sobota, 16 marca 2013

Część 14


Przyjrzała się zimnej twarzy posągu, przedstawiającego kobietę. Jej szlachetne rysy ukazywały spokój i skupienie. Z jej kamiennym włosów wystawało wielkie pióro, mimo materiału z którego było zrobione, wydawało się niezwykle lekkie. Tak samo jak tkanina, okrywająca jej biodra. Palce miała zaciśnięte na pętli, przymocowanej do litery „T”. „Ciągle się powtarza.” Zauważyła nastolatka.

-Tej bogini też nie kojarzę. – powiedziała nieco zawiedzionym głosem, jakby ją przepraszając. Jeszcze jeden krok w prawo.

-Horus! – prawie krzyknęła, widząc krótki dziób sokoła. Małe oczy, wierciły dziurę w jej brzuchu niczym świdry, jednak nie cofnęła się. powtórzyła parę razy jego imię. Imię jednego z najważniejszych bogów starożytnego Egiptu. Symbol połączonego Egiptu i nieba. Poczuła przeszywający ją dreszcz i ugięła kolana. Na wysokości jej pobladłej twarzy znalazła się jego twarda pięść. Otworzyła szerzej oczy i powoli dotknęła dłonią przedmiotu, które trzymało każde z bóstw.

-Widziałam już wcześniej ten znak. – powiedziała oszołomiona.

Jednak w tym samym momencie przyjaciółki usłyszały trzask drzwi i dźwięk tłuczonej szyby. „Augustus już wrócił!” Przyszło wszystkim przez myśl. Dziewczyny zesztywniały. Uciekać? Przeczekać? Iść na przód? Nagle intensywny dreszcz przeszedł przez ich ciała. Ledwie słyszalne brzdąknięcie kluczy. Schodzi do piwnicy!

-Teraz na pewno nie możemy wyjść! – jęknęła przerażona Britney.

-Nie ruszajmy niczego. Nie wiemy co się stanie, a możemy tylko narobić hałasu. – poleciła szeptem Skyler, pomimo to w jej głosie można było wyczuć nutę wahania. Odejdzie. Bri, która stała najbliżej obrotowego regału, wychyliła głowę do pokoju z książkami. Obserwowała uważnie sekretne przejście, które do otwarcia wymagało jedynie przycisku. Oddychała bardzo szybko, a wśród panującej ciszy, wydawało jej się, że jest doskonale słyszalny. Jagoda wyprostowała się i spięła wszystkie mięśnie. Przesunęła się odrobinę i znalazła się za wszystkimi posągami. W półmroku widziała zarysy ich doskonale wyrzeźbionych pleców. W jednej chwili zamarła. Nie sparaliżował jej lodowaty wzrok Sky, który niemal krzyczał „Co ty wyprawiasz?! Nie ruszaj się!”. Tuż obok niej stała ostatnia, siódma figura. Największa ze wszystkich. Postać miała skrzyżowane racę na piersi, w obu trzymała insygnia władzy królewskiej, które Jaga znała z podręcznika do historii. Jeden przypominał berło, drugi bicz. Miał dużych rozmiarów, jasną koronę, która kontrastowała z jego pomalowaną na zielono twarzą. Części ciała pokrywały kamienne bandaże. Wyglądał jak śmiertelny faraon w postaci mumii, który zamierza się obudzić. Jagoda oparła się plecami o zakurzoną, ceglaną ścianę. Przyglądała się ze strachem w oczach profilowi władcy podziemi. Boga śmierci i odrodzonego życia. „Wielkiego sędziego zmarłych” podpowiedział jej rozum.

Ozyrys.


ROZDZIAŁ VII


             Była pewna od razu. Przemknęła między murem tak, by znowu stać przodem do pozostałych figur. Skyler miotała błyskawicami, jednak Jagodzie udało się przetrzymać jej przeszywające spojrzenie. Nastolatki usłyszały ponowne trzaśnięcie i głośny, ale oddalający się tupot. „Poszedł.” Przeleciało wszystkim przez myśl. Odetchnęły z ulgą.

-Mogłaś nas narazić! – syknęła jeszcze szeptem czarnowłosa. Hipiska wzruszyła ramionami i posłała koleżance złośliwy uśmieszek. Sky nie zareagowała.

-Powinnaś tam zajrzeć. – dodała na głos, wskazując głową szczelinę między ścianą i rzeźbami. Skyler zrobiła taki ruch, jakby odgarniała włosy z ramienia, jednak w jej przypadku było to zupełnie bezsensowne. Jej krótkie kosmyki nawet nie drgnęły. Przeszła wyprostowała przez wąskie przesmyk, a jej i tak chude nogi wydały się przyjaciółkom niemal anorektyczne. „Skyler na pewno, by to ucieszyło.” Pomyślała Jaga, spoglądając na swoje nieco zaokrąglone biodra. Gotka jęknęła, ale po chwili udała, że kaszle. Nie chciała widzieć satysfakcji w oczach rudowłosej. Podeszła bliżej pomnika i zauważyła kolejny kryształ.

Był czarny. Krystalicznie czarny. To było niesamowite, że w mroku, widząc jedynie kontury kształtów, mogła dostrzec taki szczegół. Jednak kamień wyróżniał się w ciemnościach, choć kolorem niemalże się nie różnił. Świecił swoim własnym blaskiem i czarował Skyler. Powoli wyciągnęła drżącą dłoń i położyła palce na zimnym krysztale. W jednej chwili przez całe jej ciało przepłynął przerażający, ale przyjemny prąd. Poczuła dreszcze satysfakcji. I nagle poczuła ogromną potrzebę, by go mieć. Na własność. Zerwać go z szyi giganta i nosić z dumą, patrząc jak ludzie jej zazdroszczą.

-Niesamowity, prawda? – powiedziała z uznaniem rudowłosa. Skyler zamruczała, jakby po raz pierwszy od dawna przyznawała jej rację. Nie interesowało ją to, że przyjaciółka miała na myśli potężny, kamienny posąg egipskiego Boga. Britney na nowo włączyła latarkę.

-Powinnyśmy je wziąć? – wtrąciła subtelnie Lucrecia. Upatrzyła sobie amarantowy klejnocik uwieszony na twardym karku Thotha, który zwisał swobodnie na jego klatce piersiowej.

-Jest ich siedem. – zauważyła Bri i podniosła oczy znad promienia latarki.

-Ja biorę ten. – rzuciła Skyler, nie czekając na wspólną decyzję. Poczuła jak włosy jeżą się jej na karku, jak u dzikiego zwierzęcia tuż przed skokiem na ofiarę. Pochwyciła w obie ręce śliski, delikatny przedmiot i jednym, szybkim ruchem pociągnęła go w dół, by zerwał rzemyk. Miała wrażenie że kamienne, surowe oczy rzeźby zaświeciły blaskiem skradzionego diamentu. Cofnęła się, niemal upadając. Czuła, jakby mierzyli się wzrokiem. Przeszła w pośpiechu przez szczelinę i wypadła z niej jak torpeda, wpadając na Brit. Skarb kiwał się na sznurku, wprawiony w ruch drżeniem jej dłoni. Bez słów, widząc postępek współlokatorki, dziewczyny zaczęły zrywać kamienie. Britney skierowała światło na szkarłatny kryształ, który poprzednio oślepił Jagodę. Lubiła czerwony. To był jej ulubiony kolor. Stanęła na palcach i ostrożnie zsunęła naszyjnik przez głowę szakala. Również teraz mogłaby przysiąc, że jego skośne, zimne oczy pokrywała na moment purpura. Podobnie było kiedy Luci z wielkim trudem zdjęła amarantowy kryształ, a Jaga granatowy. Z szyi Horusa, boga którego rozpoznała od razu. Niemal wyczuwało się napięcie unoszące się w powietrzu.

-Powinnyśmy się już stąd wynosić. – rzuciła beznamiętnie Gotka, chowając diament do kieszeni swetra z logo szkoły. Wszystkie tak odczuwały. Pokiwały zgodnie głowami. Już wystarczająco czasu przebywały w podziemiu. Nie tylko było to ryzykowne, bo ktoś mógł zauważyć ich nieobecność. Zaczynały czuć się nieswojo, jakby wtargnęły nieproszone na cudzą imprezę, albo naruszały jakieś święte miejsce. Głęboko wiedziały, że to jest święte miejsce. Cichymi krokami, z wielką ostrożnością znalazły się w piwnicy. Ruchoma ściana zasunęła się za nimi bezgłośnie. Britney, jako najwyższa ze wszystkich, zauważyła, że środek słońca zaczynał się wyróżniać. Narysowane promienie i całą resztę muru pokrywała cienka warstwa kurzu. Jedynie przycisk był czysty, wytarty jej własnym palcem. Wydawał się niezwykle jasny, a jego żółć rzucała się w oczy. Wcześniej zlewał się z otoczeniem i był niemal niezauważalny. Jej źrenice powiększyły się nieznacznie i zadrgały. Czy tak było już wcześniej, ale tego nie zauważyła? Augustus musiał to spostrzec, kiedy był tu niedawno. Przelękła się. Odruchowo rozejrzała się po małym pokoju i znowu spojrzała na przycisk. Koleżanki powędrowały za jej wzrokiem i doskonale go zrozumiały. Jednak co mogły zrobić? Nanieść trochę brudu? Wówczas w innym miejscu zrobiłoby się z niewyjaśnionych przyczyn czysto, a na górnej listwie tuż przy suficie osiadłby nagle kurz. Wyglądały bezradnie. Kończył im się czas. Nie mogły beztrosko przebywać w piwnicy bez możliwości narażenia się. Bri odwróciła się przodem do ściany i nie myśląc, instynktownie dmuchnęła, nabranym przedtem powietrzem na rysunek słońca. Drobinki uniosły się do góry i zaczęły leniwie opadać. Cały obrazem wydał im się nieco odnowiony, ale nie dominował, gdy patrzyło się na całość.

-Przynajmniej nie rzuca się oczy. – zwróciła się do kompanek.

-Chodźmy już. – dodała po chwili.

Dziewczyny szły wolno, krok za krokiem. Jedna za drugą. Skyler przekręciła kluczyk w zamku i drzwi otworzyły się z delikatnym skrzypnięciem. Rozejrzała się niepewnie. „Droga wolna.” Pomyślała i dała znak rękę. Nastolatki zeszły z betonowych schodów i stanęły na grubym dywanie. Na szczęście było na nim mnóstwo odcisków butów i piachu z dworu. Sky przekręciła znowu małym, srebrnym kluczykiem. Drzwi były zamknięte, a one chyba nie zostawiły po sobie żadnych śladów. Musiały jeszcze tylko wejść na górę i odwiesić go na miejsce. Nagle w jej głowie pojawiła się myśl. Podczas, gdy były w sekretnym pokoju z rzeźbami Bogów, wyraźnie słyszała jak dozorca schodzi do piwnicy. Wówczas kluczyk przebywał w jej kieszeni. Jak mogła być taka głupia? Mężczyzna już rano domyślał się, że któreś z nich zakradło się do piwnicy. Teraz pewnie pożyczył zapasowy klucz od Sylvii. Teraz był pewien. Jutro rano, w sobotę, oznajmi im to. Powie, żeby nie kłamali. Ma dowody. A one nie będą mogły się przyznać, narażając tym samym wszystkich mieszkańców na jego gniew. Był to człowiek w podeszłym wieku, cienkie, srebrne włosy gdzieniegdzie zakrywały jego głowę. Nosił stary płaszcz i wiecznie szczerzył zęby, kiedy coś mu nie pasowało. A ona po raz kolejny ukradła mu klucz z jego własnego biura. Nieważne, czy klucz, czy coś innego. Żadne z nich nie miało tam wstępu, nie mówiąc już o zabieraniu jego rzeczy lub szperaniu w dokumentach. „Będzie teraz zamykał szafkę z kluczami.” Przemknęło Sky przez myśl. Chciała tylko odłożyć pożyczony przedmiot. Jak najszybciej. Niedługo będą miały własny. Zrobią go z odcisku na plastelinie. Pocieszyła się. Ruszyła chwiejnym krokiem na pierwsze piętro. Gabinet Augustusa był znowu otwarty. „Ostatnio często go tak zostawiał.” Zauważyła czarnowłosa. Wślizgnęła się do środka, a dziewczyny stały na czatach. Odwiesiła kluczyk na niewielki haczyk i wymknęła się z czujnością pantery. Wszystkie skierowały się do swojego pokoju.

Veronica van Channon szła żwawym krokiem, przeskakując przez szpary w chodniku. Jej opalone ramiona były odsłonięte pomimo zimnego wiatru. Miała naturalnie bardzo jasne włosy. Wręcz platynowe. Stanowiły ciekawy kontrast z jej ciemnymi, gorzko czekoladowymi tęczówkami. Nietypowe połączenie. Wyjątkowe. Niosła kartonowe pudełko załadowane rupieciami. Co chwila zerkała na chłopaka, któremu towarzyszyła. Patrzyła na karmelowe kosmyki Blaisa. Był to dobrze zbudowany nastolatek i właśnie opuszczał dom D.A., a jej się to nie podobało. Oddychała rytmicznie, ale wewnątrz cała drżała i z trudem powstrzymywała łzy.

-Tak łatwo ci to przyszło. – wyrwało jej się przez zaciśnięte wargi.

-Co masz na myśli? – spojrzał na nią szeroko otwartymi, zielonymi oczami. Dziewczyna przełknęła ślinę.

-Opuszczasz nas, tak po prostu. Bez zastanowienia. Tak łatwo ci to przyszło. – powtórzyła drżącym głosem. Miała wrażenie, że już dłużej nie jest w stanie powstrzymywać sztormu w jej głowie. Zacisnęła powieki i stanęła w miejscu. Blais obrócił się w jej stronę. Położył bagaż na ziemi i złapał ją za ramiona. Poczuł pod palcami jej rozgrzaną skórę.

-To mi dobrze zrobi. Nie tylko mi. Naprawdę. Dobrze wiesz, że w Australis nie czułem się najlepiej. – powiedział cicho, tak jakby nie chciał jej urazić. Uśmiechnął się promiennie i mogło się wydawać, że jego szeroki uśmiech przegonił burzowe chmury. Właśnie zaświeciło słońce.

3 komentarze:

  1. siostra, było świetnie, a teraz jest jeszcze lepiej :D ach, ten mój Blaise słoneczko ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. I co tu dużo gadać... książka jest super a ja już czekam na kolejną część =D
    ps. wstaw jakieś rysunki.. będzie fajnie =D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne. Wciągajace :-D

    OdpowiedzUsuń