Augustus wskazał na Margo, by
przyniosła kilka czarnych worków. Zadecydował do którego, co mają wkładać i
patrzył z chorą satysfakcją na ich pracę. Nathaniel i Charles, jako najwyżsi z
chłopaków, sięgali po poszczególne śmieci z kosza i zrzucali je na trawę.
Reszta, oczywiście poza Lucrecią, Skyler, Ann, Phyllis, Colinem i Willem,
segregowali je w workach. Nie było to przyjemne zajęcie. Słońce grzało
niemiłosiernie, a w powietrzu unosił się odpychający zapach. Po godzinie
Augustusa znużył ten widok, wszedł więc do domu i zostawił nastolatków samych.
Kiedy na ziemi leżało już kilka wypełnionych worków, wszyscy ustawili się w
szeregu. Augustus stał w szklanych drzwiach i sączył zimną herbatę. Chłopcy
byli zlani potem, pozdejmowali koszulki. Dziewczęta bez końca otrzepywały swoje
ubrania z niekończących się warstw brudu.
-Bardzo ładnie. – skwitował dozorca,
chwytając ustami słomkę. Nikt nie wysilił się na uśmiech. Uczniowie marzyli
jedynie o prysznicu. Jednak to nie był koniec ich kary. Najgorsza część miała
dopiero nadejść. Stali w żarzącym słońcu jeszcze kwadrans. Potem do ogrodzenia
podjechała śmieciarka i na ich oczach wrzuciła wszystkie worki do jednego
zbiornika. Z samochodu wyszli ludzie i rozlali się po całym terenie internatu.
Uczniowie poczuli nienawiść do dozorcy, któremu o to właśnie chodziło. Kara
dobiegła końca, osiągając rezultat. Stanął bokiem, by przepuścić stadko
nastolatków. Fred zawołał radośnie, nie zdając sobie nawet sprawy, że cała jego
praca poszła właśnie na darmo. Ruszył w stronę D.A., wymachując rękami.
W całym domu były tylko cztery
łazienki, więc przed każdą z nich ustawiły się kolejki. Ten dzień można było
zdecydowanie uznać za nieudany. Sky, Luci, Jaga i Bri upadły na swoje łóżka bez
ochoty do życia. Jednak w tym momencie płócienna torba hipiski odbiła się od
materaca i wypadła z niej cienka książka w skórzanej oprawie. Dziewczyna
zamachała w powietrzu nóżkami, na znak bezradności. Nie miała nawet siły się
podnieść. Na szczęście Britney, która zawsze tryskała energią, zerwała się na
równe nogi. Podniosła egipski słownik i usiadła po turecku na dywanie, po
środku pokoju. Przyglądała się starożytnym wzorom z wielkim zaciekawieniem. Sky
podniosła się na łokciach i sięgnęła po zrzucone, śmierdzące jeansy. Wyciągnęła
z kieszeni małą, kruchą karteczkę. Podała ją przyjaciółce, nie schodząc z
pościeli. Bri położyła palec na pierwszym symbolu. Przedstawiał on głowę
faraona z profilu, zawijas i kilka wzorków. To jej dużo mówiło. Drugi ukazywał
jakby liść, bądź kwiat. Sprawdzała każdy obraz ze słownikiem, szukając
odpowiedników. Luci wyrwała ze swojego notatnika czystą kartkę i wręczyła ją
szatynce. Bri zapisywała każde odgadnione słowo i frazę. Kiedy przetłumaczyła
już całość oczy jej zaświeciły, a ciało zadrżało. Odczytała litery ściszonym
głosem.
„Czczony, biały syn najwspanialszych
wód
Pojący, żywiący, delikatny jak cud
Siedem płatków wyrytych w marmurze
Kamienie pozostawią ślad na skórze
Cierpieć, by bladnąć
Szlachetność odgadnąć
Ogarniający mrok prowadzić je będzie
Przeszywające, mroczne, czarne serce
Nieżyjące cienie martwych dusz
Gdy blade słońce wyruszy w swą podróż
By wskazać wybrańcowi księgę umarłych
I siedem kryształów pobladłych.”
Podniosła wzrok z nad notatki na
przyjaciółki. Na ich twarzach malowało się niezrozumienie i przerażenie. Kolejna
szaleńcza zagadka. Jeszcze gorsza. Złowroga. Przeszedł je zimny dreszcz. Na
szczęście była z nimi Jagoda. Podeszła do tego racjonalnie. Wzięła rymowankę i
przejechała bystrymi, zielonymi oczami po każdym wersie.
-„Czczony, biały syn
najwspanialszych wód. Pojący, żywiący, delikatny jak cud.” – powtórzyła pewnym
głosem. Przetarła okulary. To jest proste, musi być. Zastanówmy się. „Biały syn
wód”. Oczywiście. Wstała z łóżka i włączyła laptopa. Wpisała frazę „Egipski
kwiat”. Wyszło ponad dwa miliony wyników. Jednym z nich było, tak jak się
spodziewała, „Lotos”.
-„Rodzaj roślin z rodziny
lotosowatych. Należą do niego dwa gatunki występujące w Ameryce Północnej, Azji
i Europie.” Dobrze. – mruknęła pod nosem. Wszystko się zgadza. Dwa gatunki,
całe szczęście, że tylko tyle.
-„Pojący, żywiący?” – zaklaskała w
dłonie i odwróciła laptopa w kierunku przyjaciółek. Na ekranie pojawił się
nagłówek głoszący „Lotos Orzechodajny.” Przysunęły się bliżej, strach ustąpił
miejsca ciekawości.
-Ale… co teraz mamy z tym zrobić? –
zapytała Brit.
-Rozszyfrujemy całość to może będzie
miało większy sens. – rudowłosa mrugnęła do koleżanki. Przekręciła komputer.
-„Siedem płatków wyrytych w
marmurze.” – powtórzyła ponownie. Lucrecia podniosła dłoń do góry, jakby była
na lekcji. Sky popatrzyła na nią z uśmieszkiem i kiwnęła nieznacznie.
-W tej sali z posągami jest kolumna
z takimi małymi wydrążeniami. – pisnęła, jakby bała się, że coś źle powie.
-Tak! A tych wydrążeń jest siedem! –
Jaga wskazała paznokciem na fragment zagadki.
-A patrzcie tutaj. „Siedem płatków
wyrytych w marmurze”, a potem jest „Siedem kryształów pobladłych.” –
powiedziała Britney. Dziewczyny odruchowo spojrzały na swoje diamenty.
-Pobladłych. – rzekła rudowłosa,
jakby właśnie nastąpił w niej przełom.
-Właśnie dlatego mój kryształ
wydawał się jaśniejszy niż na początku. One bladną! – zawołała radośnie.
Wyobraziła sobie naukowca wykrzykującego „Eureka!”. Bledną po użyciu, a są
odpowiednikami bogów, którzy je nosili. Horus sprawował pieczę nad niebem,
granatowy kryształ Jagi zmienił pogodę. Wszystko wydawało się takie oczywiste.
-A ten fragment o pozostawianiu
śladu na skórze? – przypomniała Britney.
-„Cierpieć, by bladnąć”. –
odpowiedziała bez namysły Jaga. Skyler momentalnie odpięła złoty łańcuszek i
cisnęła go na podłogę.
-Nic nie skazi mojej cery! Nawet
diament! – wrzasnęła niespodziewanie.
-Spokojnie Skyler, mi się jakoś nic
nie stało, a już raz naruszyłam pogodę. – dla dowodu okularnica opuściła
dekolt, na wysokość mostka. Ciemnoniebieski kryształ zwisał swobodnie na
rzemieniu. Jej brzoskwiniowa, piegowata skóra była nienaruszona. Skyler
niechętnie sięgnęła po łańcuszek i zapięła go na szyi. Przetarła go kciukiem. I
nagle coś się zmieniło.
Jej bursztynowe tęczówki ściemniały,
źrenice rozszerzyły się, sprawiając, że całe oczy wydawały się czarne. Skóra
przybrała pistacjowy odcień, podobnie jak wargi, które były odrobinę
rozchylone. Podniosła się z kolan i uniosła podbródek. Jej krótkie włosy były
uniesione, a cała wyglądała jak nawiedzona. Dłonie jej drżały, a rysy
wygładziły, jakby miała twarz zrobioną z porcelany.
-Skyler… – Britney podeszła do
przyjaciółki i złapała ją za nadgarstek. Był lodowaty. Całe oczy dziewczyny
wypełniał nieskończony mrok, nie wyrażający żadnych emocji.
-Co się dzieje?! – pisnęła
przerażona Lucrecia.
dlaczego mi to robisz?! ja chcę więcej! nienawidzęcię za twój piekielny umysł który kazał ci skończyć rozdział w tym właśnie momencie! domagam się kontynuacji, już! teraz i wej chwili! jak śmiesz kazać mi tak cierpieć?! NIE MASZ SERCA.
OdpowiedzUsuńNo dokłanie ja się zggadzam z Ami w takim miejscu skończyć. No ale trudno poczekam sobie na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńEwelynu