Przyjrzała
się zimnej twarzy posągu, przedstawiającego kobietę. Jej szlachetne rysy
ukazywały spokój i skupienie. Z jej kamiennym włosów wystawało wielkie pióro,
mimo materiału z którego było zrobione, wydawało się niezwykle lekkie. Tak samo
jak tkanina, okrywająca jej biodra. Palce miała zaciśnięte na pętli,
przymocowanej do litery „T”. „Ciągle się powtarza.” Zauważyła nastolatka.
-Tej
bogini też nie kojarzę. – powiedziała nieco zawiedzionym głosem, jakby ją
przepraszając. Jeszcze jeden krok w prawo.
-Horus!
– prawie krzyknęła, widząc krótki dziób sokoła. Małe oczy, wierciły dziurę w
jej brzuchu niczym świdry, jednak nie cofnęła się. powtórzyła parę razy jego
imię. Imię jednego z najważniejszych bogów starożytnego Egiptu. Symbol
połączonego Egiptu i nieba. Poczuła przeszywający ją dreszcz i ugięła kolana.
Na wysokości jej pobladłej twarzy znalazła się jego twarda pięść. Otworzyła
szerzej oczy i powoli dotknęła dłonią przedmiotu, które trzymało każde z bóstw.
-Widziałam
już wcześniej ten znak. – powiedziała oszołomiona.
Jednak w
tym samym momencie przyjaciółki usłyszały trzask drzwi i dźwięk tłuczonej
szyby. „Augustus już wrócił!” Przyszło wszystkim przez myśl. Dziewczyny
zesztywniały. Uciekać? Przeczekać? Iść na przód? Nagle intensywny dreszcz
przeszedł przez ich ciała. Ledwie słyszalne brzdąknięcie kluczy. Schodzi do
piwnicy!
-Teraz
na pewno nie możemy wyjść! – jęknęła przerażona Britney.
-Nie
ruszajmy niczego. Nie wiemy co się stanie, a możemy tylko narobić hałasu. –
poleciła szeptem Skyler, pomimo to w jej głosie można było wyczuć nutę wahania.
Odejdzie. Bri, która stała najbliżej obrotowego regału, wychyliła głowę do
pokoju z książkami. Obserwowała uważnie sekretne przejście, które do otwarcia
wymagało jedynie przycisku. Oddychała bardzo szybko, a wśród panującej ciszy,
wydawało jej się, że jest doskonale słyszalny. Jagoda wyprostowała się i spięła
wszystkie mięśnie. Przesunęła się odrobinę i znalazła się za wszystkimi
posągami. W półmroku widziała zarysy ich doskonale wyrzeźbionych pleców. W
jednej chwili zamarła. Nie sparaliżował jej lodowaty wzrok Sky, który niemal
krzyczał „Co ty wyprawiasz?! Nie ruszaj się!”. Tuż obok niej stała ostatnia,
siódma figura. Największa ze wszystkich. Postać miała skrzyżowane racę na
piersi, w obu trzymała insygnia władzy królewskiej, które Jaga znała z
podręcznika do historii. Jeden przypominał berło, drugi bicz. Miał dużych
rozmiarów, jasną koronę, która kontrastowała z jego pomalowaną na zielono
twarzą. Części ciała pokrywały kamienne bandaże. Wyglądał jak śmiertelny faraon
w postaci mumii, który zamierza się obudzić. Jagoda oparła się plecami o
zakurzoną, ceglaną ścianę. Przyglądała się ze strachem w oczach profilowi
władcy podziemi. Boga śmierci i odrodzonego życia. „Wielkiego sędziego zmarłych”
podpowiedział jej rozum.
Ozyrys.
ROZDZIAŁ
VII
Była pewna od razu.
Przemknęła między murem tak, by znowu stać przodem do pozostałych figur. Skyler
miotała błyskawicami, jednak Jagodzie udało się przetrzymać jej przeszywające
spojrzenie. Nastolatki usłyszały ponowne trzaśnięcie i głośny, ale oddalający
się tupot. „Poszedł.” Przeleciało wszystkim przez myśl. Odetchnęły z ulgą.
-Mogłaś
nas narazić! – syknęła jeszcze szeptem czarnowłosa. Hipiska wzruszyła ramionami
i posłała koleżance złośliwy uśmieszek. Sky nie zareagowała.
-Powinnaś
tam zajrzeć. – dodała na głos, wskazując głową szczelinę między ścianą i
rzeźbami. Skyler zrobiła taki ruch, jakby odgarniała włosy z ramienia, jednak w
jej przypadku było to zupełnie bezsensowne. Jej krótkie kosmyki nawet nie
drgnęły. Przeszła wyprostowała przez wąskie przesmyk, a jej i tak chude nogi
wydały się przyjaciółkom niemal anorektyczne. „Skyler na pewno, by to
ucieszyło.” Pomyślała Jaga, spoglądając na swoje nieco zaokrąglone biodra. Gotka
jęknęła, ale po chwili udała, że kaszle. Nie chciała widzieć satysfakcji w
oczach rudowłosej. Podeszła bliżej pomnika i zauważyła kolejny kryształ.
Był
czarny. Krystalicznie czarny. To było niesamowite, że w mroku, widząc jedynie
kontury kształtów, mogła dostrzec taki szczegół. Jednak kamień wyróżniał się w
ciemnościach, choć kolorem niemalże się nie różnił. Świecił swoim własnym
blaskiem i czarował Skyler. Powoli wyciągnęła drżącą dłoń i położyła palce na
zimnym krysztale. W jednej chwili przez całe jej ciało przepłynął przerażający,
ale przyjemny prąd. Poczuła dreszcze satysfakcji. I nagle poczuła ogromną
potrzebę, by go mieć. Na własność. Zerwać go z szyi giganta i nosić z dumą, patrząc
jak ludzie jej zazdroszczą.
-Niesamowity,
prawda? – powiedziała z uznaniem rudowłosa. Skyler zamruczała, jakby po raz
pierwszy od dawna przyznawała jej rację. Nie interesowało ją to, że
przyjaciółka miała na myśli potężny, kamienny posąg egipskiego Boga. Britney na
nowo włączyła latarkę.
-Powinnyśmy
je wziąć? – wtrąciła subtelnie Lucrecia. Upatrzyła sobie amarantowy klejnocik
uwieszony na twardym karku Thotha, który zwisał swobodnie na jego klatce
piersiowej.
-Jest
ich siedem. – zauważyła Bri i podniosła oczy znad promienia latarki.
-Ja
biorę ten. – rzuciła Skyler, nie czekając na wspólną decyzję. Poczuła jak włosy
jeżą się jej na karku, jak u dzikiego zwierzęcia tuż przed skokiem na ofiarę.
Pochwyciła w obie ręce śliski, delikatny przedmiot i jednym, szybkim ruchem
pociągnęła go w dół, by zerwał rzemyk. Miała wrażenie że kamienne, surowe oczy
rzeźby zaświeciły blaskiem skradzionego diamentu. Cofnęła się, niemal upadając.
Czuła, jakby mierzyli się wzrokiem. Przeszła w pośpiechu przez szczelinę i
wypadła z niej jak torpeda, wpadając na Brit. Skarb kiwał się na sznurku,
wprawiony w ruch drżeniem jej dłoni. Bez słów, widząc postępek współlokatorki,
dziewczyny zaczęły zrywać kamienie. Britney skierowała światło na szkarłatny
kryształ, który poprzednio oślepił Jagodę. Lubiła czerwony. To był jej ulubiony
kolor. Stanęła na palcach i ostrożnie zsunęła naszyjnik przez głowę szakala.
Również teraz mogłaby przysiąc, że jego skośne, zimne oczy pokrywała na moment
purpura. Podobnie było kiedy Luci z wielkim trudem zdjęła amarantowy kryształ,
a Jaga granatowy. Z szyi Horusa, boga którego rozpoznała od razu. Niemal
wyczuwało się napięcie unoszące się w powietrzu.
-Powinnyśmy
się już stąd wynosić. – rzuciła beznamiętnie Gotka, chowając diament do
kieszeni swetra z logo szkoły. Wszystkie tak odczuwały. Pokiwały zgodnie
głowami. Już wystarczająco czasu przebywały w podziemiu. Nie tylko było to
ryzykowne, bo ktoś mógł zauważyć ich nieobecność. Zaczynały czuć się nieswojo,
jakby wtargnęły nieproszone na cudzą imprezę, albo naruszały jakieś święte
miejsce. Głęboko wiedziały, że to jest święte miejsce. Cichymi krokami, z
wielką ostrożnością znalazły się w piwnicy. Ruchoma ściana zasunęła się za nimi
bezgłośnie. Britney, jako najwyższa ze wszystkich, zauważyła, że środek słońca
zaczynał się wyróżniać. Narysowane promienie i całą resztę muru pokrywała cienka
warstwa kurzu. Jedynie przycisk był czysty, wytarty jej własnym palcem. Wydawał
się niezwykle jasny, a jego żółć rzucała się w oczy. Wcześniej zlewał się z
otoczeniem i był niemal niezauważalny. Jej źrenice powiększyły się nieznacznie
i zadrgały. Czy tak było już wcześniej, ale tego nie zauważyła? Augustus musiał
to spostrzec, kiedy był tu niedawno. Przelękła się. Odruchowo rozejrzała się po
małym pokoju i znowu spojrzała na przycisk. Koleżanki powędrowały za jej
wzrokiem i doskonale go zrozumiały. Jednak co mogły zrobić? Nanieść trochę
brudu? Wówczas w innym miejscu zrobiłoby się z niewyjaśnionych przyczyn czysto,
a na górnej listwie tuż przy suficie osiadłby nagle kurz. Wyglądały bezradnie.
Kończył im się czas. Nie mogły beztrosko przebywać w piwnicy bez możliwości
narażenia się. Bri odwróciła się przodem do ściany i nie myśląc, instynktownie
dmuchnęła, nabranym przedtem powietrzem na rysunek słońca. Drobinki uniosły się
do góry i zaczęły leniwie opadać. Cały obrazem wydał im się nieco odnowiony,
ale nie dominował, gdy patrzyło się na całość.
-Przynajmniej
nie rzuca się oczy. – zwróciła się do kompanek.
-Chodźmy
już. – dodała po chwili.
Dziewczyny
szły wolno, krok za krokiem. Jedna za drugą. Skyler przekręciła kluczyk w zamku
i drzwi otworzyły się z delikatnym skrzypnięciem. Rozejrzała się niepewnie.
„Droga wolna.” Pomyślała i dała znak rękę. Nastolatki zeszły z betonowych
schodów i stanęły na grubym dywanie. Na szczęście było na nim mnóstwo odcisków
butów i piachu z dworu. Sky przekręciła znowu małym, srebrnym kluczykiem. Drzwi
były zamknięte, a one chyba nie zostawiły po sobie żadnych śladów. Musiały
jeszcze tylko wejść na górę i odwiesić go na miejsce. Nagle w jej głowie
pojawiła się myśl. Podczas, gdy były w sekretnym pokoju z rzeźbami Bogów, wyraźnie
słyszała jak dozorca schodzi do piwnicy. Wówczas kluczyk przebywał w jej
kieszeni. Jak mogła być taka głupia? Mężczyzna już rano domyślał się, że któreś
z nich zakradło się do piwnicy. Teraz pewnie pożyczył zapasowy klucz od Sylvii.
Teraz był pewien. Jutro rano, w sobotę, oznajmi im to. Powie, żeby nie kłamali.
Ma dowody. A one nie będą mogły się przyznać, narażając tym samym wszystkich
mieszkańców na jego gniew. Był to człowiek w podeszłym wieku, cienkie, srebrne
włosy gdzieniegdzie zakrywały jego głowę. Nosił stary płaszcz i wiecznie
szczerzył zęby, kiedy coś mu nie pasowało. A ona po raz kolejny ukradła mu
klucz z jego własnego biura. Nieważne, czy klucz, czy coś innego. Żadne z nich
nie miało tam wstępu, nie mówiąc już o zabieraniu jego rzeczy lub szperaniu w
dokumentach. „Będzie teraz zamykał szafkę z kluczami.” Przemknęło Sky przez
myśl. Chciała tylko odłożyć pożyczony przedmiot. Jak najszybciej. Niedługo będą
miały własny. Zrobią go z odcisku na plastelinie. Pocieszyła się. Ruszyła
chwiejnym krokiem na pierwsze piętro. Gabinet Augustusa był znowu otwarty.
„Ostatnio często go tak zostawiał.” Zauważyła czarnowłosa. Wślizgnęła się do
środka, a dziewczyny stały na czatach. Odwiesiła kluczyk na niewielki haczyk i wymknęła
się z czujnością pantery. Wszystkie skierowały się do swojego pokoju.
Veronica
van Channon szła żwawym krokiem, przeskakując przez szpary w chodniku. Jej
opalone ramiona były odsłonięte pomimo zimnego wiatru. Miała naturalnie bardzo
jasne włosy. Wręcz platynowe. Stanowiły ciekawy kontrast z jej ciemnymi, gorzko
czekoladowymi tęczówkami. Nietypowe połączenie. Wyjątkowe. Niosła kartonowe
pudełko załadowane rupieciami. Co chwila zerkała na chłopaka, któremu
towarzyszyła. Patrzyła na karmelowe kosmyki Blaisa. Był to dobrze zbudowany
nastolatek i właśnie opuszczał dom D.A., a jej się to nie podobało. Oddychała
rytmicznie, ale wewnątrz cała drżała i z trudem powstrzymywała łzy.
-Tak
łatwo ci to przyszło. – wyrwało jej się przez zaciśnięte wargi.
-Co masz
na myśli? – spojrzał na nią szeroko otwartymi, zielonymi oczami. Dziewczyna
przełknęła ślinę.
-Opuszczasz
nas, tak po prostu. Bez zastanowienia. Tak łatwo ci to przyszło. – powtórzyła
drżącym głosem. Miała wrażenie, że już dłużej nie jest w stanie powstrzymywać
sztormu w jej głowie. Zacisnęła powieki i stanęła w miejscu. Blais obrócił się
w jej stronę. Położył bagaż na ziemi i złapał ją za ramiona. Poczuł pod palcami
jej rozgrzaną skórę.
-To mi
dobrze zrobi. Nie tylko mi. Naprawdę. Dobrze wiesz, że w Australis nie czułem
się najlepiej. – powiedział cicho, tak jakby nie chciał jej urazić. Uśmiechnął
się promiennie i mogło się wydawać, że jego szeroki uśmiech przegonił burzowe
chmury. Właśnie zaświeciło słońce.
siostra, było świetnie, a teraz jest jeszcze lepiej :D ach, ten mój Blaise słoneczko ;)
OdpowiedzUsuńI co tu dużo gadać... książka jest super a ja już czekam na kolejną część =D
OdpowiedzUsuńps. wstaw jakieś rysunki.. będzie fajnie =D
Bardzo fajne. Wciągajace :-D
OdpowiedzUsuń