadgarstku. Przeciągnęła się ospale. Stara, zakurzona biblioteka. Najlepszy
sposób, żeby spędzić sobotę. Britney truchtała w miejscu, robiła skłony i
przysiady. Odświeżyła już połowę zasobów szkolnej czytelni. Bri nie była jedną
z tych osób, które poddają się lenistwu, nawet w takich warunkach. Zrobiła
serię „żaróweczek”, ale opuszczając ramiona, strąciła encyklopedię, która
wystawała nieco bardziej od reszty. Pismo spadło z głuchym hukiem, unosząc
odrobinę pył z podłogi. Lucrecia zakaszlała, lecz bardziej zabrzmiało to jak
pisk przestraszonej myszki. Sky chwyciła ochoczo księgę i spojrzała na okładkę.
Po chwili zrzedła jej mina, niemal odrzuciła encyklopedię Jagodzie. Rudowłosa
przetarła wierzchem dłoni oprawę.
-Słownik… – szepnęła z rezygnacją. W powietrzu zawisł jęk
rozczarowania. Brit przekręciła głowę, jednak jej wzrok utkwił we wnętrzu
półki, gdzie powstała spora luka po encyklopedii. Sięgnęła w głąb i chwyciła
coś palcami. Dziewczyny obserwowały ją z nowym zaciekawieniem. Przedmiot był
dość cienki. Ułożony w poprzek, za innymi księgami. W dotyku przypominał ludzką
skórę, ale taką, która już przeżyła swoje lata.
Szatynka ujęła przedmiot mocniej i szarpnęła, uwalniając sprężynkę.
Rozległ się ledwo słyszalny odgłos, podobny do tego, gdy nakręca się zegarek.
Trzymała w ręku zwykłą książkę w skórzanej oprawie. Podobną do tej, którą
wypożyczył Jeremy. Była jednak mniejsza, cieńsza, ale za to dużo starsza. W tej
samej sekundzie usłyszały świst. Tuż nad podłogą wysunęła się jakby szuflada.
„Skrytka” pomyślała Skyler, zanim zdążyła nawet przeredagować obrazy, które
widziała. Odezwała się w niej poszukiwaczka skarbów, którą każdy będzie
podziwiał. Przysunęła się do „szuflady” i zajrzała do środka. Przyjaciółki
zgromadziły się wokół, tworząc swoistego rodzaju zaporę przez ewentualnymi
gapiami. Francuska drżącymi dłońmi wyjęła zżółkły skrawek papieru. Do oczu
prawie napłynęły jej łzy, od tego się zaczęło. Spojrzała na czarny jak węgiel
kryształ, wiszący na jej szyi. Miała wrażenie, że od znalezienia zagadki pod deską
i balem minęły całe wieki. Colin stal twarzą do ściany i rytmicznie uderzał o
nią czołem. Metr od nie pojawił sie nagle Logan, trzymał w reku czyściutka
ściereczkę do kurzu. Zaśmiał sie żałośnie, widząc kolegę. Okularnik odwrócił
wzrok w jego kierunku.
-Znowu nawaliłem. – wyjaśnił,
rozmasowując czoło. Jego brązowe oczy były przygaszone.
-Ja po prostu nie umiem być dla niej
miły. – dodał z rezygnacja.
-A po co być miłym dla dziewczyn. –
prychnął pogardliwie Logan. Jednak zabrzmiało to tak, jakby sam w to nie
wierzył. Podniósł kołnierzyk koszuli, nadając sytuacji odpowiedni ton. Colin
spojrzał na niego ze współczuciem. Jednak Logan jedynie zaśmiał sie znowu i
odszedł w tym samym kierunku, z którego przyszedł. Znalazł Ray ‘ a
przyczajonego za regalem.
-Nieładnie tak podglądać. – rzucił
wesoło, odzyskując wigor. Chłopak momentalnie sie wyprostował, niczym spłoszona
sarna. Zwinnym ruchem zakrył mu usta, co nie powstrzymało Logana od gorzkiego
rechotu.
-Nieładnie. – powtórzył juz szeptem,
odtrącając dłoń przyjaciela. Jego ton zabrzmiał jak najprawdziwsza pochwala.
Poklepał kolegę po plecach i odszedł. Ray nachylił sie po chwili i wyjrzał zza
regalu. Dostrzegł długiego, jasnego warkocza i koronkowa spódniczkę. Nie chciał
przeszkadzać dziewczynom, cokolwiek właśnie robiły. Ale juz podjął decyzje.
Nabrał powietrza i ruszył pewnym krokiem w ich kierunku.
Współlokatorki przyglądały sie z
zaciekawieniem zżółkłemu papierowi, wymieniając się uśmiechami. Sky rozwinęła
świstek, a ich oczom ukazały sie niewielkie rysunki. Hieroglify. Czarnowłosa
przejechała palcem po kilku i stwierdziła, że nic nie rozumie. Wydała z siebie
jęk i wsunęła znalezisko do kieszeni spodni. Brit szybko podała jej przedmiot,
który uruchomił skrytkę. Była to cienka książka w starej, pomarszczonej,
skórzanej oprawie. Z nowym zaciekawieniem francuska uchyliła okładkę. Na
światło dzienne wyleciał ponad stuletni kurz. Dziewczyny rozsunęły się nieco,
pokasłując.
-Faktycznie przydałoby się tu
posprzątać. – zażartował Ray, machając dłonią przed swoją twarzą. Stał niemal
parę kroków za nimi. W jednej chwili Britney wyprostowała się i odwróciła,
zasłaniając siedzącą na podłodze Sky. Jaga i Luci momentalnie uczyniły to samo.
Chłopak zaśmiał się uroczo, widząc ten nierówny mur.
-Znalazłyście coś ciekawego? –
uśmiechnął się perfidnie i spróbował zajrzeć przez ramię Lucreci, jako że była
najniższa. Jednak nastolatka ujęła go za nadgarstek, a on znieruchomiał.
Mrugnęła porozumiewawczo do współlokatorek. Trzymając Ray ‘ a za rękę wyszła na
główny korytarz w bibliotece, który łączył wszystkie tunele. Chłopak nie
opierał się nawet przez sekundę. Niemal frunął za jasnowłosą, prowadzony słodką
wonią jej perfum. Kiedy weszli w równoległy korytarz, tak że żadnym sposobem
nie mogli ujrzeć nastolatek, Luci delikatnie położyła dłoń Ray ‘ a na swoim
biodrze. Wydawał się zaskoczony, ale jego zielone oczy były rozmarzone. W końcu
byli sami. Otaczały ich regały zapełnione księgami, cisza i spokój. Stali w
półmroku, wpatrując się w siebie nawzajem. Ray położył drugą dłoń w tali
dziewczyny i przyciągnął ją odrobinę do siebie. Ona też nie protestowała.
Przeszył ją przyjemny dreszcz, jak za każdym razem, gdy obejmował jej dłoń,
jednak tysiąc razy silniejszy. Stanęła na palcach i splotła ramiona wokół jego
szyi. Ich usta złączyły się w delikatnym i niewinnym pocałunku, który trwał i
trwał…
„Nareszcie!”
Lucrecia wróciła do przyjaciółek,
jej krok był lekki i płynny. Jej koronkowa spódniczka do kolan huśtała się
zadziornie. Stanęło obok Jagi, miała nieco nieobecny wzrok. Była jednak
wyprostowana, chwyciła jedną z odkurzonych książek, drugą ręką objęła
rudowłosą. Zacisnęła delikatnie palce, dając jej do zrozumienia, jak się czuje.
Hipiska odwzajemniła ucisk. Skyler wciąż trzymała w dłoniach starą książką,
jeszcze nie otwartą. Czekały na przyjaciółkę, która właściwie je uratowała.
Ruda nachyliła się, trzymając miotełkę do kurzu. Bri poprawiła włosy za uchem i
zaczęła obgryzać paznokcie. Francuska przekręciła pierwszą kartkę. Źrenice
rozszerzyły się gwałtownie. Ich oczom ukazała się kolejna seria egipskiego
pisma. Jednak tutaj, każdy symbol był objaśniony. Szczegółowo wyjaśniony wers
po wersie.
-Słownik! – zakrzyknęła Jagoda,
zupełnie innym tonem niż poprzednio. Zwycięstwo! Skyler poklepała się po udzie,
gdzie spoczywała zagadkowa karteczka ze skrytki. Ku ich zaskoczeniu, kara w
bibliotece nie była taka zła. Bri wsunęła szufladkę, odłożyła grubą
encyklopedie na miejsce i zatarła wszystkie ślady odkrycia. Jak gdyby nigdy
nic.
Ray stał oparty plecami o jedną z
półek. Miał uniesiony podbródek i przymrużone oczy. Przez jego głowę
przelatywały tysiące myśli. „Nareszcie, nareszcie, nareszcie…” powtarzał sobie
bez końca. Palce mu drżały i ledwo mógł ustać. Gdyby Logan go teraz zobaczył,
wybuchłby tym swoim żałosnym śmiechem. Nie chciał teraz o tym myśleć. Czuł się
wspaniale. Nie trwało to jednak długo. Przeszedł koło niego Charles i zatrzymał
się tak, jakby wpadł właśnie na ścianę. Cofnął się o parę kroków i stanął na
wprost niego. Ray pozostawał niewzruszony, jak gdyby go nawet nie zauważył.
Blondyn pomachał mu ręką przed twarzą. Uśmiechnął się pod nosem. Był to jednak
zupełnie inny uśmiech, niż ten, którym obdarowałby go Logan. Ray wyciągnął
przed siebie ręce i położył je na ramionach kolegi. Westchnął głośno. Charles
zaśmiał się serdecznie i poklepał przyjaciela po plecach.
-Tak, tak stary. Rozumiem. Jestem z
tobą. – powiedział, śmiejąc się. Ray wyszeptał coś na kształt „Dzięki.” Nie
można powiedzieć, że był to typowo męski uścisk, ale lepszego nie mógł sobie
obecnie wyobrazić.
Jagoda schowała egipski słownik do
swojej płóciennej torebki. Wyszły z tunelu i przeszły do głównego
pomieszczenia, ze stolikami i fotelami. Część czytelnicza. Siedziała tutaj
reszta mieszkańców domu Clio. Jeremy czytał wypożyczoną książkę. Will leżał na
kanapie z nogami wyciągniętymi na stole, miał zamknięte oczy i słuchawki w
uszach. Miał wszystko w głębokim poważaniu. Wydawało się, że jego entuzjazm
podziela Nastia. Kucała w kącie, pisząc coś w swoim notatniku z księżycem.
Phyllis i Ann malowały paznokcie. Nathan przeglądał zdjęcia na telefonie, ale
podniósł wzrok jak tylko dziewczyny weszły do pokoju. Wybiła godzina
czternasta. Wydawało się, że czas stanął w miejscu. Kiedy zegarek pokazał
piętnastą nastolatkowie prawie pozasypiali. Nudę przerwało pojawienie się
Augustusa. Przejechał palcem po kilku półkach i pokiwał głową z
niezadowoleniem. Bibliotekarka, Pani Borredom, wetknęła pióro w kok i wzruszyła
ramionami. Wróciła do swoich zajęć, nie zwracając dłużej na niego uwagi.
-Koniec tego dobrego! Nie umiecie
zrobić nic pożytecznego?! Starałem się być dla was łagodny, ale sami się o to
prosicie! – rykną dozorca i machną ręką, na znak, by młodzież poszła za nim.
Zignorował uciszający gest bibliotekarki i głośno tupiąc wyszedł na zewnątrz
prowadząc za sobą łańcuszek nastolatków.
-Jest was szesnaście… – zaczął Augustus, gdy znaleźli się na
dworze.
-Piętnaście. – wtrącił bez
zastanowienie William, szurając rozwiązanymi butami. Dozorca zatrzymał się
nagle zaniepokojony. Przeliczył wszystkich i utkwił chłodny wzrok w Blaisie.
Posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
-Ciebie chłopcze, nie powinno tutaj
być. – powiedział surowym tonem, hamując się przed wrzaśnięciem na nowego
członka domu. Chłopak wzruszył ramionami. Jego kosmiczne, zielone oczy
wykazywały nieposkromiony entuzjazm, były wręcz hipnotyzujące.
-Pójdź po Freda, jeśli możesz. A
wracając, najlepiej zostań w domu i nie pomagaj tym nicponiom. – strzelił
gradem potępiających piorunów w gromadkę studentów. Nastolatek kiwną głową i
oddalił się w kierunku domu D.A.. Will uśmiechnął się sam do siebie na wieść, że „nowy” już nie
wróci. Chociaż z drugiej strony będzie odrobinę nudniej bez możliwości
dręczenia go. Dozorca stukał laską w kamienną ścieżkę, miał ściągnięte brwi i
mocno zaciśnięte usta. Wymyślą nową, straszną i męczącą karę. Tym razem nie
zostawi ich samych. Tego był pewien, bez niego nie będzie to karą. I nagle
dostał olśnienia. Na policzkach pojawiły się zmarszczki, a cała twarz
wykrzywiła się z złośliwie chorym grymasie. Oparł się na lasce i w spokoju
poczekał, aż dołączy do nich rudy chłopak. Fred nie był w dobrym nastroju. Miał
na sobie wygniecione, ubrudzone sosem rzeczy i zaspane oczy. Dłonie mu drgały,
w typowy dla uzależnionego gracza, sposób. Markotał niewyraźnie pod nosem i
przeklinał ten dzień. Ku zaskoczeniu wszystkich, Augustusa ucieszył ten widok.
Wyprostował się i zaprowadził uczniów na tyły domu Clio. Stał tu ogromny
zbiornik na śmieci. Dozorca przypominał wcielenie zła, w czystej postaci.
-Macie posegregować śmieci.
– wycedził przez zęby. Z zadowoleniem oglądał reakcje mieszkańców domu, niemal
spijał ich frustracje i sprzeciw. Przysunął jedno z krzeseł ogrodowych i
rozsiadł się w nim usatysfakcjonowany. Lucrecia pisnęła i rozejrzała się po
przyjaciołach. Nikt nie wiedział, co ma właściwie robić. Pojemnik był wielki,
by do niego zajrzeć potrzeba było co najmniej taboretu, a co dopiero sięgnąć na
dno. Sama myśl o tym, że ktoś będzie musiał do niego wejść, przyprawiła
wszystkich o zawroty głowy. Dziś był dzień wywozu śmieci, więc było ich
naprawdę dużo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz