Skyler
obracała w palcach mały kryształek. Wpatrywała się w jego gładkie, połyskujące
ścianki. Wymieniła skórzany rzemyk, który był przewleczony przez małe kółeczko,
przymocowane do jednego z brzegów diamentu na złoty łańcuszek z drobnych oczek.
Była zachwycona.
Przyjaciółki
przebywały w piwnicy zaledwie trzydzieści siedem minut, a wydawało im się, że
minęły całe wieki. Jagoda siedziała na szerokim, wysuniętym parapecie.
Delikatnie dotykała drobnych igieł kaktusa w ceramicznej, niebieskiej doniczce.
Wyglądała beztrosko, patrząc przez otwarte okno. Grzała rumianą twarz w
ciepłych promieniach słońca. Duże, okrągłe okulary leżały na białym biurku
obok. Rzadko je zdejmowała, można było wtedy zobaczyć jej maleńką, brązową
plamkę na lewej tęczówce. Jej rzęsy były niezwykle jasne, ze względu na rude włosy.
Pomimo gorącego wyznania i wiary w naturalność, miała je zawsze pomalowane
ciemnym tuszem. Obróciła się tak, by objąć wzrokiem cały pokój. Kontury były
lekko zamazane. Spojrzała na Lucrecie, która właśnie przystawiała ciemnoróżowy
kryształ do ucha, a następnie obojczyków, mierząc, gdzie lepiej pasuje. Był już
zawieszony na białym złocie. Britney przyczepiła swój bordowy do ulubionej
bransoletki. Jedynie Jaga nie zdjęła długiego rzemienia. Zawiązała go sobie na
szyi, tak, że zwisał swobodnie na linii biustu. Jego granatowy blask zniknął,
kiedy wpadł pod materiał koszuli. Nie miała zamiaru go pokazywać, w
przeciwieństwie do koleżanek.
Skórzany
rzemyk był przyjemny w dotyku, choć odrobinę zesztywniały. Podrapała się po
karku i znowu spojrzała w niebo. Chmury drgnęły i przybrały ciemny, intensywny
kolor. Zmrużyła powieki i zacisnęła usta, wpatrując się w nie. Wiły się
niespokojnie, niczym napędzane huraganem. Czy to się dzieje? Gwałtowny wiatr
zmieniał ich kształty i co chwila dmuchał rudowłosej w piegowatą twarz. Chwyciła
okulary i założyła je z powrotem na nos. Jej źrenice rozszerzyły się
gwałtownie. Framuga okna zaskrzypiała nieznośnie i poruszyła się. Do
pomieszczenia wdarło się chłodne powietrze. Sky zwróciła głowę w jej kierunku,
podobnie jak reszta współlokatorek. Rude włosy Jagi zostały zwiane na plecy,
jednak oczy wciąż były szeroko otwarte. Szkła chroniły je, chociaż i tak po
policzku ściekło kilka bezbarwnych, słonych kropli. Chmury przyjęły nowy
kształt. Niespotykany.
Rozległ
się dźwięk pukania do drzwi. Dochodził z dołu, był dość odległy, ale
wystarczający, żeby wyrwać dziewczęta z namysłu. Odwróciły się zdezorientowane.
Wszystkie z wyjątkiem Jagody, która jako jedyna zdążyła zobaczyć. Wpatrywała
się w nie do końca zrozumiały znak.
-Ruda! –
zawołała wesoło Britney, wychylając się przez otwarte drzwi. Gdyby widziała.
Reszta przyjaciółek schodziła już po schodach. Hipiska zamrugała i rozluźniła
mięśnie. Chmury rozeszły się, jakby ktoś wylał na nie ciepłe mleko. Zamieniły
się w drobne obłoczki, białe i puszyste niczym wata cukrowa. Niebo przybrało na
powrót przyjemny, błękitny odcień.
-No,
idziesz? – szatynka szturchnęła koleżeńsko Jagę w ramię. Dziewczyna pokiwała w
odpowiedzi. Zeskoczyła z parapetu, zamknęła białe okno. Zbiegły na parter i
dołączyły do reszty. W korytarzu stali wszyscy mieszkańcy domu Clio. Nawet Will
siedział w salonie na pasiastej kanapie. Rzucał ukradkowe spojrzenia w kierunku
grupy nastolatków spod swojej czarnej grzywki. Miał założone ręce na znak
buntu, co na pewno nie było do końca wygodne w skórzanej, czarnej, motocyklowej
kurtce. Ray i Logan również trzymali się nieco z tyłu. Jeremy miał zwężone
oczy, a jego lśniące blond włosy, wydawały się ciemniejsze niż zazwyczaj.
-A wy,
widziałyście moją książkę? – zapytał bezpośrednio, błagalnym tonem, kiedy
przyjaciółki zeszły z ostatniego stopnia. Luci popatrzyła na Sky z desperacją w
oczach. Na szczęście to nie ona była od podejmowania decyzji. Nie ma powodu do
paniki.
-One?
Książkę? Nie żartuj. Zdziwiłabym się, gdyby wiedziały, co to jest. – syknęła
Annie i zaniosła się cierpkim śmiechem. Phyllis również się uśmiechnęła, jednak
kiedy napotkała wzrok swojej eks-przyjaciółki, jej twarz spochmurniała. W głębi
duszy naprawdę brakowało jej Sky. Ona tymczasem rzuciła piorunujące spojrzenie
im obu. Nie mogła okazać słabości, nawet gdyby zapragnęła objąć mulatkę właśnie
w tej chwili. Ale trudno. Miała swoją szansę. Ona drugi raz przepraszać nie
będzie.
-To nie
była książka Nathaniela? – wtrąciła się Britney, pomijając uwagę Foxy.
Mimowolnie spojrzała na niego szarymi oczami. Jeremy pokręcił głową.
-Nie. To
ja ją wypożyczyłem. On ją wziął tylko na chwilę, żeby sprawdzić coś do
referatu. – opuścił ramiona, okazując smutek.
-Już
wszędzie szukałem. Nie pytałem jeszcze tylko was. Byłyście moją ostatnią nadzieją.
– dodał zawiedziony. Nath wyraźnie unikał jego spojrzenia. Czuł się winny. Charles
stał z Colinem koło drzwi do piwnicy i wymownie patrzył na Sky, czekając na
jakąkolwiek reakcję. Tymczasem ona była niewzruszona.
Do
przedpokoju wlało się dzienne, słoneczne światło, na którego tle idealnie było
widać zarysy dwóch postaci. Jedna była średniego wzrostu o krzywych nogach, co
sprawiało, że wyglądały na jeszcze chudsze. Niezdrowo. Druga była wyższa,
dobrze zbudowana, z szerokimi ramionami.
Zamknęli za sobą drzwi i momentalnie można było dostrzec każdy drobny szczegół,
kiedy tylko wyszli z mroku sieni. Kakaowe oczy dziewczyny ukryte były za mgłą,
a chłopak aż promieniował. Można by pomyśleć, że bawią go jej łzy. Nastolatki
krzywo na niego spojrzały. Mimo że był przystojny, Sky wyczuwała, że będą z nim
same kłopoty. Miał nienaturalnie zielone oczy. Wręcz kosmiczne. Takiego koloru
nie sposób opisać za pomocą barw, które znała. Na jej bladej twarzy nie
malowały się żadne emocje. Will rzucił nowo przybyłemu pogardliwy uśmieszek.
Blais to zignorował, przejął pudło, które trzymała Veronica i uśmiechną się do
niej ciepło. Odwzajemniła, choć z trudem i żalem. Rozejrzała się niepewnie po
korytarzu. Miała ogromną ochotę uściskać go na pożegnanie, dać małego całusa w
policzek, cokolwiek. Jednak wpatrywało się w nią piętnaście, niemal obcych par
oczu. Przełknęła głośno ślinę. „Dziękuję.” Szepnął Blais, kiedy się odwróciła.
Nie była pewna, czy chodzi mu o pomoc w przeprowadzce, czy o to, że się
powstrzymała i nie narobiła mu wstydu. Łzy znowu zgromadziły się pod powiekami.
Nie odwróciła się już. Po prostu wyszła, zostawiając ukochanego na pastwę
innych dziewczyn. A on spokojnie patrzył jak odchodzi.
Wszyscy
obserwowali nowego mieszkańca domu.
-Nie
brzydka. – rzucił Will, a jego głosie można było wyczuć ironię i drwinę.
-Szkoda,
że nie miałeś jaj, żeby coś z nią zrobić. – uśmiechnął się złośliwie i odgarnął
czarne kosmyki z oka. Jego szare tęczówki niemal przesycone były goryczą i
niechęcią. Uśmiechał się jadowicie. Minął Ray’ a i Logana i zniknął w swoim
pokoju, zatrzaskując drzwi. Koniec przedstawienia.
-Zignoruj
go. – zawołała rozpromieniona Phyllis. Nowy przystojniak na horyzoncie. Ann
uniosła kąciki ust, zmrużyła uwodzicielsko oczy i kokieteryjnie zakręciła
biodrami.
-To
głupi osiłek, który zgrywa twardziela. – czerwonowłosa puściła mu oczko.
-Okej. –
odparł bez namysłu. Włożył karton pod pachę, drugie trzymał w rękach.
Przyglądał się wszystkich tymi swoimi, kosmicznymi oczami. Czas się dłużył.
-Pokaże
mi ktoś pokój? – nie wytrzymał. Próbował, by jego pytanie nie brzmiało
arogancko, ale nie do końca mu wyszło. Skyler uniosła brwi. Zrobiła gwałtowny
krok w jego stronę i palcem wskazującym dotknęła jego klatki piersiowej,
wiercąc mu dziurę.
-Nie
pozwalaj sobie. Dopiero tu wszedłeś. – jej ton brzmiał bardzo poważnie. Nie
była w najlepszym humorze, a nakręcało ją jeszcze ciekawskie spojrzenie Ann.
-Lepiej
się pilnuj, jeśli nie chcesz mieć kłopotów jeszcze w tym domu. – warknęła.
Odepchnęła go lekko, obróciła się na pięcie i wbiegła na piętro. Stanowczo.
Tak, od razu należy pokazać, kto tu rządzi.
-Dobra,
to chodź. – Nathan przyjaźnie machnął dłonią, wskazując odpowiednią stronę. Chłopak
od razu poszedł za nim. Ray i Logan prychali co jakiś czas, jakby już dłużej
nie mogli się powstrzymywać od śmiechu. Kiedy Blais zniknął za rogiem,
wybuchli. Jeremy stał tuż pod sporym żyrandolem i kiwał bezradnie głową.
-Książka
się znajdzie. – oznajmiła Lucrecia, dodając perlisty uśmiech. Jeremy spojrzał
na nią równie błękitnymi oczami, jak jej własne. Wyglądali niemal jak
rodzeństwo.
-Blais
będzie w pokoju z Williamem. Zastanawiam się, co z tego wyniknie. A najgorsze
jest to, że to też mój pokój. – załamał ręce. „Biedaczysko.” Pomyślała Luci.
Uszczypnęła go delikatnie w bok, a chłopak odskoczył jak korek wystrzelony na
sylwestra. Towarzyszył temu pisk, przypominający śmiech.
-Nie
martw się. – powtórzyła jasnowłosa z przekonaniem. Na twarzy nastolatka
malowała się wdzięczność. Odwrócił się i poszedł za kolegami.
-Co się
głupki, śmiejecie? – powiedziała podirytowana Bri, patrząc na dwóch hałaśliwych
przyjaciół. Niższy, czarnowłosy Logan odburknął coś pod nosem. Miał spore
kompleksy związane ze wzrostem, a dodatkowo Britney, jako najwyższa ze
wszystkich dziewczyn, była również wyższa od niego. Nie lubił kontaktu z płcią
przeciwną. Nie lubił. Może się raczej bał, ale do tego, by się nigdy nie przyznał.
Ray spojrzał na Lucrecie, stojącą obok Brit. Miała niezadowoloną minę.
-Powinniście
być raczej mili! – krzyknęła z wyrzutem i walnęła chłopaka w ramię drobną
piąstką. Szatyn spojrzał na nią przepraszająco. Uwodzicielsko podniósł i
opuścił brwi. Luci zachichotała i jeszcze raz go szturchnęła, tym razem lżej.
Logan przewrócił oczami. Zaczął bawić się jednym ze swoich licznych loczków.
Britney spojrzała na przyjaciółkę i roztrzepanego chłopaka, uśmiechnęła się do
siebie. Wzięła Jagodę pod rękę i razem weszły po schodach. Logan jeszcze
bardziej się skwasił. Na odchodne Bri posłała mu lodowate spojrzenie. Nie tak
przekonujące jak Skyler, ale wystarczające. Nastolatek wszedł so salonu z
ramionami niemal przy uszach.
Na
środku korytarza, na grubym dywanie, pod pięknym żyrandolem stała Lucrecia i
Ray. Naprzeciwko siebie. Tym razem nic nie mogło im przeszkodzić. Ray spojrzał
w dół na zwisającą bezwładnie dłoń dziewczyny. Objął ją delikatnie, tak jak
wtedy podczas obiadu. Miał niepohamowaną ochotę, żeby przed nią uklęknąć, ale
czuł, że byłoby to nie na miejscu. Czuł, że trzyma w rękach bezcenny skarb.
Jakby cały świat należał teraz do niego. Lucrecia uśmiechała się serdecznie i
jej policzki lekko się zaróżowiły. Mogliby tak stać w nieskończoność. Po prostu
stać i wpatrywać się w siebie nawzajem. Ale należało coś powiedzieć. Myśl,
myśl, myśl. Coś, żeby niczego nie zepsuć. Czuł, że serce wali mu tak szybko,
jakby chciało uciec. Otworzyć usta, a oczy dziewczyny zapłonęły nowym blaskiem.
-Luci… – spuścił wzrok na ich splecione dłonie i
znów na jej twarz. Ścisnęła go
delikatnie, jakby chciała go wesprzeć. Zachęcić. Zwilżył wargi, a ona patrzyła
na niego wyczekująco, jak zaczarowana.
Nagle drzwi do przedsionka otworzyły się z piskiem.
Stał w nich wysoki, zgarbiony mężczyzna.
Ah jakie to piękne i romantyczna ah
OdpowiedzUsuńEwelynu