sobota, 23 marca 2013

Część 15


Skyler obracała w palcach mały kryształek. Wpatrywała się w jego gładkie, połyskujące ścianki. Wymieniła skórzany rzemyk, który był przewleczony przez małe kółeczko, przymocowane do jednego z brzegów diamentu na złoty łańcuszek z drobnych oczek. Była zachwycona.

Przyjaciółki przebywały w piwnicy zaledwie trzydzieści siedem minut, a wydawało im się, że minęły całe wieki. Jagoda siedziała na szerokim, wysuniętym parapecie. Delikatnie dotykała drobnych igieł kaktusa w ceramicznej, niebieskiej doniczce. Wyglądała beztrosko, patrząc przez otwarte okno. Grzała rumianą twarz w ciepłych promieniach słońca. Duże, okrągłe okulary leżały na białym biurku obok. Rzadko je zdejmowała, można było wtedy zobaczyć jej maleńką, brązową plamkę na lewej tęczówce. Jej rzęsy były niezwykle jasne, ze względu na rude włosy. Pomimo gorącego wyznania i wiary w naturalność, miała je zawsze pomalowane ciemnym tuszem. Obróciła się tak, by objąć wzrokiem cały pokój. Kontury były lekko zamazane. Spojrzała na Lucrecie, która właśnie przystawiała ciemnoróżowy kryształ do ucha, a następnie obojczyków, mierząc, gdzie lepiej pasuje. Był już zawieszony na białym złocie. Britney przyczepiła swój bordowy do ulubionej bransoletki. Jedynie Jaga nie zdjęła długiego rzemienia. Zawiązała go sobie na szyi, tak, że zwisał swobodnie na linii biustu. Jego granatowy blask zniknął, kiedy wpadł pod materiał koszuli. Nie miała zamiaru go pokazywać, w przeciwieństwie do koleżanek.

Skórzany rzemyk był przyjemny w dotyku, choć odrobinę zesztywniały. Podrapała się po karku i znowu spojrzała w niebo. Chmury drgnęły i przybrały ciemny, intensywny kolor. Zmrużyła powieki i zacisnęła usta, wpatrując się w nie. Wiły się niespokojnie, niczym napędzane huraganem. Czy to się dzieje? Gwałtowny wiatr zmieniał ich kształty i co chwila dmuchał rudowłosej w piegowatą twarz. Chwyciła okulary i założyła je z powrotem na nos. Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie. Framuga okna zaskrzypiała nieznośnie i poruszyła się. Do pomieszczenia wdarło się chłodne powietrze. Sky zwróciła głowę w jej kierunku, podobnie jak reszta współlokatorek. Rude włosy Jagi zostały zwiane na plecy, jednak oczy wciąż były szeroko otwarte. Szkła chroniły je, chociaż i tak po policzku ściekło kilka bezbarwnych, słonych kropli. Chmury przyjęły nowy kształt. Niespotykany.

Rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Dochodził z dołu, był dość odległy, ale wystarczający, żeby wyrwać dziewczęta z namysłu. Odwróciły się zdezorientowane. Wszystkie z wyjątkiem Jagody, która jako jedyna zdążyła zobaczyć. Wpatrywała się w nie do końca zrozumiały znak.

-Ruda! – zawołała wesoło Britney, wychylając się przez otwarte drzwi. Gdyby widziała. Reszta przyjaciółek schodziła już po schodach. Hipiska zamrugała i rozluźniła mięśnie. Chmury rozeszły się, jakby ktoś wylał na nie ciepłe mleko. Zamieniły się w drobne obłoczki, białe i puszyste niczym wata cukrowa. Niebo przybrało na powrót przyjemny, błękitny odcień.

-No, idziesz? – szatynka szturchnęła koleżeńsko Jagę w ramię. Dziewczyna pokiwała w odpowiedzi. Zeskoczyła z parapetu, zamknęła białe okno. Zbiegły na parter i dołączyły do reszty. W korytarzu stali wszyscy mieszkańcy domu Clio. Nawet Will siedział w salonie na pasiastej kanapie. Rzucał ukradkowe spojrzenia w kierunku grupy nastolatków spod swojej czarnej grzywki. Miał założone ręce na znak buntu, co na pewno nie było do końca wygodne w skórzanej, czarnej, motocyklowej kurtce. Ray i Logan również trzymali się nieco z tyłu. Jeremy miał zwężone oczy, a jego lśniące blond włosy, wydawały się ciemniejsze niż zazwyczaj.

-A wy, widziałyście moją książkę? – zapytał bezpośrednio, błagalnym tonem, kiedy przyjaciółki zeszły z ostatniego stopnia. Luci popatrzyła na Sky z desperacją w oczach. Na szczęście to nie ona była od podejmowania decyzji. Nie ma powodu do paniki.

-One? Książkę? Nie żartuj. Zdziwiłabym się, gdyby wiedziały, co to jest. – syknęła Annie i zaniosła się cierpkim śmiechem. Phyllis również się uśmiechnęła, jednak kiedy napotkała wzrok swojej eks-przyjaciółki, jej twarz spochmurniała. W głębi duszy naprawdę brakowało jej Sky. Ona tymczasem rzuciła piorunujące spojrzenie im obu. Nie mogła okazać słabości, nawet gdyby zapragnęła objąć mulatkę właśnie w tej chwili. Ale trudno. Miała swoją szansę. Ona drugi raz przepraszać nie będzie.

-To nie była książka Nathaniela? – wtrąciła się Britney, pomijając uwagę Foxy. Mimowolnie spojrzała na niego szarymi oczami. Jeremy pokręcił głową.

-Nie. To ja ją wypożyczyłem. On ją wziął tylko na chwilę, żeby sprawdzić coś do referatu. – opuścił ramiona, okazując smutek.

-Już wszędzie szukałem. Nie pytałem jeszcze tylko was. Byłyście moją ostatnią nadzieją. – dodał zawiedziony. Nath wyraźnie unikał jego spojrzenia. Czuł się winny. Charles stał z Colinem koło drzwi do piwnicy i wymownie patrzył na Sky, czekając na jakąkolwiek reakcję. Tymczasem ona była niewzruszona.


Do przedpokoju wlało się dzienne, słoneczne światło, na którego tle idealnie było widać zarysy dwóch postaci. Jedna była średniego wzrostu o krzywych nogach, co sprawiało, że wyglądały na jeszcze chudsze. Niezdrowo. Druga była wyższa, dobrze zbudowana,  z szerokimi ramionami. Zamknęli za sobą drzwi i momentalnie można było dostrzec każdy drobny szczegół, kiedy tylko wyszli z mroku sieni. Kakaowe oczy dziewczyny ukryte były za mgłą, a chłopak aż promieniował. Można by pomyśleć, że bawią go jej łzy. Nastolatki krzywo na niego spojrzały. Mimo że był przystojny, Sky wyczuwała, że będą z nim same kłopoty. Miał nienaturalnie zielone oczy. Wręcz kosmiczne. Takiego koloru nie sposób opisać za pomocą barw, które znała. Na jej bladej twarzy nie malowały się żadne emocje. Will rzucił nowo przybyłemu pogardliwy uśmieszek. Blais to zignorował, przejął pudło, które trzymała Veronica i uśmiechną się do niej ciepło. Odwzajemniła, choć z trudem i żalem. Rozejrzała się niepewnie po korytarzu. Miała ogromną ochotę uściskać go na pożegnanie, dać małego całusa w policzek, cokolwiek. Jednak wpatrywało się w nią piętnaście, niemal obcych par oczu. Przełknęła głośno ślinę. „Dziękuję.” Szepnął Blais, kiedy się odwróciła. Nie była pewna, czy chodzi mu o pomoc w przeprowadzce, czy o to, że się powstrzymała i nie narobiła mu wstydu. Łzy znowu zgromadziły się pod powiekami. Nie odwróciła się już. Po prostu wyszła, zostawiając ukochanego na pastwę innych dziewczyn. A on spokojnie patrzył jak odchodzi.

Wszyscy obserwowali nowego mieszkańca domu.

-Nie brzydka. – rzucił Will, a jego głosie można było wyczuć ironię i drwinę.

-Szkoda, że nie miałeś jaj, żeby coś z nią zrobić. – uśmiechnął się złośliwie i odgarnął czarne kosmyki z oka. Jego szare tęczówki niemal przesycone były goryczą i niechęcią. Uśmiechał się jadowicie. Minął Ray’ a i Logana i zniknął w swoim pokoju, zatrzaskując drzwi. Koniec przedstawienia.

-Zignoruj go. – zawołała rozpromieniona Phyllis. Nowy przystojniak na horyzoncie. Ann uniosła kąciki ust, zmrużyła uwodzicielsko oczy i kokieteryjnie zakręciła biodrami.

-To głupi osiłek, który zgrywa twardziela. – czerwonowłosa puściła mu oczko.

-Okej. – odparł bez namysłu. Włożył karton pod pachę, drugie trzymał w rękach. Przyglądał się wszystkich tymi swoimi, kosmicznymi oczami. Czas się dłużył.

-Pokaże mi ktoś pokój? – nie wytrzymał. Próbował, by jego pytanie nie brzmiało arogancko, ale nie do końca mu wyszło. Skyler uniosła brwi. Zrobiła gwałtowny krok w jego stronę i palcem wskazującym dotknęła jego klatki piersiowej, wiercąc mu dziurę.

-Nie pozwalaj sobie. Dopiero tu wszedłeś. – jej ton brzmiał bardzo poważnie. Nie była w najlepszym humorze, a nakręcało ją jeszcze ciekawskie spojrzenie Ann.

-Lepiej się pilnuj, jeśli nie chcesz mieć kłopotów jeszcze w tym domu. – warknęła. Odepchnęła go lekko, obróciła się na pięcie i wbiegła na piętro. Stanowczo. Tak, od razu należy pokazać, kto tu rządzi.

-Dobra, to chodź. – Nathan przyjaźnie machnął dłonią, wskazując odpowiednią stronę. Chłopak od razu poszedł za nim. Ray i Logan prychali co jakiś czas, jakby już dłużej nie mogli się powstrzymywać od śmiechu. Kiedy Blais zniknął za rogiem, wybuchli. Jeremy stał tuż pod sporym żyrandolem i kiwał bezradnie głową.

-Książka się znajdzie. – oznajmiła Lucrecia, dodając perlisty uśmiech. Jeremy spojrzał na nią równie błękitnymi oczami, jak jej własne. Wyglądali niemal jak rodzeństwo.

-Blais będzie w pokoju z Williamem. Zastanawiam się, co z tego wyniknie. A najgorsze jest to, że to też mój pokój. – załamał ręce. „Biedaczysko.” Pomyślała Luci. Uszczypnęła go delikatnie w bok, a chłopak odskoczył jak korek wystrzelony na sylwestra. Towarzyszył temu pisk, przypominający śmiech.

-Nie martw się. – powtórzyła jasnowłosa z przekonaniem. Na twarzy nastolatka malowała się wdzięczność. Odwrócił się i poszedł za kolegami.

-Co się głupki, śmiejecie? – powiedziała podirytowana Bri, patrząc na dwóch hałaśliwych przyjaciół. Niższy, czarnowłosy Logan odburknął coś pod nosem. Miał spore kompleksy związane ze wzrostem, a dodatkowo Britney, jako najwyższa ze wszystkich dziewczyn, była również wyższa od niego. Nie lubił kontaktu z płcią przeciwną. Nie lubił. Może się raczej bał, ale do tego, by się nigdy nie przyznał. Ray spojrzał na Lucrecie, stojącą obok Brit. Miała niezadowoloną minę.

-Powinniście być raczej mili! – krzyknęła z wyrzutem i walnęła chłopaka w ramię drobną piąstką. Szatyn spojrzał na nią przepraszająco. Uwodzicielsko podniósł i opuścił brwi. Luci zachichotała i jeszcze raz go szturchnęła, tym razem lżej. Logan przewrócił oczami. Zaczął bawić się jednym ze swoich licznych loczków. Britney spojrzała na przyjaciółkę i roztrzepanego chłopaka, uśmiechnęła się do siebie. Wzięła Jagodę pod rękę i razem weszły po schodach. Logan jeszcze bardziej się skwasił. Na odchodne Bri posłała mu lodowate spojrzenie. Nie tak przekonujące jak Skyler, ale wystarczające. Nastolatek wszedł so salonu z ramionami niemal przy uszach.


Na środku korytarza, na grubym dywanie, pod pięknym żyrandolem stała Lucrecia i Ray. Naprzeciwko siebie. Tym razem nic nie mogło im przeszkodzić. Ray spojrzał w dół na zwisającą bezwładnie dłoń dziewczyny. Objął ją delikatnie, tak jak wtedy podczas obiadu. Miał niepohamowaną ochotę, żeby przed nią uklęknąć, ale czuł, że byłoby to nie na miejscu. Czuł, że trzyma w rękach bezcenny skarb. Jakby cały świat należał teraz do niego. Lucrecia uśmiechała się serdecznie i jej policzki lekko się zaróżowiły. Mogliby tak stać w nieskończoność. Po prostu stać i wpatrywać się w siebie nawzajem. Ale należało coś powiedzieć. Myśl, myśl, myśl. Coś, żeby niczego nie zepsuć. Czuł, że serce wali mu tak szybko, jakby chciało uciec. Otworzyć usta, a oczy dziewczyny zapłonęły nowym blaskiem.

-Luci…  – spuścił wzrok na ich splecione dłonie i znów na jej twarz.  Ścisnęła go delikatnie, jakby chciała go wesprzeć. Zachęcić. Zwilżył wargi, a ona patrzyła na niego wyczekująco, jak zaczarowana.
Nagle drzwi do przedsionka otworzyły się z piskiem. Stał w nich wysoki, zgarbiony mężczyzna.

1 komentarz: